Jak feniks z popiołów
Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła, a jej myśli przerodziły się w senną wizję. Widziała siebie i Margareth na dziedzińcu wielkiego zamku. Kurczowo trzymała rękę swojej rodzicielki znów czując się jak małe zagubione dziecko. Rick zburzył mur który trzymał ją w ryzach tyle lat. Nie mogła uwierzyć, że mu o tym wszystkim powiedziała. Czuła wstyd ale już nie było odwrotu...w końcu on wiedział. Było jej głupio, że się otworzyła i dała mu wykorzystać moment słabości. Nie powinna tego robić ale mimo wszystko czuła niesamowitą ulgę dzieląc z kimś ten ciężar. Teraz już prawie wszystko było dla niej jasne, Rick jej pomoże ale ona musi się nauczyć trzymać język za zębami. Jednak nie powiedziała mu wszystkiego, a raczej tego czego nie musiał wiedzieć. Już wcześniej myślała jak zachęcić mężczyznę do pomocy ale liczyła, że objedzie się bez omawiania całej tej historii. Miała jednak szczęście, że Rick stracił swoją czujność i nie zadawał więcej niewygodnych pytań. Chyba ta cała historia sprawiła, że zrobiło mu się głupio. Wyglądał jakby żałował swoich pytań ale jednak wiedział, że musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Sam wybrał, że chciał wiedzieć, a ona tylko spełniła jego żądanie jak tresowany piesek.
Nie wiedział jeszcze w jakie bagno się wpakował. Cała ta sytuacja dopiero do niego dochodziła. Nie zamierzał pokazywać jej swojej słabości czy nadmiernego współczucia, to nie było w jego stylu. Myślał co zrobić żeby nie zaangażować w to Mortyego. Wiedział, że ostatnio zdarzało im się go specjalnie unikać ale nie chciał go w to mieszać. Czuł się dziwnie z faktem, że Eva faktycznie mu się zwierzyła. Poszło mu lepiej niż myślał co go cieszyło ale nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Ev już od początku wydawała się dziwnie schowana w cieniu czegoś większego lecz sprytnie chowała to pod maską. Od razu to zauważył...w końcu robił dokładnie to samo cały czas. Chciał jej pomóc załatwić to raz na zawsze żeby mogła iść dalej. Nie mógł znieść jej spojrzenia kiedy mówiła że "musi zobaczyć jak umiera". Widać w nich było nienawiść i przytłaczającą niesprawiedliwość. Wstał i otrzepał się z trawy kiedy słońce zaczęło wschodzić. Podszedł i potrząsnął lekko ramię dziewczyny która jeszcze spała. Otworzył portal i wskazał jej drogę prowadzącą do jego środka. Ona tylko wstała i bez słowa przeszła na drugą stronę. Po chwili już znajdowali się w garażu. Ev usiadła na krześle i wtopiła swoją twarz w dłonie. Rick tylko oparł się bez słowa o blat i wyciągnął swoją piersiówkę.
- Zrobimy to dzisiaj - powiedział patrząc w podłogę - jeżeli oczywiście dasz radę
- Byłam na to gotowa odkąd skończyłam 10 lat Rick - podniosła twarz patrząc na niego - Muszę to skończyć jak najszybciej ale mam tylko jedną prośbę
- Jaką? - spojrzał na jej bladą i smutną twarz
- Pójdziemy tam tylko ty i ja. Skończymy to i pozbędziemy się ciała. NIKT nie może się dowiedzieć jasne - mówiła tak poważnie jak nigdy dotąd
- Nawet mi się nie śni nikomu mówić, a na pewno nie mojej rodzinie. Mogę ci pomóc ale nie mieszamy w to nikogo poza mną i tobą, zgoda? - podał jej rękę w celu przypieczętowania ich umowy
- Wchodzę w to - podała mu rękę potwierdzając swoje stanowisko. - Rick, jeszcze jedno - mężczyzna odwrócił się na jej znak - dziękuję - Rick aż osłupiał na jej słowa po czym skinął głową i wyszedł z garażu bez słowa
Zsunęła się na ziemię chowając twarz za rękami. Nie dochodziła do niej myśl, że wszystko to dzieje się naprawdę. Tyle lat i planów w samotności na które nie miała odwagi ale teraz...była inną osobą. Wiedziała, że może na niego liczyć mimo, że czasami wydawał się mało wiarygodny to jednak ufała mu kiedy robił tą swoją poważną minę. Nagle drzwi do garażu się uchyliły i do pokoju weszła Summer.
CZYTASZ
Rick i Morty: Piąte koło u wozu
FanfictionJej nudne życie pełne rutyny wypełniała kawa i brak snu. Pewnej zwyczajnej nocy nadzwyczajna siła odwiedziła jej ogródek. Okrągły zielony portal mienił się na samym środku zapraszając ją do środka. Powoli przełożyła jedną rękę przez dziwną materię a...