Rozdział 10

309 8 2
                                    

Mediolan był piękny. Nie skłamię, jeśli powiem, że to najurodziwsze miasto, jakie do tej pory zobaczyłam w życiu. Niestety, tylko przez przyciemnioną szybę opancerzonego SUVa. Przejeżdżaliśmy obok pięknego i wielkiego dworca głównego Milano Centrale, mijaliśmy Piazzę de Duomo ze słynną katedrą oraz siedzibę urzędu miasta - Palazzo Marino, by dojechać do naszego celu: Piazza Adela Scala. To tam, w muzeum Gallerie d'Italia miał odbyć się bal charytatywny. Pośród dzieł sztuki z XIX i XX wieku.
Nie ukrywam, byłam zestresowana. Bo wy nie rozumiecie. Byłam wielkim słoniem w składzie porcelany. Podejrzewam, że dzieła sztuki już drżały na myśl o mnie, a kustosze muzeum wstawiali je w pancerne panele ochronne.
Wysiadając z samochodu modliłam się, zeby się nie zabić. Ubrana byłam w piękną długą granatową suknię na jednym ramiączku, którą pożyczyłam od Alicii oraz czarne szpilki kupione przez Paolo w Taorminie.
Domenico otworzył mi drzwi i podał rękę. Tym razem nie uniosłam się żadną dumą i dałam sobie pomóc wysiąść. Na moje szczęście do muzeum nie prowadziły żadne schody, w przeciwnym razie chyba bym się popłakała.

- Wyglądasz prześlicznie. - Domenico uśmiechnął się. - Dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałem.

- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele - warknęłam. - Nie wybaczę ci tego wieczoru.

- Mówiłem, że będziesz miała mnie dość. - Wyszczerzył się. Moje cierpienie wyraźnie go bawiło. - Nie martw się. - Spoważniał na chwilę. - Zrobię wszystko, żebyś czuła się w miarę komfortowo. W końcu w zamian ty robisz wszystko, żebym czuł się bezpieczny.

- Dosłownie. Wszystko - westchnęłam i dałam poprowadzić się do wejścia do pięknego budynku.

Gdy weszliśmy do środka poczułam, że wszystkie oczy skierowały się na nas. Na mnie. Każdy był ciekaw, kogo przyprowadził Domenico Terrazino. Poczułam duszący stres, nie miałam nad nim kontroli. W jednej chwili z szarej myszki stałam się królową balu, po czym znów przemieniłam się w mysz... A przynajmniej bardzo tego chciałam. Uwaga tych ludzi mnie przytłaczała.

- Nie bój się - szepnął mi do ucha Domenico, najwyraźniej widząc, co się ze mną dzieje. - Jestem tu, przy tobie.

Weszliśmy głębiej, do wielkiej sali. Podchodzili do nas różni ludzie, goście, witali się, przedstawiali, jednak ze stresu nie byłam w stanie zapamietać ani jednego imienia.
Po kilku chwilach zaczęła grać muzyka, lecz nikt jeszcze nie tańczył. Podeszliśmy do stolika, Domenico odsunął mi krzesło, żebym usiadła. Przy stoliku siedziały już dwie inne pary. Mężczyźni jednak szybko zostawili nas same, odchodząc na bok, by porozmawiać na osobności. Kobiety praktycznie od razu zaczęły między sobą rozmawiać po włosku, co chwila zerkając na mnie, bez skrępowania dając mi do zrozumienia, że mnie obmawiają. Super. Po raz kolejny przeklęłam swoją nieznajomość tego języka.

- Przepraszam, muszę się przewietrzyć - odezwałam się po angielsku, po czym wstałam i skierowałam się ku tylnym drzwiom prowadzącym na olbrzymi taras i dalej do rozległego ogrodu.

Momentalnie znalazł się przy mnie Paolo.

- Gdzie ty się wybierasz? - Spytał lekko przestraszony.

- Mam dość siedzenia tutaj, wszyscy się na mnie gapią.

- A dziwi cię to? Przyszłaś oficjalnie jako partnerka Domenica. Karolina. - Ściszył głos. - Nie możesz tak wyjść. Musiałbym pójść z tobą, a wtedy on zostanie zupełnie bez obstawy.

- Przecież wiesz, że w razie czego sobie poradzę.

- No, to byłoby dopiero podejrzane. - Zaironizował. - Wróciłem do Domenica, a kobietę puściłem samą. W ogóle nikt nie zacznie się zastanawiać, dlaczego.

Westchnęłam ciężko. Musiałam przyznać młodemu Włochowi rację. Wróciłam zrezygnowana do stolika, a Paolo mnie odprowadził.

- Zaraz będzie pierwszy taniec - szepnął jeszcze. - Po nim mężczyźni udadzą się do gabinetu, by przedyskutować różne rzeczy. Bez obstawy. Wtedy wyjdziemy razem na ogród, będę blisko ciebie. Nie wzbudzimy podejrzeń. Na razie wytrzymaj.

Skinęłam głową. To brzmiało bardziej obiecująco, chociaż myśl o tańcu przerażała mnie bardziej, niż jakakolwiek strzelanina, która mogłaby się odbyć w gnieździe mafiosów. Z pistoletem radzę sobie na pewno dużo lepiej, niż z krokami w jakimś walcu czy cholera wie czym.
Paolo się nie pomylił. Ledwo wróciłam do stolika, w sumie nie zdążyłam nawet usiąść, gdy został ogłoszony pierwszy taniec. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu znałam tę melodię. Była to akustyczna wersja piosenki „Absolem" Shy'm. Wolna, przyjemna i niezwykle elektryzująca.

- Można panią prosić? - Domenico zjawił się znikąd obok mnie i wyciągnął rękę.

Skinęłam głową. I podałam mu dłoń. Poszliśmy na parkiet, gdzie tańczyły juz dwie inne pary. Poczułam się minimalnie pewniej widząc, że kobieta obok mnie, wysoka ciemna Włoszka, rownież nie do końca sobie radzi. Domenico chwycił mnie pewnie, więc instynktownie objęłam go tak, jak powinnam to zrobić w tego rodzaju tańcu i zaczęłam poruszać się zgodnie z jego ruchami.

- Czy ty przypadkiem nie wspominałaś, że w tańcu nie radzisz sobie zupełnie? - Spytał z uśmiechem Włoch.

- To ironia?

- Nie. Komplement. Naprawdę miło trzyma się ciebie w ramionach.

- To też komplement?

Nie odpowiedział, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej. Poczułam się dobrze, bezpiecznie... Cholera.
Piosenka trwała osiem minut, w których nie nadepnęłam ani razu Domenicowi na stopę. Można to uznać za prawdziwy sukces. Te osiem minut było naprawdę przyjemne i prawie żałowałam, gdy piosenka dobiegła końca. Na koniec Domenico nachylił się i pocałował mnie. Po prostu, jakby robił to codziennie. Odruchowo zatopiłam dłoń w jego gęstych czarnych włosach, ale wtedy się odsunął. Wiedziałam, że to był pocałunek tylko na potrzeby obserwujących nas oczu, by rozwiać jakiekolwiek podejrzenia wobec nas i było mi cholernie głupio, że dałam się tak łatwo ponieść chwili.

- Muszę załatwić sprawy - powiedział nieco głośniej, żeby ludzie obok nas usłyszeli. - Paolo z tobą zostanie, kochanie. Wrócę niebawem.

BodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz