Rozdział 4

274 9 2
                                    

     Zatrzymaliśmy się tylko raz - pod Ostródą, na stałym przystanku w drodze do Warszawy. Był tam dość spory parking i restauracja McDonald's. Terrazino odetchnął z ulgą, bo wreszcie mógł w spokoju zapalić papierosa, a ja poszłam do tej znanej amerykańskiej sieciówki kupić coś do picia.
     Wracałam do samochodu z dużym kubkiem zimnej Pepsi i obserwowałam opartego o mój samochód Domenico, żywo dyskutującego z Paolo trzymając papierosa w ręku. Oczywiście nie rozumiałam ani słowa. Spojrzałam na czarnowłosego Włocha. Przez całą drogę miałam głupie wrażenie, że stale mnie obserwuje. Nie miałam pewności przez te jego okulary, ale to uczucie nie opuszczało mnie ani na sekundę. Zganiłam się w duchu, bo przecież dlaczego ten człowiek miałby nie spuszczać ze mnie oka? Głupota.
     Gdy podeszłam bliżej, mężczyźni zamilkli. Domenico zgasił papierosa, przydeptując go idealnie wypastowanym butem, pewnie kosztującym niemało.

   - Jedziemy? - Spytał, otwierając przede mną drzwi.

   - Tak. - Skinęłam głową.

     Chciałam odpalić auto, gdy zadzwonił Mariusz. Odebrałam szybko.

   - Radzisz sobie? - Spytał od razu mój przełożony.

   - Chyba tak. A jak u was?

   - Terrazino miał rację - westchnął. - Czaili się na nasze auto. Kilku Gruzinów próbowało wyciągnąć z samochodu dublera. Oczywiście nie udało się, a chłopaki pojechali do hotelu. Uważajcie na siebie.

   - Kim on jest? - Wycedziłam. - Ty coś wiesz?

   - Mogę się tylko domyślać...

   - Ja chyba też...

     Rozłączyłam się. Odwróciłam się do Domenica.

   - Miałeś rację - powiedziałam po angielsku. - Nasz samochód próbowali zaatakować jacyś Gruzini. Domyślam się, że to z twojego powodu.

     Po raz pierwszy od przylotu Domenico Terrazino ściągnął okulary i zobaczyłam jego oczy. Brązowe, zimne spojrzenie przeszyło mnie na wylot.

   - Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku - powiedział powoli.

   - Tak. Złapali ich, a dubler jest w hotelu. Mamy czystą drogę. Niedługo będziemy na miejscu.

   - Dobrze. - Domenico założył z powrotem okulary na nos i wcisnął ręce w kieszenie rozsiadając się wygodniej na tylnej kanapie i odwracając w stronę okna.

     Zacisnęłam zęby. Ta cała akcja robiła się coraz dziwniejsza. Nie wierzę, żeby jacyś Gruzini nagle chcieli zabić jakiegoś hotelarza. Nawet najwięksi biznesmeni nie mieli takich problemów. Tutaj podłoże jest dużo głębsze. Czego ja nie dostrzegam?



     Dojechaliśmy do Warszawy. Dokładnie tak, jak przewidywałam, wjechaliśmy przez bramę na osiedle, prosto do podziemnego parkingu. Dość szybko znalazłam miejsce przynależące do wynajętego przez nas apartamentu. Przeszliśmy szybkim krokiem do windy i wjechaliśmy na trzecie piętro. Budynek był świeży i nowomodnie wykończony. Wszystko było dość eleganckie i wydawało mi się, że w jakiś sposób ci dwaj mężczyźni po prostu tu pasowali.

   - Poczekajcie tu. - Poleciłam im cicho, zanim włożyłam klucz do zamka. - Sprawdzę mieszkanie.

     Weszłam jako pierwsza, z bronią w gotowości i obeszłam dokładnie trzypokojowe mieszkanie. Było schludne, urządzone w kolorach grafitowym i ostrej zieleni. Salon łączył się z aneksem kuchennym, a dalej była dość spora łazienka z prysznicem. Okna wychodziły na niewielki osiedlowy plac spacerowy.

BodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz