Usłyszałam pikanie jakiegoś urządzenia obok mnie i postanowiłam otworzyć oczy. Po kilku próbach udało mi się. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu w którym leżałam. Było to skrzydło szpitalne w wieży. Nie byłam do końca pewna co się ze mną stało ani kto mnie uratował. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie zdążyłam dobrze się ułożyć, a już w drzwiach zobaczyłam Tonego. Nic nie powiedział tylko podbiegł do mnie I przytulił mówiąc
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz.
Długo nie musiał czekać na odwzajemnienie uścisku. Po kilku sekundach odsunął się odemnie i spytał
- Dobrze się czujesz?
- Tak tato.
Chwilę się zastanawiałam nad zadaniem mu nurtującego mnie pytania. Przełamałam się i zapytałam
- Tato, hmmm kto w ogóle mnie uratował. Ostatnie co pamiętam to jak spadałam do wody.
- Nie wiem gdy zauważyłem że wieża się rozpada podleciałem do niej żeby cię uratować, ale - w tym momencie jego głos się załamał. Po chwili kontynuował - Nie mogłem cię nigdzie znaleźć. Dopiero później po dłuższym poszukiwaniu zauważyłem cię nieprzytomną na brzegu.
- Okey. Kiedy będę mogła wrócić do pokoju?
- Z odczytów i wyników badań wychodzi że bardzo szybko wracasz do pełni zdrowia więc myślę że za trzy dni oczywiście po badaniach kontrolnych będziesz mogła wrócić do swojego pokoju.
- I walki - dodałam
- O nie - powiedział głosem który nie zniesie sprzeciwu
- Jak to. Dobrze wiesz że pomaganie jest czymś bez czego moje życie nie miałoby sensu. Robiłam to zanim poznałam ciebie i nie mam zamiaru z tego rezygnować tylko przez jakiś głupi wypadek.
- Głupi wypadek?! Ty nazywasz to głupim wypadkiem. To nie pierwszy raz kiedy ocierasz się o śmierć
- Mam to po tobie - wciełam mu się w słowo
- Ale ja to robię bo muszę a ty?
- No z chęci pomagania innym .
- Jaki jest ten właściwy powód? - sprecyzował pytanie
Zacięłam się bo to pytanie wcale nie było takie proste jak na początku się wydawało.
- Nikt nigdy nie pomaga bez jakiego powodu, bezinteresownie.
- A ty? Dlaczego to robisz? - zadałam mu to samo pytanie
- Ze względu na ciebie.
- Co?
- Gdybym przestał pomagać innym i chronić planety, ziemia stałaby się miejscem w którym nie chciałbym abyś dorastała. Ja poprostu likwiduje zło które ci mogło by grozić.
Po tej odpowiedzi zapadła cisza którą przerwał
- No dobra zajrzę do ciebie później a teraz muszę ogarnąć papierkową robotę.
Wstał i wyszedł a ja nadal zastanawiałam się nad odpowiedzia na pytanie które mi zadał. Położyłam się i usnęłam.
--- 3 dni później ---
Mogłam już opuścić skrzydło szpitalnego. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona, bo dzięki temu będę mogła spotkać się z Nat i Stevem. Podczas mojego leczenia nikt nie mógł mnie odwiedzać prócz Bannera i taty. Tak jak on to powiedział mam odpoczywać i nie zamartwiać się nie swoimi problemami.
Po wejściu do pokoju przywitał mnie Jarvis.
- Miło panienkę widzieć w pełni zdrów.
- Tak Jarvis ja też tęskniłam.
Na biurku zauważyłam leżący zegarek i karteczkę
,,Pamiętaj że najważniejsze jest to aby zadbać najpierw o swoje bezpieczeństwo"
Karta była nie podpisana ale podejrzewałam kto mógł ją napisać. Bez namysłu założyłam zegarek i skierowałam się do salonu.
Po wejściu zauważyłam że o dziwo wszyscy są i się jeszcze nie kłócą. Nie zauważyli mnie więc postanowiłam zwrócić na siebie uwagę
- To wracam i nie macie zamiaru nawet się przywitać.
Wszyscy równo odwrócili się w moim kierunku. Z uśmiechem zaczęli mówić jak dobrze mnie widzieć i jak się cieszą że żyje.
Wśród zgromadzonych nie zauważyłam Steva.
- Gdzie Kapitan? - zapytałam się Nat
- Ma rozmowę z Fury.
- Coś poważnego?
- Nie wiem, ale z doświadczenia powinnaś wiedzieć że takie rozmowy dobrze się nie kończą.
- Nie kłam Nat. Wiesz o co chodzi. Powiedz mi. Dobrze wiesz że jak mi nie powiesz to sama się dowiem.
- Mała szantażystka?
- Uczę się od najlepszej. To o czym gadają?
- Fury interesuje się tym mężczyzną z którym walczyliście.
- Gdzie rozmawiają?
- W sali konferencyjnej.
- Dzięki Nat.
Gdy chciałam ruszyć w kierunku tej sali Natasha złapała mnie za ramię I dodała
- Nie mieszaj się w to. Tony ....
- Tony nie musi się martwić to będzie tylko zwykła rozmowa - przerwałam jej
- Coś nie chce mi się w to wierzyć.
Wdowa mnie puściła i skierowałam się do pomieszczenia w którym jest Steve i Fury.
Po dotarciu pod drzwi bez pukania weszłam do środka. Obaj mężczyźni skierowali swój wzrok na mnie.
- O widzę że Panna Stark czuje się już lepiej. - przywitał mnie pirat
- Tak tak, a teraz do rzeczy dlaczego interesujesz się Buckym?
- Widzisz stanowi pewne w rodzaju niebezpieczeństwo, pracuje dla Hydry.
- Nie masz prawa się do niego zbliżyć.
- Posłuchaj to ja tu jestem szefem i ja decyduje, a z tego co wiem Stark nie chce cię mieszać w kolejną sprawę.
- Tony nie będzie o mnie decydował. Nie mam zamiaru się go słuchać.
- To już załatwcie pomiędzy sobą. To Steve postaramy się go namierzyć, a gdybyś coś znalazł poinformuj mnie.
- A co ja mam robić?
- Ty jesteś odsunięta od tej sprawy.
- CO! Czemu?
- Przypominam że nadal nie podjąłem decyzji o Twoich dalszych losach w TARCZY. Ostrzeżenie sprzed twojego wypadku jest nadal aktualne. Jeden głupi wybryk i wylatujesz. Zrozumiano
Nic nie odpowiedziałam
- Zrozumiano? - powtórzył pytanie
- Tak - odpowiedziałam
- To się cieszę. Widzimy się niebawem.
Po tych słowach opuścił sale. Steve do mnie podszedł
- Nie masz zamiaru odpuszczać, prawda? - spytał się kładąc rękę na moim ramieniu
- A jak myślisz Kapitanie - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem.
CZYTASZ
Jaki ojciec taka córka
AksiPo stracie jedynej ważnej osoby i poznania kim jest ojciec w życiu 17 latki dużo się zmieni. Tylko pytanie czy na dobre..?