44. Fury i kolejne kłopoty

525 43 10
                                    

Usłyszałam pikanie jakiegoś urządzenia obok mnie i postanowiłam otworzyć oczy. Po kilku próbach udało mi się. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu w którym leżałam. Było to skrzydło szpitalne w wieży. Nie byłam do końca pewna co się ze mną stało ani kto mnie uratował. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie zdążyłam dobrze się ułożyć, a już w drzwiach zobaczyłam Tonego. Nic nie powiedział tylko podbiegł do mnie I przytulił mówiąc

- Nigdy więcej mnie tak nie strasz.

Długo nie musiał czekać na odwzajemnienie uścisku. Po kilku sekundach odsunął się odemnie i spytał

- Dobrze się czujesz?

- Tak tato.

Chwilę się zastanawiałam nad zadaniem mu nurtującego mnie pytania. Przełamałam się i zapytałam

- Tato, hmmm kto w ogóle mnie uratował. Ostatnie co pamiętam to jak spadałam do wody.

- Nie wiem gdy zauważyłem że wieża się rozpada podleciałem do niej żeby cię uratować, ale - w tym momencie jego głos się załamał. Po chwili kontynuował - Nie mogłem cię nigdzie znaleźć. Dopiero później po dłuższym poszukiwaniu zauważyłem cię nieprzytomną na brzegu.

- Okey. Kiedy będę mogła wrócić do pokoju?

- Z odczytów i wyników badań wychodzi że bardzo szybko wracasz do pełni zdrowia więc myślę że za trzy dni oczywiście po badaniach kontrolnych będziesz mogła wrócić do swojego pokoju.

- I walki - dodałam

- O nie - powiedział głosem który nie zniesie sprzeciwu

- Jak to. Dobrze wiesz że pomaganie jest czymś bez czego moje życie nie miałoby sensu. Robiłam to zanim poznałam ciebie i nie mam zamiaru z tego rezygnować tylko przez jakiś głupi wypadek.

- Głupi wypadek?! Ty nazywasz to głupim wypadkiem. To nie pierwszy raz kiedy ocierasz się o śmierć

- Mam to po tobie - wciełam mu się w słowo

- Ale ja to robię bo muszę a ty?

- No z chęci pomagania innym .

- Jaki jest ten właściwy powód? - sprecyzował pytanie

Zacięłam się bo to pytanie wcale nie było takie proste jak na początku się wydawało.

- Nikt nigdy nie pomaga bez jakiego powodu, bezinteresownie.

- A ty? Dlaczego to robisz? - zadałam mu to samo pytanie

- Ze względu na ciebie.

- Co?

- Gdybym przestał pomagać innym i chronić planety, ziemia stałaby się miejscem w którym nie chciałbym abyś dorastała. Ja poprostu likwiduje zło które ci mogło by grozić.

Po tej odpowiedzi zapadła cisza którą przerwał

- No dobra zajrzę do ciebie później a teraz muszę ogarnąć papierkową robotę.

Wstał i wyszedł a ja nadal zastanawiałam się nad odpowiedzia na pytanie które mi zadał. Położyłam się i usnęłam.

--- 3 dni później ---

Mogłam już opuścić skrzydło szpitalnego. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona, bo dzięki temu będę mogła spotkać się z Nat i Stevem. Podczas mojego leczenia nikt nie mógł mnie odwiedzać prócz Bannera i taty. Tak jak on to powiedział mam odpoczywać i nie zamartwiać się nie swoimi problemami.

Po wejściu do pokoju przywitał mnie Jarvis.

- Miło panienkę widzieć w pełni zdrów.

- Tak Jarvis ja też tęskniłam.

Na biurku zauważyłam leżący zegarek i karteczkę

,,Pamiętaj że najważniejsze jest to aby zadbać najpierw o swoje bezpieczeństwo"

Karta była nie podpisana ale podejrzewałam kto mógł ją napisać. Bez namysłu założyłam zegarek i skierowałam się do salonu.

Po wejściu zauważyłam że o dziwo wszyscy są i się jeszcze nie kłócą. Nie zauważyli mnie więc postanowiłam zwrócić na siebie uwagę

- To wracam i nie macie zamiaru nawet się przywitać.

Wszyscy równo odwrócili się w moim kierunku. Z uśmiechem zaczęli mówić jak dobrze mnie widzieć i jak się cieszą że żyje.

Wśród zgromadzonych nie zauważyłam Steva.

- Gdzie Kapitan? - zapytałam się Nat

- Ma rozmowę z Fury.

- Coś poważnego?

- Nie wiem, ale z doświadczenia powinnaś wiedzieć że takie rozmowy dobrze się nie kończą.

- Nie kłam Nat. Wiesz o co chodzi. Powiedz mi. Dobrze wiesz że jak mi nie powiesz to sama się dowiem.

- Mała szantażystka?

- Uczę się od najlepszej. To o czym gadają?

- Fury interesuje się tym mężczyzną z którym walczyliście.

- Gdzie rozmawiają?

- W sali konferencyjnej.

- Dzięki Nat.

Gdy chciałam ruszyć w kierunku tej sali Natasha złapała mnie za ramię I dodała

- Nie mieszaj się w to. Tony ....

- Tony nie musi się martwić to będzie tylko zwykła rozmowa - przerwałam jej

- Coś nie chce mi się w to wierzyć.

Wdowa mnie puściła i skierowałam się do pomieszczenia w którym jest Steve i Fury.

Po dotarciu pod drzwi bez pukania weszłam do środka. Obaj mężczyźni skierowali swój wzrok na mnie.

- O widzę że Panna Stark czuje się już lepiej. - przywitał mnie pirat

- Tak tak, a teraz do rzeczy dlaczego interesujesz się Buckym?

- Widzisz stanowi pewne w rodzaju niebezpieczeństwo, pracuje dla Hydry.

- Nie masz prawa się do niego zbliżyć.

- Posłuchaj to ja tu jestem szefem i ja decyduje, a z tego co wiem Stark nie chce cię mieszać w kolejną sprawę.

- Tony nie będzie o mnie decydował. Nie mam zamiaru się go słuchać.

- To już załatwcie pomiędzy sobą. To Steve postaramy się go namierzyć, a gdybyś coś znalazł poinformuj mnie.

- A co ja mam robić?

- Ty jesteś odsunięta od tej sprawy.

- CO! Czemu?

- Przypominam że nadal nie podjąłem decyzji o Twoich dalszych losach w TARCZY. Ostrzeżenie sprzed twojego wypadku jest nadal aktualne. Jeden głupi wybryk i wylatujesz. Zrozumiano

Nic nie odpowiedziałam

- Zrozumiano? - powtórzył pytanie

- Tak - odpowiedziałam

- To się cieszę. Widzimy się niebawem.

Po tych słowach opuścił sale. Steve do mnie podszedł

- Nie masz zamiaru odpuszczać, prawda? - spytał się kładąc rękę na moim ramieniu

- A jak myślisz Kapitanie - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem.

Jaki ojciec taka córkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz