Rozdział dziesiąty

520 18 26
                                    

Westchnęłam głośno. Nikt z nas się nie odzywał, tylko w ciszy wspinaliśmy się po schodach do wyjścia z metra.

- Może tak będzie lepiej? Tak, ja wiem, żee nawet nigdy nie powinno mnie tu być, że nie powinienem był poznać żadnych z was.-mówił Kowalski udając że go to nie rusza, ale tak na prawdę było widać po nim smutek.
- Wszyscy wiedzą, że Newt mnie zabrał tylko dlatego, że... Hej Newt, dlaczego mnie zabrałeś? - zapytał.

- No bo cię lubię, bo jesteś moim przyjacielem...

- Naszym, jesteś naszym przyjacielem - wtrąciłam przerywając Scamanderowi - oraz przezabawnym człowiekiem, naprawdę będziemy tęsknić. - zaśmiałam się przez łzy próbując dodać mu otuchy.

- I nigdy nie zapomnę co dla mnie zrobiłeś Jackob. - dokończył magizoolog.

- Ohh... - jęknął posępnie mugol.

- Pójdę z tobą! Dokąd tylko chcesz wszędzie pójdę! - odezwała się z radością Queenie podchodząc do niego.
- Bo widzisz nigdy nie znajdę kogoś takiego jak ty.

- Wielu jest takich jak ja.

- Nie, nie ty jesteś tylko jeden. Zapadła chwila ciszy.

- No to już idę. - odezwał się Kowalski. Odwrócił się ocierając łzy.

- Jackob. - podeszliśmy bliżej do niego i Queenie.

- Okej, wszystko gra.- westchnął odwracając się z powrotem do nas
- Zwyczajnie się obudzę, tak? - starał się dalej zachować pogodę ducha.

Mężczyzna wycofał się z pod daszku, tym samym wychodząc na deszcz, który miał usunąć mu wszystkie wspomnienia związane z nami i z magią. Zamknął oczy. Blondynka wyczarowała parasol, podeszła do niego i pocałowała na pożegnanie. Gdy wróciła pod daszek rzuciliśmy jeszcze ostatnie spojrzenia na Jackoba, po czym teleportowaliśmy się.

Weszliśmy do naszego domu i... nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Tak dużo wydarzyło się w tak krótkim czasie. Usiadłam na kanapie i rozejrzałam się po wszystkich. Dziewczyny siedziały na przeciw siebie przy stole, Scamander natomiast wyglądał przez okno.

- Tak... Więc to koniec? - zapytała Tina. Sama nie wiedziałam czy to było pytanie czy stwierdzenie.

- Creedence nie żyje. Grinedlwald został złapany... - mówiąc to ostatnie Newt zerknął na mnie.

- Jackob odszedł. - dołączyła się Queenie.

- Mugole nic nie pamiętają i złapaliśmy wszystkie zwierzęta. - skończyła druga Goldstein
- Więc to koniec. - teraz już pewnie stwierdziła.

- Pójdę się położyć. Strasznie rozbolała mnie głowa. - odezwałam się w końcu.

- Zanieść ci leki? - zapytała brunetka.

- Nie.

Gdy tylko zamknęłam drzwi rzuciłam się na łóżko. Dobra więc teraz muszę sobie wszystko poukładać bo nie da mi to spokoju. Mówiłam do siebie w myślach. Udało nam się znaleźć i wyłapać wszystkie zwierzaki. Z tego jestem zadowolona. Niestety nie udało nam się uratować chłopaka. Jestem na siebie cholernie za to zła. Odszedł Kowalski. Będę za nim tęsknić. Jeden z najfajniejszych mugoli jakich poznałam. Może kiedyś go spotkam na ulicy, tyle że on mnie nie będzie pamiętał. Smutne, ale Queenie ma gorzej. I teraz najważniejsze. Mężczyzna, którego codziennie widywałam w pracy, z którym chodziłam na lunch lub przynosił mi jedzenie do biura gdy nie mogłam zrobić sobie przerwy, który był dla mnie tak miły i wydaje mi się że mnie podrywał, właśnie ten mężczyzna okazał się najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na świecie. Okazał się być Gellertem Grindelwaldem. Racja w niektórych momentach wydawał mi się trochę podejrzany, ale nie do tego stopnia bym wzięła go właśnie za tą osobę. I najciekawsze jest to, że nie sam ten fakt robił mi taki mętlik w głowie. Największy mętlik w głowie robiło mi to, że gdy spojrzałam w te dwu kolorowe tęczówki uświadomiłam sobie, że coś do niego czuje.

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć |Lira Hope|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz