XXIV

755 46 8
                                    

Wieczorem mama odwiozła mnie do domu. Po skończonej sesji poszłyśmy coś zjeść. I przez to, że sporo rozmawiałyśmy, zrobiło się dosyć późno. Jednak nie żałowałam. To był całkiem miło spędzony dzień. Chociaż w życiu nie przypuszczałam, że taki plan dnia może być przeze mnie uznany za całkiem fajny. Jednak jak widać, życie lubi nas zaskakiwać. A czasem nawet robi to w pozytywny sposób.

Weszłam do przedpokoju i jak zawsze pierwszym co zrobiłam, było zdjęcie butów. Byłam zmęczona. I to nie dlatego, że dzień był jakoś szczególnie wyczerpujący. Było to spowodowany małą ilością snu, która towarzyszyła mi przez większość roku szkolnego. Dlatego jedyne, o czym marzyłam to gorący prysznic i ciepłe łóżko. Sen był tym, czego zdecydowanie potrzebowałam.

— Collen to ty!? — Spytał tata, zapewne przesiadując w swoim gabinecie. Ten człowiek był poważnie uzależniony od pracy.

— Tak to ja! — Odpowiedziałam, kierując się w stronę schodów. Zgodnie z planem który ułożyłam sobie wcześniej w głowie, zamierzałam iść na górę i wziąć prysznic. Jednak to nie było mi dane.

— Chodź tutaj! — Polecił tata z wyczuwalną irytacją w głosie. I co ja tym razem zrobiłam?

— O co chodzi? — Spytałam, wchodząc do jego gabinetu. Był to średniej wielkości pomieszczenie. Stał w nim duży regał z poukładanymi książkami i sporych rozmiarów biurko z komputerem. Stała w nim również kanapa i stolik kawowy jakby ktoś miał tutaj przyjść, by rozmawiać służbowo. Pomieszczenie podobnie jak większość domu utrzymane było w biało czarnej kolorystyce. Nic specjalnego. Jednak tata taki styl lubił najbardziej. Nie przesadzony i minimalistyczny.

— Usiądź. — Polecił wskazując krzesło naprzeciw siebie. Zgodnie z poleceniem zajęłam wskazane miejsce czekając co on ma mi do powiedzenia. — Powiedz mi czy ty masz w życiu źle? — Spytał na razie utrzymując całkiem spokojny ton, co kompletnie zbiło mnie z tropu.

— No nie. — Odpowiedziałam nieco niepewnie.

— Więc czemu do cholery się tak zachowujesz? — Spytał, już kompletnie zbijając mnie z tropu. Co ja niby zrobiłam?

— Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. — Oświadczyłam zgodnie z prawdą, a ten rozsiadła się wygodnie na swoim fotelu.

— Państwo Moriarti do mnie dzwonili. Co ci strzeliło do głowy, żeby bić się z ich synem? — Spytał wpatrując się we mnie z wściekłością, która widocznie rosła w nim z każdą sekundą.

I czego innego ja mogłam się spodziewać? No oczywiście, że Ben poskarżył się mamusi, dla której był pierdolonym oczkiem w głowie. Przez co nosił status nietykalnego. Serio ta kobieta była psychiczna. Potrafiła sparować do szkoły piętnaście razy w tygodniu z pretensjami związanymi z jej ulubionych maleństwem. Bo przecież jakim prawem miał obdarte kolana po treningu? No, żeby od tego pizda nie umarła.

— To nie moja wina. — Zaczęłam się bronić, jednak do Seana zdało się to nie przemawiać. — To on zaczął. A co niby miałam zrobić? Leżeć i dać się okładać?

— Cokolwiek tylko nie wdawać się w bójki. Collen do jasnej cholery. Jesteś dziewczyną i powinnaś być mądrzejsza. — Stwierdził mój ojciec, na co zmarszczyłam brwi zirytowana.

— Czyli co? Miałam się tam popłakać? — Spytałam a mina mojego ojca, mówiła sama za siebie. — Chyba sobie żartujesz. — Stwierdziłam, czując rosnąca w sobie irytację.

— Nie odzywaj się tak do mnie. Nie jestem twoim kolegą. — Skarcił mnie niczym małe dziecko. — Powinnaś odjeść i powiedzieć nauczycielkę lub komukolwiek. Kobiecie nie wypada się bić.

Last Laugh Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz