XXXV

737 35 35
                                    

Zaparkowałam samochód, kompletnie ignorując rozmowy reszty moich znajomych. Gdybym powiedziała, że na informacje o tym, że Shown nas zaprosił byli zdziwieni byłoby to wielkim niedopowiedzeniem. Oni byli w głębokim szoku. Tak głębokim, że ich pierwszą reakcją był śmiech. Byli przekonani, że sobie z nich żartuję. Dopiero po upływie kilku minut moja bardzo poważna mina zdradziła im, że to jednak nie żart.

Opuściłam samochód poprawiając luźne dżinsy, które nieco wisiały na moim ciele. Lubiłam takie luźne ubrania. Były wygodne. A to mimo wszystko liczyło się dla mnie najbardziej.

- Kurwa. Ten to se żyje. - Mruknęła Layton wpatrując się w dom bruneta. - Serio ci wszyscy ludzie nie przesadzają, kiedy mówią o tym, ile ta rodzina ma kasy.

- Dupny dom. Nic wielkiego. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami. - Większe wrażenie niż on robi na mnie to jaki Shown się okazał. Zresztą sami się przekonacie. - Zauważyłam, ruszając w stronę domu.

Wszyscy do niego weszliśmy a ja na tyle na ile pamiętałam przeprowadziłam ich do salonu. Tam stał Mc'Call w obstawie Audrey. Dziewczyna żywo o czymś z kim dyskutowała. Jednak kiedy tylko mnie zauważyła momentalnie ucichła. Co spotkało się z cichym parsknięciem bruneta, który niemal od razu przeniósł na mnie spojrzenie.

- Zejdźcie po schodach w dół. Tam siedzimy. - Polecił, sam ruszając w stronę schodów.

- No miły po chuju. - Mruknął Brook, który był zdecydowanie najbardziej sceptyczny względem naszego spotkania z chłopakiem. Jakoś mu nie ufał. Co w ogóle mnie nie zdziwiło. Roman mało komu ufał. I raczej z góry zakładał, że ludzie go rozczarują. - Dobra już tak nie patrz. Daje mu przecież szanse nie? - Dopytał, ruszając w stronę schodów.

- Aż tutaj to widzę. - Oświadczyła Layton idąc z moim bratem za rękę.

Ich relacja raczej szybko się rozwijała. Nie owijali w bawełnę i nie bawili się w podchody. Mówili sobie otwarcie, czego chcą i byli ze sobą tak najzwyczajniej szczerzy. Cholernie im tego zazdrościłam.

Wszyscy zeszliśmy na dół po schodach i całkiem szczerze byłam pod nizłym wrażeniem. Piwnica domu była przerobiona na coś w stylu pokoju gier. Tylko odpicowany i zrobiony w taki sposób, że nie jeden salon gier mógłby im tego miejsca pozazdrościć. Ściany były po prostu ceglaste, a podłoga wykonana była z ciemnych płytek. Pewnie ze względów praktycznych. Przy suficie wywieszone były Ledy, które aktualnie świeciły na niebiesko. Na ścianie naprzeciw mnie wisiał ogromny telewizor z podpiętą do niego konsolą. Po lewo stał stół do bilardu, a zaraz obok wisiała tarcza do rzutek. Przy ścianach poustawiane były maszyny, do gier których w większości nawet nie znałam. Nigdy nie lubiłam grać. Byłam na to zbyt nerwowa. Po prawo za to zrobiony był niewielki aneks kuchenny, w którym zapewne dało znaleźć się wszystko. Przy jednej ze ścian ustawione było akwarium z rybkami, co mnie nie cieszyło. Jednym z moich dziwactw było to, że strasznie brzydziły mnie rybki akwariowe. Oprócz tego ściany powyklejane były plakatami z filmów i gier i wszędzie była masa miejsc do siedzenia.

- No, ale tego to mu zazdroszczę w chuj. - Stwierdził Calum, który wyglądał jak dziecko wpuszczone do sklepu ze słodyczami. - Gram następny. - Oświadczył podchodząc do dwóch chłopaków, którzy grali na konsoli.

Byli to najlepsi przyjaciele Showna. Oliver Rein i Marco Bennet. Dwaj czwartoklasiści, z którymi było mi w życiu kompletnie nie po drodze. Zresztą tak jak z większością znajomych chłopaka. Byli zajebiście popularni a laski ostrzyły sobie na nich pazury. Byli tym typem niegrzecznych i tajemniczych chłopców, na których leciała masa dziewczyn. Oprócz tego niewiele o nich wiedziałam. W końcu w życiu nie zamieniłam z nimi jednego zdania. Więc ciężko było mi powiedzieć o nich cokolwiek więcej.

Last Laugh Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz