XXXVII

772 31 22
                                    

Stanęłam na ganku i zdjęłam z siebie kompletnie przemoczoną bluzę. Byłam kompletnie zmarznięta i już teraz czułam, że pewnie dzisiejsze wygłupy odbiją się na mnie chorobą. Jednak niczego nie żałowałam. Chociaż pewnie powinnam. Jednak o tym, jak głupie były moje decyzje przekonam się w swoim czasie. Na razie nie było co martwić się na zapas.

Ostrożnie włożyłam klucz do zamka i weszłam do domu. Od razy zdjęłam buty, by iść jak najciszej. Było już dosyć późno i nie chciałam obudzić taty. Bo wtedy miałabym przejebane. Ten nawet nie próbował ukrywać, że nadal był poirytowany moim zachowaniem i lekceważeniem szkoły. I naprawdę niewiele dzielili go od tego, by wysłać mnie do szkoły z internatem choćby na ten ostatni rok.

Weszłam po schodach na górę i od razu zamierzałam wejść do swojego pokoju. Jednak w tym powstrzymała mnie czyjaś ręka. Wystraszona gwałtownie odwróciłam głowę i zobaczyłam swojego brata, który bez słowa zaczął ciągnąć mnie do swojego pokoju. Wciągnął mnie do środka i zamknął za nami drzwi, chwilowo kompletnie ignorując moje zdziwienie. Ubrany był w podkoszulek i materiałowe spodenki, w których zazwyczaj spał. Co utwierdzało mnie w przekonaniu, że planował już iść spać i czekał tylko na mój powrót.

— Zabije cię, przysięgam. — Oświadczył, posyłając mi mordercze spojrzenie. Ja w odpowiedzi posłałam mu pytające spojrzenie nie mając pojęcia, o co takiego może mu chodzić. — Nie patrz tak. To jasne, że chodzi mi o Taylor. — Wyjaśnił, podchodząc nieco bliżej mnie. — Co ty sobie w ogóle myślałaś, godząc się z nią? Przecież ja już teraz wiem, że ona znowu cię zrani. A my znowu będziemy cię pocieszać, a ty znowu do niej polecisz. Tak chcesz się teraz bawić? — Spytał nawet na moment, nie odrywając ode mnie wzroku.

Mój brat z natury był pacyfistą. Zdecydowanie jako ostatni pchałby się do bójki. A wcześniej zrobiłby wszystko by do niej nie dopuścić. Jordan był tym typem człowieka, który nawet nie bardzo lubił krzyczeć na innych. Był zajebiście łagodnym facetem. Dlatego ta agresja w jego głosie kompletnie mi do niego nie pasowała.

— Serio myślisz, że jestem z siebie dumna? — Spytałam, zdejmując z siebie spodnie. Były kompletnie przemoczone, a mi było w nich strasznie zimno. Podobnie zrobiłam ze skarpetkami. — Nie chciałam jej wybaczać. Chciałam ją nienawidzić. Posyłać jej pogardliwe spojrzenia na korytarzu i przewracać oczami, kiedy wyświetli mi się jej zdjęcie na Instagramie. A potem płakać słuchając piosenek o zdradzie, bez ustanku katując się naszą historią. Jednak z jakiego powodu tego nie potrafię. Nie umiem tak po prostu jej skreślić i żyć dalej wmawiając sobie, że jej nienawidzę, bo to nie jest prawda.

— Kieruję tobą jakieś cholerne uzależnienie. Ona cię zdradziła. — Przypomniał jakbym naprawdę już o tym zapomniała. — Zrozum, że to nie jest dla ciebie dobra.

— A kiedy niby ja tak myślałam? — Spytałam, unosząc jedną brew. — Rozumiem wszystko. Wiem, że to szkodliwe. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinnam jej wybaczać. A jednak wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi to zrozumiałam.

— Niby dlaczego? To nie ma żadnego sensu. — Zauważył zresztą bardzo trafnie brunet. Nie rozumiał mnie. Zresztą ja sama siebie nie rozumiałam i to nie pierwszy raz w swoim życiu.

— Bo uczucia nie są logiczne i często nie mają żadnego sensu. — Zauważyłam, spoglądając na niego niczym zbity pies. Wiedziałam, że to było nie fair względem niego i moich przyjaciół, którzy mnie pocieszali. Jednak przy niej moje logiczne myślenie było na poziomie ameby. — To też nie ma sensu. A ja już nawet nie próbuję go szukać. To uczucie jest naiwne. Szczeniackie i nieracjonalne. Jednak jest mi z nim na swój sposób dobrze. Nawet jeśli to nadal nie ma żadnego sensu.

— Jeśli to jest miłość to nie wiem, czy chce się zakochiwać. — Stwierdził mój brat, patrząc na mnie już o wiele łagodniej. Jakby coś z tego mojego gadania kompletnie bez sensu do niego dotarło.

Last Laugh Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz