XLI

643 41 16
                                    

Wyszłam z sali, poprawiając torebkę na ramieniu. Przebierałam szybko nogami, by jak najszybciej opuścić to piekło. Byłam już koszmarnie zmęczona tym miejscem. Tymi ludźmi i tymi wymaganiami. Miałam ochotę stąd uciec jakoś od momentu, w którym nauczycielka angielskiego zadała jakieś denne wypracowanie. Nad którym pewnie usiądę w ostatniej chwili, cudem zdając na dwa może przy odrobinie szczęścia na trzy.

To było w sumie trochę smutne, że tak wyglądało moje życie. Egzystowałam, jakoś zaliczając kolejne klasy. Spotykałam się ze znajomymi i robiłam głupoty. W międzyczasie próbując zrozumieć, czym dla mnie jest miłość. Odkrywałam, co dla mnie jest ważne i co lubię. Czyli w sumie byłam nastolatką, jakich pewnie tysiące.

— Znowu chodzisz zamyślona. — Zauważyła Taylor, łapiąc mnie za rękę. Wyrwała mnie w ten sposób z transu i pomogła wrócić do rzeczywistości, do której wracać nie koniecznie chciałam. — Coś się stało?

— Ta szkoła się stała. Nie chcę mi się pisać wypracowania, bo uwaga jestem leniwa. — Zauważyłam, zaciskając palce lekko na jej dłoni. Drugą dłonią sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej kluczyki do samochodu. — Jedziemy do mnie? — Spytałam, wchodząc na parking. Rozejrzałam się po nim, usilnie próbując przypomnieć sobie gdzie zaparkowałam rano. Jakim prawem ja już tego nie pamiętałam?

— A twój tata? — Dopytała ciągnąć mnie w prawo. Jak się okazało latynoska lepiej pamiętała, gdzie rano stanęłyśmy.

— Jest w pracy. Wątpię, by siedział w domu. — Zapewniłam, otwierając samochód. Wsiadłam do pojazdu, rzucając torebkę na tylne siedzenie. — Ma alergie na nic nierobienie. I pewnie na urlopy też.

— Boli cię to? W sensie, że więcej go nie ma, jak jest? — Spytała, zapinając pas. Cały czas się we mnie wpatrywała, oczekując odpowiedzi. Co wywołało we mnie lekki dyskomfort.

— Nie... Nie wiem... To trudne. W sensie niby miło jak jest. Jednak mam wrażenie, że kiedy spędzamy razem za wiele czasu, to zaczynamy się kłócić. — Wyznałam, wyjeżdżając z parkingu. — Relacje rodzinne to zdecydowanie zbyt skomplikowana sprawa. Kocham tatę, a jednak nasza relacja jest trudna i do idealnych na pewno nie należy.

— Wiem jak jest. — Zapewniła, poprawiając się na siedzeniu. — Moja mama jest zimna i obojętna. Nigdy mnie nie przytula ani nie mówi mi, że mnie kocha. Jednak gdzieś tam czuje, że mnie kocha. Piszę, kiedy nie wracam do późna. I inne tego typu pierdoły. To jakoś daje mi do zrozumienia, że jej zależy. Chociaż nie umie tego pokazać.

Lubiłam to w naszej relacji. Umiałyśmy rozmawiać na poważne tematy, a gdzieś w międzyczasie gadać o jakiś kompletnych głupotach. Dzięki temu czułam się przy niej swobodnie. Mogłam być z nią szczera, co było dla mnie ważne. Głównie dlatego, że duża część życia kłamałam i udałamby być akceptowana czym byłam szczerze zmęczona.

Zaparkowałam przed domem i wysiadłam z samochodu. Taylor zrobiła to samo, a ja zamknęłam drzwi kierując się w stronę domu. Pociągnęłam za klamkę, orientując się, że dom jest zamknięty, co mnie zdziwiło. Byłam pewna, że Jordan już wrócił. Bo o ile dobrze pamiętałam, nie miał dzisiaj dwóch ostatnich lekcji. Jednak wychodziło na to, że gdzieś poszedł.

Wyjęłam kluczyki z torebki i otworzyłam drzwi, puszczając Taylor przodem. Przekroczyłam próg domu, rozglądając się po nim jakbym spodziewała się, że coś się zmieniło. Co było moją naturalną reakcją. Często to robiłam głównie by upewnić się, że psy nie weszły do domu.

— Wychodzi na to, że jesteśmy same. — Zauważyłam zdejmując buty, które kopnęłam w kąt. — Co chcesz robić?

— Lubisz przekraczać własne granice? — Spytała, kompletnie mnie tym zaskakując. Po chwili zastanowienia pokręciłam głową na nie. Zdecydowanie byłam człowiekiem, który nie lubił wychodzić poza swoją strefę komfortu. Nie lubiłam rzucać sobie coraz to nowszych wyzwań. Dobrze czułam się, tkwiąc w swojej bezpiecznej rutynie. — I to mi się nie podoba. Trzeba się rozwijać. Nieustanie sprawdzać własne granice i przesuwać je coraz dalej. — Oświadczyła, wchodząc do salonu. Jej wzrok od razu powędrował na przeszklone drzwi, za którymi stał jeden z dobermanów mojego ojca.

Last Laugh Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz