XXXIX

701 38 30
                                    

Uniosłam jedną brew czując jak kąciki moich ust unosząc się ku górze w reakcji na minę Taylor. Ta przenosiła spojrzenie to na mnie to na budynek, przed którym zaparkowałam, widocznie nie wierząc, że ją tutaj przywiozłam. Widząc mój wyraz twarzy, w końcu skupiła spojrzenie na mojej osobie pukając się palcem po czole jakby chciała mi dać do zrozumienia co myśli o moim pomyśle. Jednocześnie nie znajdując słów na szaleństwo, na które próbowałam ją namówić.

— Jesteś głupia, jeśli myślisz, że zrobię coś takiego. — Poinformowała mnie, krzyżując ramiona na piersiach. Wysunęła prawą nogę nieco w bok, jednocześnie ją uginając. Przez co wyglądała jakby, już szykowała się do ucieczki z tego miejsca.

— Przesadzasz. — Stwierdziłam ruszając w stronę wejścia. Liczyłam, że dziewczyna ruszy za mną i tak też się stało. — Nie zmuszam cię do skoku ze spadochronem ani do oddania nerki, żeby kupić nowego iPhone.

— Ale wspólny tatuaż? Czy ja wyglądam jak Karyna? — Spytała niezadowolona, cały czas idąc za mną.

— Gdyby twoja opalenizna była nieco bardziej pomarańczowa... — Zaczęłam, jednak szybko tego pożałowałam. Latynoska bowiem sprzedała mi mocno strzał w tył głowy. — Oj no weź. Przecież nie każe ci tatuować swojego imienia. — Zauważyłam, zatrzymując się w miejscu.

— A co jeśli kiedyś się rozstaniemy i uznam tatuaż za błąd? — Spytała nieco niepewnie, naprawdę oczekując mojej szczerej odpowiedzi, której ja zamierzałam jej udzielić.

— Nie patrz na to jako na symbol wiecznej miłości. Tylko jako na symbol czegoś wyjątkowego. Czegoś, co na zawsze cię odmieniło. — Zasugerowałam, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. — Pomysł, że za dwadzieścia lat spojrzysz na swoją żonę i pomyśli, że być może jesteś teraz z kobietą swojego życia tylko dlatego, że poznałaś mnie. I myśl o tym jako o pamiątce kilku naprawdę dobrych chwil.

Tak moja logika była pokręcona. Jednak ja byłam do tego przyzwyczajona. Do tych dziwnych skojarzeń. I nieskładnych opowieści. Zaczynających się od tego, że w sklepie nie było mojej ulubionej czekolady i kończących na tym, dlaczego nie lubię Sary z drugiego roku, gdzie w międzyczasie wspominałam o problemie rasizmu. Tak już miałam. Moja głowa była dla mnie zagadką. I często rozumiałem inne rzeczy inaczej. Bo dla kogoś myślenie o byłym, kiedy było się z kimś innym, było straszne. A dla mnie było częścią mojej historii, która nie wykasuje się w magiczny sposób, bo ruszyłam dalej.

— Dobra tylko potem nie zdziw się, jak dostaniesz rachunek za usuwanie tatuażu. — Mruknęła omijając mnie, by dostać się do pokoju, w którym tatuowała moja starsza siostra. Zapukała, a kiedy dostała pozwolenie, weszła do środka. Ja ruszyłam za nią czując niemałą satysfakcję.

Moja siostra właśnie sprzątała po ostatnim kliencie. Była w trakcie mycia stolika, kiedy przeniosła na nas pytające spojrzenie. Widocznie się nas tutaj nie spodziewała. Zwłaszcza o tej porze. Zapewne teraz już miała iść do domu. Jednak jak to mawiają, nie ma tak dobrze.

— Mam nadzieję, że chce Ci się tutaj jeszcze chwilę posiedzieć. — Rzuciłam przerywając chwilę, panującej między nami ciszy.

— Jeśli chcecie wytatuować sobie swoje imiona, to nie mam nawet dwóch sekund. — Rzuciła z powagą malującą się na jej twarzy. Chociaż ja, wiedziałem, że żartuję. Znałam ją na tyle, by to wiedzieć. Tak samo, jak ona znała mnie, by wiedzieć, że nigdy nie zrobiłabym czegoś tak głupiego. — Dobra to dokończę, a wy wymyślcie co chcecie. — Poleciła, wracając do sprzątania.

— To masz jakiś pomysł geniuszu? — Spytała Taylor, unosząc ciemną brew. Gdyby nie uśmiech, który widocznie mimo starać wciskał się na jej usta, byłabym pewna, że jest zła.

Last Laugh Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz