Rozdział III

672 15 2
                                    

Na zewnątrz świeciło słońce. Leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Nie mogłam zasnąć. Przez ostatnie kilka nocy czułam się niespokojna i pusta. Zaczynało się to stawać rutyną. Kilka krótkich rozmów tu i tam. Trochę czytania, trochę ćwiczeń na pianinie. Ugryzienie, kąpiel, powtórz. To była jak niekończąca się karuzela. Każdej nocy chodziłam po rezydencji jak tygrys w klatce. W ciągu dnia, kiedy było spokojnie, mój mózg próbował walczyć z paraliżem, który zdawał się opanowywać moje ciało. Dlaczego wciąż tu byłam? Czy nie powinnam już znaleźć rozwiązania? Nie mogłam znieść ostrego światła przenikającego przez moje powieki. Nie mogłam spać, więc postanowiłam wstać z łóżka. Tak czy inaczej, wkrótce nadejdzie noc.

*korytarz*

(Dobra... Co teraz? Tak naprawdę nigdy nie byłam w pobliżu rezydencji w ciągu dnia... To może być dobra okazja. Może będę mile zaskoczona.)

*hol wejściowy*

Nie spieszyłam się schodząc po schodach. Było tak cicho i miło było być w końcu sama. W tym momencie frontowe drzwi gwałtownie się otworzyły i przez dwór zawiał lodowaty wiatr. Nie rozpoznałam sylwetki osoby stojącej w drzwiach. Zaciekawiona zrobiłam krok w jej kierunku. Wtedy sobie przypomniałam. Ta postawa, ta nerwowość... Wyglądał, jakby robił to tej nocy, kiedy mnie zaatakował. Poczułam przerażenie, kiedy zdałam sobie sprawę, że może to powtórzyć. Wszedł jednak do rezydencji, nawet nie patrząc w moją stronę.

(Więc... Mogę iść powoli w jego stronę, żeby nie był zaskoczony.)

Zanim zdecydowałam się na strategię już mnie zauważył. Obserwowałam go. Nie odrywał ode mnie oczu. Nie wiedziałam, co robić. Nie ruszał się. Nagle zaczął mówić zduszonym głosem.

Ivan: Ja... Przepraszam. Tak to ja. To moja wina. Tak mi przykro.

Eloise: Trochę łatwo powiedzieć, że jest Ci przykro.

(To była głupia rzecz do powiedzenia... Kto wie, jak to zniesie? Jest wyraźnie niestabilny.)

Ivan: Proszę zrozum... albo nie... Wiem, że nie będziesz w stanie mi wybaczyć. Nie zrobiłbym tego, gdybym był na Twoim miejscu. Po prostu... Musiałem coś powiedzieć. Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić.

(Marszczy twarz... To dla niego naprawdę bolesne. Dziwne, że teraz mi to mówi.)

Eloise: Tak, dobrze... Ale poczekaj chwilę. Czy nie byłeś na zewnątrz w biały dzień?

Ivan: Nie. Tak. To normalne. Czasami wychodzę. Ale to normalne. Wszystko w porządku. Zostawię Cię w spokoju. Nie powinienem z Tobą rozmawiać. Ethan zabiłby mnie, gdyby się dowiedział.

Eloise: Dlaczego? Co ten facet tym razem zrobił?

Ivan: Nic... Po prostu... poprosił mnie, żebym trzymał się z daleka, dopóki nie przyzwyczaisz się do posiadłości i dopóki nie będę w stanie kontrolować swoich pragnień.

Eloise: Nie znam go tak długo jak Ty, ale to naprawdę nie brzmi jak coś, co by powiedział.

Ivan: Eh... Cóż, w porządku. Powiedział, że udusiłby mnie, gdybym kiedykolwiek się do Ciebie zbliżył, że nawet Vlad i Aaron nie byliby w stanie go powstrzymać. Powiedział mi, że już raz spieprzyłem i nie chciał, żeby to powtórzyło się teraz, kiedy jesteś jego Kielichem.

Eloise: To bardziej do niego podobne... ale on mnie nie posiada... Mogę robić, co chcę.

(Nawet jeśli oznacza to rozmowę z gościem, który prawie mnie zabił. Tak, brzmi jak coś, co bym zrobiła.)

Ethan - ścieżkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz