Time To Go.

340 21 8
                                    

Już czas.  Razem z Harrym jedziemy do szpitala... Muszę zacząć leczenie. Chemioterapię i inne gówno. Droga do szpitala minęła szybko. Całą drogę śpiewaliśmy piosenki Cher. Harry ma piękny głos.

-Witam Panno Swat. Zaraz pielęgniarka zaprowadzi Cię do twojego szpitalnego pokoju.  Chemioterapię zaczniemy od jutra... - powiedział Lekarz Fulk, poprawiając plakietkę z imieniem na swojej piersi. Wyglądał bardzo młodo. Jego ciemne krótkie włosy, postawione były na dużą ilość żelu. Był przystojny, ale nie przystojniejszy od Harrego... Jak na lekarza, był dobrze zbudowany.

Bardzo miła pielęgniarka, o imieniu Olivia, zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie miałam spędzać większość mojego czasu. Harry ciągle trzymał mnie za rękę.

Pokój był duży, stało tam jedno, ogromne,  szpitalne łóżko... Obok niego drugie, już nie szpitalne. Spojrzałam na Harrego.
-Będę tutaj z tobą... Obiecałem. Będę spał koło ciebie. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
W pokoju był też prysznic, był duży, pomieściłby nawet trzy osoby...
Pielęgniarka odeszła i zostawiła nas samych. Kątem oka dostrzegłam, że w pokoju są drugie drzwi... Na taras.

-Mam pomysł... - powiedział Harry. - Wrócę za pół godzinki kochanie. Czekaj tutaj. - powiedział zadowolony, pocałował mnie i szybkim truchtem wybiegł z pokoju.

Zostałam sama. Postanowiłam przejść się po oddziale Onkologii...

Szłam holem, wokół mnie biegała banda dzieciaków, chorych na to samo co ja... Bawiły się, śmiały, cieszyły się życiem, tak jakby za chwilę wszystko miało zniknąć...

Przypomniał mi się wiersz... Który za czasów dzieciństwa, opowiadała mi mama.

"Pociecha jest balsamem na głęboką ranę. Jest oazą w bezkresnej pustyni. Pociecha jest jak jak łagodząca dłoń na twojej skroni. Pociecha jest niczym bliska, przyjazna twarz. To obecność kogoś, kto rozumie twoje łzy, przysłuchuje się twojemu utrudzonemu sercu., w smutku i nieszczęściu pozostaje przy tobie i pomaga dojrzeć parę gwiazd... "

Dla mnie tym kimś jest Harry...

Przede mną widniał napis " Oddział Chemioterapii Dziennej". To tu jutro będę musiała się pojawić... Postanowiłam, że wejdę do świetlicy dla dzieci...

Świetlica była bardzo dużym pomieszczeniem , gdzie przebywało bardzo dużo dzieci. Krzątało się tu sporo wolontariuszy, których można było poznać po czerwonych koszulkach.

-Hejka, chcesz się pobawić, poukładać puzzle? - Przede mną stanął wysoki blondyn.
-Nie dzięki. Ja tylko zwiedzam. - powiedziałam.
-Jestem Edward. Pracuję tu jako wolontariusz. - odpowiedział i uśmiechnął się miło.
-Ja jestem Dorrie. Dorrie Swat. Mam białaczkę i muszę tu mieszkać. Właśnie przyjechałam. - odparłam i odwzajemniłam uśmiech.
-Odprowadzić Cię do pokoju? - spytał.
-Chodźmy. To zaraz za Oddziałem Chirurgii. Niedaleko. -

Edward jest bardzo miły, podczas drogi opowiadał mi o sobie. Okazało się, że chodził ze mną do szkoły. Teraz... Studiuje i jest wolontariuszem.

-Do zobaczenia jutro Dorrie. - powiedział.

---------------------------------------
Jak myślicie?  Co szykuje Harry?

Piszcie czy polubiliscie Edwarda i jak wam sie podoba :)
Oglądam zaćmienie!  Pozdrawiam misie :*

Stay with me close.|H.S. Fanfiction|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz