Rozdział 12

2.5K 89 2
                                    

Punkt widzenia Harry'ego

Po wyjściu Tomlinsona zapadła między mną, a Alison dość niezręczna cisza. Nie rozmawialiśmy razem od kilku miesięcy, a jak wiadomo, od tego czasu zmieniło się mnóstwo rzeczy. Moje życie zrobiło się nudne i nie wiedziałem nawet, czy chcę się podzielić tą nudą akurat z nią. Nie była już częścią mojej codzienności i chyba też nie chciałem jej w niej z powrotem.

- Więc co u ciebie? - odezwała się w pewnym momencie, wyraźnie zdezorientowana ciszą. Nigdy nie byłem wylewny w słowach, jednak zupełne nic nie mówienie też do mnie nie pasowało.

- W sumie to.. nic?

- Jak nic? - Zmarszczyła nos, zaskoczona odpowiedzią. - Mieszkasz w jakimś gównianym mieszkanku w środku dużego miasta i ty mówisz, że nic? - Wzruszyłem na te słowa ramionami. - Co z gangiem?

- No nic - wymamrotałem, wzruszając ramionami. Nie miałem ochoty znów tłumaczyć komuś tego, że ja i bezprawie to już nie to samo.

- Harry, co się z tobą dzieje?! - prawie wykrzyczała brunetka, nagle wstając z fotela. Zaczynałem dostrzegać, że nie przyszła tu tylko i wyłącznie z własnej woli. Ktoś musiał ją o to prosić. - To było twoje życie przecież. Te wszystkie strzelanki, pościgi, bójki, imprezy, życie na całego, nie martwienie się jutrem, poświęcenie dla przyjaciół! A teraz? Co to ma być?

- No nic nie ma być? Dobrze mi jest jak jest. I nie czuję potrzeby tłumaczenia się kolejnej osobie ze swoich czynów. Robię co chcę, jestem dorosły już od dłuższego czasu.

- Czyli co, zostałeś teraz porządnym i przykładnym obywatelem, który liczy się z każdym centem i śmiertelnie boi się, że za byle gówno pójdzie do więzienia? - zapytała. Moją odpowiedzią było tylko pokiwanie głową. - Chyba sobie żartujesz, Styles. Albo cię podmienili.

- Wiesz Alison, ja chyba z tego wyrosłem. Nie bawi mnie już takie coś. Dojrzałem. W końcu jaki sens ma narażanie swojego życia?

- Ja pierdolę! - wykrzyczała dziewczyna. - TY ZWA-RIO-WA-ŁEŚ! PO PROSTU ZWARIOWAŁEŚ!

- Może. - Znów obojętnie wzruszyłem ramionami. Mało mnie obchodziło już jej zdanie. - A ty co tak się martwisz?

- A jak mam się nie martwić? Jesteśmy przyjaciółmi.

- Byliśmy - zaznaczyłem, rozkładając się wygodnie na kanapie i zakładając rękę na rękę.

Zauważyłem, że moje słowa wywołały w Alison kolejną falę zdziwienia, szoku i niezrozumienia, jednak nie mogłem nic na to poradzić. Takie było moje zdanie. Na szczęście ona nie sprzeczała się o formę przeszłą czasownika "być", a zmieniła temat:

- No dobra, kilka osób prosiło mnie, żebym ci przetłumaczyła, że robisz źle odchodząc od nas. Nie mamy lidera. Nie mamy szansy na przetrwanie bez ciebie. Potrzebujemy cię.

Spuściłem wzrok. Było mi trochę głupio, że zostawiłem wszystkie te osoby, które znałem od praktycznie dzieciństwa. To było trochę też tak, jakbym olał wszystkie te, które zginęły za mnie i moją chorą egzystencję. Moja twarda postawa zwykłego, poczciwego człowieka zaczęła pękać, a ja poczułem, że robię źle, zupełnie odcinając się od swojej przeszłości. Może jednak powinienem zrezygnować z życia w Bostonie i wrócić do Quincy? Może tak powinno wyglądać moje życie? Może moim przeznaczeniem jest zginąć od pocisku pistoletu niczym gangster, a nie na jakąś durną chorobę jak zwykły człowiek?

- Wróć do nas, proszę - wyszeptała, znów siadając obok. Położyła dłoń na moim ramieniu.

Znów zapadła cisza. Wciąż byłem wewnętrznie rozdarty i nie umiejący podjąć dobrej decyzji. Wiedziałem, że dotychczasowe życie nie jest dla mnie, ale.. Podświadomie miałem nadzieję, że jeśli zrezygnuję z życia gangstera, Liz do mnie wróci i wszystko się ułoży. Po wydarzeniach sprzed kilku godzin moje nastawienie można było nazwać byciem naiwnym, bo w końcu wierzyłem w coś, co się nigdy może nie stać, ale mimo wszystko, chciałem próbować.

Missed Call 2 (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz