Rozdział 4

3.3K 136 6
                                    

Od autorki: Takim sposobem, jak wczoraj obiecałam, mamy czwarty rozdział, w którym naprawdę się dzieje! Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Jak widzicie troszeczkę się też rozpisałam, ale to chyba dobrze. Kolejny około 26 lipca ze względu na wakacje, o których już wcześniej wspominałam. Do napisania! x

Do pokoju wróciłam we wczesnych godzinach popołudniowych. Zdążyłam ledwie zdjąć buty i padłam na łóżko jak długa. Wtuliłam się w już chłodną pościel i nakryłam głowę poduszką, aby żaden hałas nie próbował mi przeszkodzić wysłużonego odpoczynku. W sen zapadłam bardzo szybko, można by powiedzieć, że natychmiastowo. Mój umysł ogarnęła ciemność, która po niedługim czasie zaczęła się przemieniać w obrazy.

Właśnie wędrowałam uśmiechnięta ulicami Bostonu i czułam na sobie gorące słońce, które miło pieściło moje policzki oraz nagie ramiona, do których nie sięgał materiał mojej zielonkawej sukienki. Właśnie rozpoczynały się wakacje, a już za kilka dni miałam wyjechać do Quincy, gdzie mieszkał mój brat. Było cudownie. Rozejrzałam się w lewo, a potem w prawo, a następnie przeszłam na drugą stronę ulicy, kierując się w stronę domu jednej z moich przyjaciółek. Miałam zamiar spotkać się z nią za kilka minut, aby wybrać się do nowo otwartej galerii handlowej. 

Po kilku krokach stanęłam przed wejściem do budynku i energicznie zapukałam. O dziwo, drzwi od razu się otworzyły. Wypełniał je mrok, który spowodował dreszcz na całym moim ciele. Mimo tego postanowiłam wejść do środka. Rozejrzałam się dookoła, ponieważ przez otwarte drzwi wpadało światło, które pozwoliło mi się zorientować w wyglądzie otoczenia. Ku mojej uldze, wszystkie meble były ustawione tak jak zawsze i nigdzie, na przeciw moim domniemaniom, nie było żadnych śladów krwi, ani martwych ciał. Zaśmiałam się pod nosem, byłam strasznie naiwna. Przecież tu zawsze było ciemno, więc po co się martwiłam? Maddie z pewnością siedziała w swoim pokoju i nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności, ponieważ tak jak zawsze popołudniami, słuchała głośnej muzyki ze swojej mp4. Złapałam za poręcz schodów i śmiało zaczęłam stawiać kroki ku górze, bo właśnie tam znajdywał się pokój mojej przyjaciółki, którą znałam od samego dzieciństwa.

Nagle usłyszałam głośny zgrzyt, a potem trzask, który ze swoją mocą doprowadził mnie do podskoczenia w miejscu. Obróciłam się w stronę parteru. Drzwi gwałtownie się zamknęły i zapadła całkowita, niemalże grobowa, ciemność. Przełknęłam ślinę, a moje ciało zaczęło drżeć. Zdecydowanie oglądałam zbyt dużo horrorów, może to był tylko wiatr. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam wdrapywanie się po schodach. Na górze wydawało się być nieco jaśniej, ponieważ zaczęłam dostrzegać kontury otoczenia - ściany, obrazy na nich, jak i rzeźby, w których lubowali się Andersonowie. Byli fanatykami sztuki. Spojrzałam na swoje dłonie, a moje oczy gwałtownie się rozszerzyły. Nie trzymałam już swojej ulubionej torebki w kolorze limonki, a jedynie.. załadowany pistolet. Całkiem taki, jaki zawsze nosił przy sobie Harry.

Kiedy znów podniosłam głowę, zobaczyłam przed sobą dwóch, znajomych mężczyzn. Jednym z nich był Louis, a drugim Eric. Oboje mieli smutne twarze. Zmarszczyłam brwi. Skąd się tu wzięli? Przecież jeszcze kilka sekund temu, byłam tu całkowicie sama. Nagle rozbrzmiał huk, przypominający uderzenie błyskawicy, który przepełnił całe piętro. Nogi zadrżały pode mną, niczym galaretka, wyjęta właśnie z jakiegoś naczynia, które sprawiało, że spoczywała nieruchomo. W tym samym momencie poczułam ciepły oddech na swojej szyi. To już było ponad moje nerwy. Mocno zacisnęłam palce na broni. Chciałam również zamknąć oczy, jednak mimo największych prób, nie udawało mi się to. Znajome palce spoczęły na moim ramieniu, a ciepłe, malinowe usta zaczęły je obcałowywać. Nie widziałam swojego adoratora, jednak wiedziałam kim jest. To był Harry.

Missed Call 2 (Harry Styles fanfiction) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz