1987

524 22 1
                                    

Pani Zabini wraz ze swoim synem stali się częstymi gośćmi w Snape Manor.

Było to niemalże ironiczne, że Lily wraz z Czarną Wdową się zaprzyjaźniły. Czy wspominane było już, że kobieta pochowała czwartego męża? Dzień wcześniej odbył się pogrzeb, a teraz salon Snape'a był zdobiony w różowe baloniki, bo Olivia miała swoje drugie urodziny.

Siedmioletni chłopcy ukryli się w ogrodzie by nie zostać zagonieni do pomocy.

Który osobnik płci męskiej czerpałby frajdę z dmuchania balonów?! No dobra może oni, ale nie różowych i nie tych jednorożców, które uwielbiała mała księżniczka.

Cóż za ironia...

Ojciec dziewczynki był jednym z mroczniejszych osobników. Czerń i mrok były dla niego tak naturalne jak oddychanie, a jego dziecko było zupełnie jego przeciwieństwem. Róż, jednorożce rodem z mugolskich bajek. Sama słodycz aż do porzygu. Gdzie w tym wszystkim sens? Gdzie w tym wszystkim logika?

Właśnie tego tutaj brak.

Severus zaszył się w swoim laboratorium pod pretekstem uwarzenia skomplikowanej mikstury. Nie miał ochoty brać udziału w dzisiejszym cyrku. Nie wiedział co go podkusiło by zapoznać Lily i Carmen. Te dwie to szaleństwo w czystej postaci.

Pocieszał się jedynie tym, że Blaise i Harry się dogadują. W końcu chłopiec miał towarzysza w swoim wieku.

Nagle nad laboratorium rozległ się huk jakby stado hipogryfów zaczęło przebiegać przez posiadłość.

Zerwał się z fotela i pobiegł na górę. Pech chciał, że stanął na drodze latającym zaklęciom. Rzucone przez rudowłosą kobietę zaklęcie galaretowatych nóg powaliło go na ziemię. Głośny dźwięk powalonego ciała ostudził zapał dwóch kobiet stojących na przeciw siebie.

-Severusie!- krzyknęły obie jednocześnie podbiegając do niego.

-Anastazja?- Severus uniósł się na łokciach by spojrzeć na czarnowłosą kobietę.- Co tu robisz?

- Apostazja co tu robisz?- zaczęła mamrotać pod nosem Lily.

Nim kobieta zdążyła odpowiedzieć do domu wrócił Harry wraz z Blaisem. Chłopcy zostali zwabieni hałasem. Brunet szybko ocenił sytuację i spojrzał porozumiewawczo na przyjaciela, a następnie zwrócił się do leżącego mężczyzny.

-A nie mówiłem byś zaobrączkował moją mamę? Nie było by tyle rabanu- próbował powstrzymywać śmiech jednak z marnym skutkiem.

-To Harry Potter!- zapiszczała dziewczynka o twarzy mopsa.- Mamo! Widziałaś?! To Harry Potter- zaczęła szarpać matkę za rękę by ta spojrzała w stronę wejścia.

- Taktyczny odwrót?- zapytał cicho Blaise widząc malujące się przerażenie na twarzy przyjaciela.

Harry jedynie skinął niezauważalnie głową i szybko uciekli z miejsca zbrodni nim ktokolwiek ich zauważył.

Gdy już wrócili do swojego bezpiecznego miejsca. A mianowicie domku, który zbudowali na drzewie dobrze zakamuflowanym przez wiecznie zielone liście odetchnęli z ulgą.

-Co to było?- zapytał Harry w przestrzeń nie licząc, że uzyska jakąkolwiek odpowiedź.

- Pansy Parkinson- wysapał Zabini.

-Wygląda jak pies.

-Mi to mówisz?- prychnął.- Jest nawet tak samo irytująca jak te małe szczury, które są rzekomo psami.

- Skąd to wiesz?

- Matka pije w piątki kawę z panią Apostazją- prychnął Blaise.

- Apostazją? Jak tak możesz...- udał oburzenie Harry.

- Wybacz obrońco uciśnionych- skłonił się nisko Blaise.- Z Panią Anastazją Parkinson.

-Już lepiej...- zaczął się śmiać brunet.- A co ma wspólnego z tym wszystkim mopsik?

- Przychodzi z matką bym miał towarzystwo, gdy starsi rozmawiają...

-Naprawdę uważają, że dziewczyna to dobre towarzystwo dla chłopca?- zdziwił się Harry.

-Już planują nasz ślub...- westchnął zrezygnowany Blaise.

Harry parsknął śmiechem.

-Tuż to cudowne...- zakpił.- A tak z innej strony nie możesz powiedzieć, że nie lubisz dziewczyn?

-A kto by mi uwierzył? Mamy dopiero 7 lat Harry.

- Racja... To co teraz?

- Teraz mój drogi przyjacielu będziemy musieli przetrwać urodziny Olivii...

- Jak to przetrwać?

- Mopsik i jej matka zostaną na imprezie.

- Skąd ta pewność?

- Przekonujące argumenty mojej matki.

- Ale...

- Zobaczysz... Będzie zabawnie.

- Merlinie, miej nas w swojej opiece.

Trzy godziny później chłopcy wrócili do domu, gdzie wszyscy siedzieli przy stole z ponurymi minami. Jedynie pani Zabini uśmiechała się promiennie.

Harry wraz z Blaise'm zajęli wolne miejsca i spojrzeli niepewnie po wszystkich obecnych.

Pansy robiła maślane oczy w kierunku syna Lily, a ten starał się nie zwracać na nią uwagi. Skupił wzrok na daniach na stole. Były paszteciki dyniowe, przeróżne sałatki, pieczony indyk, lukrecjowe pałeczki, a nawet zapiekanka z dużą ilością sera.

- A gdzie tort?- zapytał gdy przestał lustrować stół zastawiony niczym na święta.

-Tort?- Lily spojrzała dziwnym wzrokiem na syna.

-No chyba w końcu cą urodziny Liv, więc tort powinien być.

-Urodziny?

- Ziemia do Lily- Severus pomachał kobiecie przed twarzą.- Nasza córka obchodzi dzisiaj różowo-jednorożcowe urodziny. Ten tort z tęczą co piekłaś...

-TORT!- zerwała się na równe nogi biegnąc do kuchni.

Po chwili wróciła z wypiekiem, który lewitował przed nią i groźnym wzrokiem łyknęła w kierunku pani Parkinson próbując wychwycić najmniejszy ruch w kierunku Severusa. Gdy go nie zauważyła postawiła ciasto przed jubilatką, a następnie wszyscy zaśpiewali sto lat.

Być kimś innym...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz