Pov. Hawks
Wiecie co uwielbiam w lataniu? Znaczy to oczywiste, że wszystko, ale poczucie tej wolności i odizolowanie się od świata rzeczywistego to chyba najpiękniejsze, co może być. Lecąc nad światłami miasta czuję się, jakby czas stanął w miejscu. W powietrzu to naprawdę wygląda, jakby bohaterowie mieli masę czasu wolnego, bo nic się nie dzieje. Jednakże z metra na metr, gdy podlatuję bliżej ziemi to coraz więcej widać. Wybuch, wypadek, kradzież, złoczyńca. Tylko z lotu ptaka świat potrafi się zmienić w piękny obraz błogiego spokoju. Moje skrzydła to naprawdę wyjątkowy dar, za który będę wdzięczny do końca życia.
Wzbiłem się wyżej, ponad pokrywę chmur, a moje kąciki ust uniosły się ku górze, bo to jeden z najlepszych widoków. To sprawia, że żyję. To sprawia, że całą przeszłość pozostawiam za sobą. Odwróciłem się na plecy i pomimo tego, że dość trudno się tak leci to jest warte patrzenia na niebo i dotykania chmur koniuszkami piór.
Po niedługiej chwili niestety musiałem wrócić do rzeczywistości. Moje nogi zetknęły się z podłożem, a serce przestało już tak szybko bić z zapewnianego mu szczęścia. Spojrzałem na budynek przed sobą i czasami spotykałem się tutaj z Dabi'm - na przykład po walce, w której Endeavor został ranny. Nie mam pojęcia po co on mnie tu znowu ciągnie, ale miejmy to już za sobą.
Wszedłem do budynku, a światło, które wdarło się do pomieszczenia przy otwieraniu drzwi idealnie padło na sylwetkę mężczyzny. Złoczyńca siedział na jakichś pudełkach, które były ułożone na imitację wieży. Jedną nogę trzymał swobodnie opuszczoną, a drugą miał umieszczoną na pudełku, natomiast łokieć opierał o kolano. Brunet spojrzał na mnie z góry, a jego turkusowe ślepia przeszyły mnie na wylot. Patrzył tak, jakby właśnie miał upolować swoją ofiarę. Chłopak uśmiechnął się do mnie, unosząc tylko jeden kącik ust ku górze.
- Ah... Taki ładny ptak. Aż szkoda Cię zabijać - zdecydowanie czerwona flaga. Dabi zeskoczył z pudełek i subtelnie rozchylił ręce w moją stronę.
Zrobiłem krok w tył i złapałem za jedno z moich dużych piór.
- To nie będzie konieczne - zaśmiał się, stawiając powolne kroki w moim kierunku.
- Nie będzie? Właśnie mówiłeś coś o zabijaniu. Zdecyduj się.
- Oi - przewrócił oczami. - Nie bierz wszystkiego dosłownie. - uniósł rękę na wysokości klatki piersiowej i wytworzył błękitny płomień. - Tylko trochę się zabawimy.
Wyrwałem pióro i popatrzyłem na niego poddenerwowany. - Nie jestem jakąś twoją zabawką, że możesz sobie mnie tu ściągać, kiedy tylko chcesz, żeby się na kimś wyżyć. Jestem po waszej stronie.
- Nie jesteś zabawką? - z jego ust ponownie wydobył się śmiech, ale tym razem bardziej cyniczny. - W takim razie co tutaj robisz? Twoje zachowanie przeczy twoim słowom.
Rozchyliłem usta i w momencie, gdy połączyłem wszystkie fakty, uświadomiłem sobie, że czarnowłosy ma rację. Latam za nim, jak głupi i podlizuję się Frontowi, jakbym był ich szczeniaczkiem. Naprawdę zacząłem się zmieniać odkąd dołączyłem do Ligi.
- To dlatego, że Liga jest dla mnie ważna - ta jasne, gówno prawda. A skoro to nieprawda to dlaczego reaguję na każde jego zaczepki?
- Mmm... Liga? Ciekawe - uniósł lekko głowę i zaczął patrzeć na mnie dominującym spojrzeniem. - Udowodnij.
- Udowodnić? Niby jak? - zmarszczyłem brwi. - Przecież już zrobiłem to co mi kazałeś. Zabiłem Jeanist'a.
- Słuchaj. Skoro Liga jest dla Ciebie ważna, a ja do niej należę to oznacza, że to ja jestem dla Ciebie ważny. Okaż mi to - sięgnął po pióro, które trzymałem w dłoni.
CZYTASZ
Destruction || hotwings
Fanfic„- Pamiętaj nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś bezwartościowy. Nie jesteś żadną pomyłką, czy czymś niechcianym. Ja jestem żywym dowodem na to, że masz wielką wartość, której ty sam nie pojmujesz." - Hawks. Obaj mieli plan na siebie nawzajem. Pla...