#3

582 55 4
                                    

Pov. Kaeya

- Brat mnie nienawidzi. Ciągle mnie unika.... Ja kocha braciss...-
To wybełkotałem po pijaku. Taka była prawda. Zawsze starałem się zdobyć jego uwagę a ostatecznie kończyło się jego nieprzyjemnymi odzywkami. Leżałem na trawie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej przemoczony zimną wodą. Gdy skończyłem to mówić delikatnie odwróciłem twarz bardziej w trawę by zakryć swoje łzy. Musiałem wyglądać idiotycznie. Ale zawsze nie panuje nad emocjami jak jestem pijany. Zależy od tego jaki mam nastrój podczas gdy pije. Jak się śmieje. To potem mogę się pośmiać z wszystkiego. To jest ten czas kiedy czuję się mega szczęśliwy. Kiedy zapominam o tym co mnie trapi. Odpoczywam od problemów i obowiązków. Od tego 2 i tak zawsze uciekam. Albo bardziej jak nie mam ochoty na nie. Nagle mężczyzna przykucnął nade mną lekko się się zdziwiłem.
-Kim ty jeste..... Cso t... robisz?!-
 Zapytałem się oszołomiony. Lecz ten mruknął tylko.
 - Gdzie mam iźć... Gdzie idiota-
Zadawałem bezsensowne pytania. Jednak ten pomógł mi usiąść. A nawet obłożył mnie swoim płaszczem. W tedy poczułem znany mi zapach. Jakby... Winogrona. Wino. I nutka spalenizny. Już się nie odzywałem. Po prostu dałem sobie pomóc wstać. Bo pewnie sam bym tego nie zrobił do jutra. Albo i dłużej. Jednak zarówno moje oczy jak i nogi odmawiały współpracy. Chwiałem się na boki a przez świat wręcz wirujący dookoła czułem, że mogę w każdej chwili zwymiotować. Otworzył mi drzwi. Nie zabrał płaszcza. Czułem jego wzrok przez jakiś czas. Lecz potem drzwi się zamknęły. A ja wyłożyłem się jak długi na samym środku podłogi dalej opatulony płaczem. Który swoją droga wręcz hipnotyzował mnie swoim zapachem. Obudziłem się z mocnym bólem głowy i suchością w gardle. Jak dobrze wiemy najlepszym sposobem na kaca jest więcej alkoholu. Usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Nie pamiętam co się wczoraj stało. Jednak byłem bardzo zaskoczony widząc płaszcz Diluca. A ja sam byłem przemoczony do suchej nitki. Wstałem i przebrałem się. Oczywiście byłem spowolniony przez skutki uboczne alkoholu. Wziąłem płaszcz w obie ręce. Delikatnie przytuliłem go do siebie zaciągając się zapachem. Dostałem lekkich prześwitów z wczorajszej nocy jak i z dzieciństwa.
Z  wczorajszej nocy przypomniało mi się tylko, że ktoś mnie okrył tym płaszczem. Ale łącząc fakty był to Diluc. Nie byłem w stanie przypomnieć sobie więcej co się tam działo. Jednak wiem jedno. Na pewno coś czego pożałuje lub też nic ciekawego. Oczywiście mam bardzo dokładne spostrzeżenia. Jednak z dzieciństwa przypomniał mi się jeden z momentów którego na pewno nigdy nie zapomnę. A dokładniej chodzi mi jak siedzieliśmy w winogronowych krzakach ukryci przed ojcem Diluca. W tedy właśnie powiedziałem mu... Nie. Ja nie powiedziałem. Przysiągłem, że zabiorę go kiedyś do pięknego miejsca gdzie będzie szczęśliwy. I zostanie uśmiechnięty. Przyznam szczerze. Za każdym razem jak przypomina mi się uśmiech czerwono włosego za młodu i widzę go teraz to ściska mnie serce. Dla tego jak bardzo się od siebie odsunęliśmy. Wyszedłem z domu i ruszyłem do baru Diluca z torbą. Był tam jego płaszcz oraz ulubiony sok. Tak w formie podziękowań. Wszedłem powoli do baru
- Witaj.-
Powiedziałem spokojnie. Jednak ten mnie najzwyczajniej opluł i nawet nie kiwnął głową. Usiadłem przy ladzie na przeciwko niego. W prawdzie były dzisiaj moje urodziny. Czekałem, na to aż w końcu powie coś związanego z nimi. Ale to tak w głębi serca tylko. Chciałem by Diluc powiedział mi najlepszego z okazji urodzin z uśmiechem na twarzy. Lecz to jest nie osiągalne
-Denerwuje mnie jak Jean traktuje Klee -
Przerwałem ciszę.
 - Rozumiem, że jej bomby są w jakimś stopniu szkodliwe ale nie powinna się tak obchodzić z dzieckiem. Nie tak by płakała. Przecież jest jeszcze mała. Powinno się z nią na spokojnie to wytłumaczyć. Wyjść z nią się pobawić. Ja robię to zawsze tylko kiedy mogę-
Powiedziałem uśmiechając się lekko na samą myśl o uśmiechu małej dziewczynki. Była bardzo urocza i rozkoszna. Szczęśliwe dziecko. Bez obaw. Chcące zrobić dla mnie wszystko co może.
- Zrobiłbym dla tego dziecka wszystko-
 Może mówić co chce i jak chce. Ale Klee przypomina mi właśnie małego radosnego Diluca który żył chwilą i uśmiechał się. Wygłupiał się. Dbał o mnie jako swojego młodszego brata mimo iż nie byliśmy spokrewnieni. Wręcz przeciwnie. Ja miałem należeć do służby. Tylko Diluc do tego nie dopuścił. Twierdząc, że zostanę jego braciszkiem. Uśmiechnąłem się bardziej.
- Swoją drogą. Miło z twojej strony -
Mruknąłem lekko rozkojarzony - Wczoraj pomogłeś mi dojść do domu. I dałeś swój płaszcz. To miłe. Chyba jednak nie jesteś taką sknerą.-
Gdy to powiedziałem mężczyzna spojrzał na mnie.
- Pamiętam, że jak byliśmy młodsi to mnie przytulałeś jak było mi zimno -
Zaśmiałem się będąc myślami gdzie indziej.
- Wiesz dla kogo zrobiłbym jeszcze wszystko?-
 Spojrzałem na niego lecz on odwrócił głowę.
- Dla c -i - e- b- i e -
Przeliterowałem z uśmiechem na twarzy jednak otrzymałem odpowiedz która zmiotła ten uśmiech w mgnieniu oka.
"Co nie oznacza, że musisz być cholernym egoistą!"
 Co on ma na myśli? Co się stało.
- Skrzywdził cię. Myślę, że zasłużył. Płakałeś przez niego. Twój uśmiech... Zniknął - Powiedziałem lecz ten kontynuował nie do końca przyjemny temat dla mnie.
- Bo miałeś oparcie! I masz dalej! Zauważ, że twoja matka nawet nie pojawiła się na tym pieprzonym pogrzebie! -
Wstałem ze stołka. Targały mną emocje. Na lewo i prawo. Miałem ochotę krzyczeć, płakać jak i objąć go mocno by uspokoić go. Jednak z tym ostatnim była to by najgorsza rzecz jaką mógłbym teraz zrobić. Ten kontynuował swoje wywody.
 - Skończyłeś już? Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć? -
Powiedziałem spokojnie patrząc mu w oczy. Nie miałem swojego uśmiechu. Wręcz przeciwnie. Błagałem los o to by to był tylko koszmar.
" NIENAWIDZE CIEBIE ROZUMIESZ?!"
"BRZYDZĘ SIĘ TOBĄ, zjedź mi z oczu!"
To były ostatnie słowa wypowiedziane przez Diluca. Było w nich słychać płacz. Wołanie o pomoc. Lecz ja nie byłem w stanie tego zrobi.
- Myślę, że zrozumiesz życie jeśli kilka twoich najbliższych osób umrze na twoich oczach.-
Powiedziałem stawiając torbę na blat. Miałem dość. Nie chciałem powiedzieć za dużo. Lub też rozpłakać mu się w twarz. Jednak myślę że twarz zdradziła wystarczająco dużo. Po moim ciele rozpływało się nieprzyjemne uczucie smutku. Znów powrócił. Ja chciałem tylko normalnie pogadać. A otrzymałem opierdol za to że jestem jaki jestem, że moje życie jest takie a nie inne. Ten dzień zapowiada się wręcz przecudownie.Pomyślałem idąc wręcz załzawiony gdzieś w ciemniejsze uliczki Mondstad.

Może wcale nie jesteś taki zły? || KaeLuc ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz