#5

550 49 6
                                    


Pov. Kaeya

Obudziłem się późno po wschodzie słońca. Jean powiedziała, że mam dzisiaj wolne, lecz w godzinach wieczornych mam pojawić się w barze. Bo będzie miała dla mnie robotę. Jak dla mnie nie ma różnicy od normalnego dnia w pracy. Przecież normalnie też obijałem się do późnych godzin po mieście. A moją robotę wykonywał ktoś inny. Rozciągnąłem się ziewając głośno. Mimo, że spałem tak długo nie czułem się wyspany. Najlepiej przeleżałbym cały dzień w łóżku. Ale obiecałem kilku osobą, że załatwię co poniektóre sprawy poza Mondstad. Wstałem i na bosaka podszedłem do lustra. Przez długą chwilę stałem przed nim zgarbiony patrząc sobie w oczy. Jakże żałośnie wygląda się tuż po przebudzeniu. Włosy porozrzucane we wszystkie strony. A podczas samego snu ciało jest bezbronne. Wystawione na każdy atak. Nawet powolny i z zawahaniem. Nie jesteśmy w stanie się obronić. Jedyne na co możemy wtedy liczyć to szczęście. Szczęście i nadzieja, że wybudzimy się w porę.Parsknąłem ponurym śmiechem rozczesując włosy.

Kolejny dzień, a ja dalej żyję poprzednim. Jego myślnie jest... Dość nietypowe. Żyje przeszłością, zamiast patrzeć na to co jest tu i teraz. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że robię dokładnie to samo teraz. Przeżywam to - co stało się wczoraj. Tak jak on to - co stało się przed wielu laty. Wszystkie radosne chwile spędzone z barmanem. Przysięga. A i tak to wszystko poszło na nic. Tylko przez złą interpretacje którą przeżywa do dziś. Lub może nie przeżywa samej interpretacji, a stratę ojca? Umierającego na jego rękach. Lub po prostu sobie nazbierałem tego wszystkiego. I nieświadomy teraz ponoszę tego konsekwencje.

Czym by to nie było, słowa które wypowiedział mogły być ujęte inaczej. W inny sposób. W innym czasie. Mam nadzieję, że podczas zwiedzania terenu poza miastem i szukania wskazówek do nowej zagadki natknę się na Klee. Byłaby plastrem na moje obolałe od raniących słów ciało. Związałem włosy w niską kitkę i precyzyjnie zawiązałem opaskę. Tak by mi nie zawadzała, ani uwierała. Dopiero teraz mogłem iść spokojnie spożyć posiłek. Nie wiem czy nazwać to śniadaniem czy obiadem. Wszedłem do swojej kuchni i zacząłem powoli przewracać szafki i półki w poszukiwaniu pożywienia. Takiego które by mi posmakowało. Nie znalazłem nic ciekawego. Więc zabrałem się za resztki poprzednich posiłków. Były równie pożywne i smaczne co normalne. I się nie zmarnują. A z racji, że jem mało wystarczyło mi to w całkowitości. Nawet mogę powiedzieć, że się przejadłem. Po posiłku umyłem się i ubrałem. Pamiętając by w idealny sposób zadbać o każdy szczegół w ubiorze. Od obcisłych spodni, do równomiernie rozłożonego futra. Spojrzałem w lustro oglądając się uważnie. Czy na pewno niczego nie przeoczyłem spojrzałem sobie w oczy. A dokładniej w oko. Niebiesko-liliowe oczy nie wyglądały naturalnie. Zwłaszcza ich środek. Co prawda i tak nikt nie zwraca na to większej uwagi, w końcu jak już przybyłem to takie miałem. Tylko raz spotkałem osobę która podejrzanie wypytywała o moje oczy. Byłem wtedy jeszcze mały. A odpowiadał ojciec czerwonowłosego."Nie wiem. Przygarnąłem go. Nawet nie wiem skąd jest. Jedyne co wiem to jego imię i nazwisko"Pamiętam to jak dziś. Teraz - nie wiem jakbym wybrnął z tego pytania. Za pewnie zmieniłbym temat. Lub wymyślił coś na tyle prawdopodobnego, że nie wiedziałby co o tym myśleć. Po prostu wprawiłbym go w zakłopotanie. Wykręcając się od szczerej odpowiedzi. Tak jak z każdym tego typu pytaniem. Poprawiając grzywkę wyruszyłem z domu by udać się poza miasto.

Przez cały dzień kręciłem się tu i owo zbierając informacje już z czystej przyjemności. By zapomnieć o poprzednim wieczorze. Jednak nie szło mi to najlepiej. Więc ostatecznie usiadłem pod drzewem w wilczym lesie i obserwowałem kręcące się na około zwierzęta. Ptaki, króliki a nawet wilki. Żadne ani myślało mi zrobić krzywdę. A ja sam nie reagowałem na ich obecność by móc się im przyjrzeć w spokoju. Gdy słońce zaczęło zmierzać ku zachodowi wstałem z ziemi płosząc ptaki które nieopodal dziobały sobie nasiona pochowane gdzieś w trawie. Ruszyłem do miasta spokojnie. Jak gdyby nigdy nic. Zdążyłem się zrelaksować. Mimo to dalej rozmyślałem nad słowami Diluca. Czy dla niego zawsze będę taki zły? Nie ważne jakbym się starał, trudził i myślał nad tym by było dobrze. Czy dalej będę dla niego tylko tym wkurzającym adoptowanym dzieckiem. Czy przysięga nic nie znaczyła?

Będąc mieście idąc ze spuszczoną głową, ktoś na mnie wpadł. Wyrwało mnie to zza światów i powoli podniosłem głowę. Moim oczom ukazał się czerwonooki mężczyzna. Szerokie ramiona i klatka, wąskie biodra i ten zmęczono-zły wyraz twarzy. Diluc. Odwróciłem wzrok zmieszany. Jest ostatnią osobą którą teraz chciałbym zobaczyć. Gdzie jest Klee? Westchnąłem i uśmiechnąłem się udając, że wszystko jest w porządku. Jako kapitan nie mogę dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Mogło by to wprowadzić mieszkańców w zaniepokojeni, że chodzi o spokój miasta. Życie prywatne muszę zostawić za sobą. Podszedłem do Katherine. Najbardziej doinformowanej kobiety poza straży. Była złotą osobą. Zawsze mogłem na nią liczyć, jeśli chodziło o inne odziały. Nad którymi nie mam kontroli, a informacje o nich nie są mi dostarczane. Ponieważ są zbędne. Aczkolwiek ta kobieta już nie raz powiedziała mi tak wiele. Nawet teraz wiedziała o co chodzi. Powiedziała, że Eula znów wyruszyła ze swoim oddziałem do Liyue. Podobno fatui natrętnie czegoś szukają w okolicy. Szlagby to. Akurat jak nie mam czasu.- Dziękuję za informacje kochana~- Powiedziałem ciepło i położyłem jej małą sakiewkę ze złotem na blacie. W końcu trzeba cenić najlepsze informacje w okolicy. A informacje od niej były zawsze dokładne. Co do minuty, osób które wyruszyły, a nawet miejsca. Czasem zastanawiam się skąd tyle wie. Ale to nie moja sprawa. Ważne, że dzieli się tymi informacjami ze mną, a Jean nic o tym nie wie. Za to właśnie ją cenię. Dyskretność. Informacje na temat wysokiej aktywności fatui i wyprawie Euli odnotuje w domu. Jak zasiąde do ksiąg. Ale teraz, bar. Ostatnie miejsce jakie chce teraz odwiedzić. Przeważnie mieliśmy ciche dni, a nawet tygodnie, po gorszych kłótniach. A teraz, on sam, aż buzuje złością. Zastanawia mnie co robił poza barem. Ale nie będę się tym teraz przejmował.

Stanąłem przez chwilę przy drzwiach. Nie otwierałem ich. Wziąłem głęboki wdech i wydech po czym popchnąłem drzwi. Ku zdziwieniu zamiast samej Jean i Diluca zebrało się tu dużo osób. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem co chodzi. Próbowałem skojarzyć, czy ostatnio coś zrobiłem dobrego. Czy co. Gdy mnie zauważyli wszyscy razem krzyknęli
"Wszystkiego najlepszego".
Uśmiechnąłem się rozczulony widząc jak Klee niesie wielki tort. No więc tu podziewało się moje małe szczęście. - Sama go upiekłaś? -Zapytałem przykucając na przeciwko dziewczynki. Ta wręczyła mi tort."Lisa mi pomogła!"Krzyknęła radośnie. Postawiłem tort na stole. Wszyscy zebrali się w półkolu i praktycznie każdy miał wyciągniętą rękę z małym pudełkiem. Praktycznie. Jedyną osobą która nie zrobiła tego był Diluc. Ten stał za barem odwrócony plecami do mnie. Otworzyłem pudełko a moim oczom ukazał się piękny, srebrny pierścień. W moim oku aż błysnęło jak to zobaczyłem. - Idealnie w moje gusta. -Powiedziałem uśmiechnięty biorąc pierścień do rąk. Pudełko odłożyłem na stół obok tortu. Zacząłem uważniej się przyglądać pierścieniowi.
Pięknie, rzeźbione srebro ze zdobieniami z granatowego kryształu. Wyglądało to wspaniale. Wsunąłem go na palec serdeczny lewej ręki. Gdy to zrobiłem ujrzałem małą smutną dziewczynę obok.- Hej. Co się dzieje? -Zapytałem się Klee kładąc rękę na jej głowie."Ja... Nie mam prezentu. Zapomniałam "Powiedziała smutno. Z jednej strony nawet i lepiej. Jakby miała to być bomba to nawet lepiej, że go nie ma. Z drugiej widok mojego małego szczęścia nie pomagał mi w powrocie do dobrego humoru.- Nie przejmuj się. Dla mnie i tak najlepszym prezentem jest twój uśmiech. A coś innego dasz jak będziesz miała gotowe. Okej? -Uśmiechnąłem się do niej a ta bez namysłu to odwzajemniła."Klee przyniesie coś pięknego! Kaeya będzie się cieszył! To będzie wyjątkowe. Niespodzianka! "Ciesząca się dziewczynka zaczęła skakać dookoła a ja uśmiechnąłem się rozczulony. W sumie nie to nie tylko ja. Tylko ponad połowa zebranych. Nawet Rosaria zwróciła na to uwagę i się lekko uśmiechnęła. Nie ma nic lepszego, niż widok małej szczęśliwej dziewczynki. Małego szczęścia które cieszy się z małych rzeczy.

Może wcale nie jesteś taki zły? || KaeLuc ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz