#6

507 45 13
                                    

Pov. Diluc

Przyjęcie urodzinowe bez dwóch zdań się udało, mogliśmy być z siebie dumni. Kaeya również wydawał się poruszony, oczywiście wypił swoją porcję alkoholu. Przynajmniej dość szybko trzeźwiał, jego organizm był przystosowany. Na noc nie wracałem nawet do swojej rezydencji, przez większość nocy miałem zajęcie. Z samego rana, kiedy uporałem się z większością spraw, które zalegały na mojej głowie zostałem świadkiem poruszenia. Tętniły rozmowy o tym, że mała Klee nie wróciła. Dziewczynka miała udać się po prezent dla Kaeya, a teraz ślad po niej zaginął. Gdyby był to ktoś inny, mało osób by się przejęło, jednak chodziło o kilkuletnie dziecko. Dzikie tereny w Mondstadt nie były bezpieczne, roiło się tam od różnych form życia, które czyhały na potencjalne ofiary. Bóg wie gdzie mogła być. Przyglądałem się całemu zamieszaniu z bezpiecznej odległości, tak bym nie został dostrzeżony. W pewniej chwili Kaeya wybiegł z siedziby i zaczął biegnąć ku głównej bramie. Nie świadomy celu ucieczki postanowiłem pójść za nim. Biedak może będzie chciał odwiedzić mnie w winiarni, chociaż nie wiem czy miał by ochotę się ze mną spotykać, czy ja miałbym ochotę spotkać się z nim. Początkowo kierował się na południe od głównego miasta, wszystko zgadzało się z moimi przypuszczeniami. Do czasu rozgałęzienia dróg. Skręcił w stronę Windrise, chciał dojść do statuy? Nie skręcał, cały czas trzymał się drogi. Przeskakiwał przez kamienie, nawet nie witał się z mieszkańcami, których mijał podczas wędrówki. Zwolnił po pewnym czasie, ewidentnie tracił energię. Utrzymywanie odpowiedniej odległości było trudne, dodatkowo dbałość o pozostanie niezauważonym tylko utrudniała moje zadanie. Ten mężczyzna jest jakiś niemożliwy! - Powiedziałem w myślach chowając się za krzewami, widząc jak ten zaczyna wspinać się po skałach. Nie zważał już na wydeptaną ścieżkę, a na ułożenie górzystych terenów, dobierał drogę starannie, tak by odległości bez równego gruntu były jak najmniejsze. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić, gdy będę czekał aż wespnie się na górę przepaść pomiędzy nami będzie zbyt duża, mogę stracić go z pola widzenia. Nie mogę też podejść zbyt szybko, speszę go i nie dowiem się gdzie zmierza. Kaeya był typem tajemniczego mężczyzny, który mimo lubowania w innych cenił sobie prywatność, wiele ludzi określało go jako tajemniczego i intrygującego. Nie ma co się im dziwić, mówił o sobie bardzo mało, a osobowość nasuwała znaki zapytania. Natomiast dla mnie był skończony, zdążyłem wyrobić sobie zdanie na temat jego temperamentu. Żałosną blokadę, która nie pozwala mi patrzeć na niego w inny sposób. Zmarszczyłem brwi ruszając przed siebie, zatrzymam się na niższej skale gdy zaistnieje taka potrzeba. Wspinając się po prawie pionowych skałach zdzierałem naskórek z kolan i dłoni, pośpieszyłem się zbyt mocno, co zaowocowało osunięciem się po kamieniu. Moja wcześniejsza myśl zbiła z tropu pełnie skupienia, nie mogę być rozkojarzony. Gdy wdrapałem się na najwyższą partię, chłopak był już znacznie dalej, przyśpieszyłem by zmniejszyć odległość pomiędzy nami. Zatrzymałem się przy wozie i wziąłem jedno jabłko, po chwili ruszyłem dalej. To niebiesko- włosy torował mi drogę, ściągał uwagę wielu stworzeń, które chciały go atakować. Nawet nie próbował z nimi walczyć, zgrabnie przeciskał się pomiędzy nimi, kilka razy obrywając od hilichurlsów. Nie zwracał uwagi na obrażenia, ciągle podążał przed siebie. Kilka zakrętów dalej dostrzegłem ośnieżone tereny, temperatura stopniowo spadała. Czyli chciał udać się do Dragonspine... Starałem przypomnieć sobie wszystkie istotne miejsca w tym obszarze, dlaczego biegnie w tamtą stronę. Jeżeli szuka dziewczynki, są spore szanse, że chce spotkać Albedo w jego stacji, dziewczynka mogła się tam znajdować. Po chwili śnieg skrzypiał pod moimi nogami, czułem chłodny wiatr, który przeszywał moje ciało i targał włosy. Nie byłem zwolennikiem tego klimatu, oddychanie lodowatym powietrzem było straszne. Z ust wydobywała się para, to tylko świadczyło o siarczystym, wiecznym mrozie. Od długo utrzymujących się ujemnych temperatur ścieżki były oblodzone, pokryte twardym i zbrylonym śniegiem. Kilka razy prawie straciłem równowagę, musiałem uważać. Kaeya był w swoim żywiole, miał przewagę. Co nie zmieniało faktu, że był zgrzany od ciągłego biegu, a teraz raptownie oddycha mroźnym powietrzem. Przeziębione gardło będzie gwarantowane. Moje przypuszczenia się sprawdziły, skręcił później na zachód, pokrywało się to z lokalizacją stacji blondwłosego alchemika, omijając przy tym obóz fatui. Ośnieżone schody, opady atmosferyczne, które zalegały na gałęziach gołych drzew i uginały się ku ziemi sprawiały, że popadałem w obłęd. Dodatkowo mimo wczesnej godziny było ciemno, powodu dla których naprawdę nie przepadałem za terenami gór. Rozwścieczone potwory przenosiły agresję na mnie, gdy kaeya je wymijał, tylko utrudniał mi podążanie za nim. Chociaż nie wiedział, że jestem kilkanaście metrów w tył, w tym przypadku nie mam co go winić. Dotarł do przerwanej kładki biegnącej wzdłuż zbocza góry, nawet się nie zatrzymał. Wziął rozbieg, przeskoczył nad urwiskiem i pobiegł dalej, zostawiając mnie w tyle. Obóz znajdował się tuż za zakrętem, uznałem, że nie będę szedł za nim. Schowałem się za wysokim kamieniem, nadsłuchując o czym rozmawiają. Nie czułem się dobrze z faktem, że podsłuchuję cudze konwersacje, jednak ta sytuacja była szczególna. Wyjątkowo niespokojnie zapytał czy wie, gdzie znajduje się mała dziewczynka, jednak alchemik zaprzeczył. Niższy mówił cicho, z trudem wysłuchiwałem pojedynczych słów, które dodatkowo były tłumione przez huczące podmuchy wiatru. Usłyszałem tylko " Pozostało ostatnie miejsce" , a następnie szmer kroków po śniegu. Kaeya wrócił się tą samą drogą, prawie mnie zauważając. Nie ukryłem się zbyt dobrze, gdyby nie spoglądał w dal, na pewno by mnie zauważył. A może właśnie się tak stało? Kto wie.... kto wie...Przebiegł naokoło statuy, zmierzając w stronę serca mroźnej krainy. Oddziaływało to też na klimat, stawał się on coraz zimniejszy, czułem ucisk w płucach. Czasem zbaczał z drogi, chcąc sobie ją jak najbardziej skrócić, omijał wszystkie zagrożenia i niedogodności. Pierwszy raz widzę go w takim amoku, chcącego trafić tylko do jednego miejsca, którego ja jeszcze nie znałem. Zatrzymał się dopiero przy zbiorniku z wodą, w którym znajdowały się dwa oblodzone kamienne słupy. Zazwyczaj stały tutaj potwory, tym razem było czysto. Co nie zmieniało faktu o kawałkach lodu, które co chwila spadały ze sklepienia nad głową. W tym momencie zaszokował mnie po raz kolejny, co za nieodpowiedzialny i lekkomyślny dupek! Stworzył most z lodu na tafli wody, po którym przedostał się na drugą stronę omijając spadające odłamki zmrożonej wody. Prawie nimi obrywał po głowie, to cud, że tak sukcesywnie je omijał. Owa niedogodność znów sprawiła, że zostałem w tyle, tym razem na dłużej. Nie chciałem spaść do wody, skutkowało by to wyziębieniem mojego i tak zmęczonego organizmu, musiałem się postarać by przejść górą i nie zostać przybitym soplem, nie były lekkie. Ostatni odcinek był najtrudniejszy, najbardziej męczący. Pod koniec podążałem po jego śladach, gdyż znikł mi z pola widzenia. Kończyły się one przy...domenie. Owe miejsce było nie raz odwiedzane przez chłopaka, fanty które można było otrzymać z innego wymiaru współgrały z jego wizją, dostarczały mu siły i sukcesywności ataku. Sprawdzając czy jestem gotowy wszedłem do środka, byłem wycieńczony, choć przygotowany na ewentualność walki. W takiej sytuacji rzecz jasna pomógł bym mężczyźnie, nie radzi sobie dobrze z przeciwnikami przesiąkniętymi energią cryo. Jednak to co zobaczyłem... Nigdy bym sobie nie wyobraził. Chłopak klęczał w centralnej części komnaty, jego wizja emitowała jaskrawe, błękitne światło. A nad jego ciałem... Znajdowało się coś, co kierowało lodowe ostrza w jego stronę. Były zawieszone w powietrzu, w totalnym bezruchu. Anomalia? Nie potrafiłem nazwać tego w racjonalny sposób, widzę to po raz pierwszy. Stałem w bezpiecznej odległości, po chwili podchodząc do przodu. Po kilku sekundach dostrzegłem szkarłatną ciecz, która znajdowała się na podłożu przed nim, wypełniała wgłębienia w podłożu. Serce zabiło mi dwukrotnie mocniej.


Może wcale nie jesteś taki zły? || KaeLuc ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz