Rozdział 5 [KUCHNIA]

26 6 0
                                    

Najgorszy moment - spanie na hamakach. Nienawidził tego i nie krył się ze swoją niechęcią. Wolałby już spanie na dziobie statku, jednak rozkazy kapitan miały w sobie coś... COŚ, czemu Jack nie potrafił się sprzeciwić. Z jej polecenia wylądował więc pod pokładem, między śpiącymi piratami... niemal na środku.

 Wszystkie miejsca pod ścianą zostały pozajmowane, a spanie na podłodze wiązało się z tym, iż zwyczajnie zostałby zdeptany. Cały spięty zajął hamak, jak i cały spięty, siedząc na swoim miejscu, obserwował jak cała reszta prowadzi ostatnie już rozmowy. 

Rechoty, żarty i głośne gadaniny. Cała zlepa tego wszystkiego irytowała Jacka aż nadto. Gdyby tylko miał coś, czym mógłby sobie zatkać uszy, by nie musieć słuchać tych... niewychowanych faciów. Zmarszczył się, gdy jeden brodacz zdjął buty. Przez moment aż miał wrażenie, iż rozniósł się wszędzie nieprzyjemny smród. 

Położył się na swoim miejscu, nie zamykając jednak swojego oka. Czujność ponad wszystko, a on nie powinien tutaj nikogo lekceważyć. Każdy tutaj miał przy pasie broń, jak i każdy nosił tytuł "pirata". W każdym momencie mógł mu ktoś wbić sztylet w gardło, odciąć którąś kończynę, bądź inne tego typu akcje. Już stracił oko, nie pozwoli, by jakiś pirat odebrał mu coś jeszcze. 

Jack czuł, że cały czas coś go gniecie w plecy. A kiedy już nic mu nie doskwierało, to nagle pozycja okazywała się być niewygodna. Spanie na hamakach było dość specyficzne i minie sporo czasu, nim zdoła się przyzwyczaić. Najgorsze, że przyłapał się na tym, że co jakiś czas zerkał na pusty hamak Bettiego. Nie chciał tego robić, jednak odruch był zbyt silny, a on nie potrafił mu się sprzeciwić. Nie słyszał od starszego chłopaka, by ten miał coś jeszcze do zrobienia, powinien już spać, obok.

Jęknął w końcu, wstając - bądź raczej - spadając z hamaka. Leżał chwilę na posadzce, nim nie był pewny, że nikogo nie obudził. Wstał na nogi, otrzepując swoje spodnie. Wyprostował się, mrużąc swoje jedno oko, szukając najlepszego przejścia między śpiącymi piratami. Spanie na hamakach miało swoje plusy, jak i minusy. Łatwo było je zwinąć, jednak gdy wszystkie były rozłożone, to najlepszą opcją było... jęknął i ponownie położył się na ziemi, zaczął się czołgać.

Skrzywił się, omijając pojedyncze ręce, bądź nogi, finalnie docierając do drewnianych drzwi, przeszedł przez nie i zamknął je z cichym skrzypnięciem.

Skoro nie może spać, to posiedzi na pokładzie, jak nic nocne powietrze dobrze mu zrobi i... kto wie? Zrobi się śpiący i już nie będzie miał takich problemów ze zmrużeniem oka? A... no i może Bettie już wróci, a on nie będzie sam siebie denerwował tym, że zerka co chwilę na jego hamak. 

━ Szybciej... ━ usłyszał cichy głos i aż znieruchomiał. Znajdował się w pomieszczeniu z beczkami rumu, a gdy spojrzał w lewo, drzwi do kuchni były uchylone, a ze szpary wymykało się światło latarni. Jack zacisnął szczękę, na palcach podchodząc do drzwi. Był ciekawy, po prostu - chciał wiedzieć co się dzieje i nie miał zamiaru odmawiać swojej ciekawości dowiedzenia się. 

━ Szybciej, nim ktoś przylezie ━ coś stuknęło, usłyszał jeszcze inny głos - poza głosem kucharza - i nim zdążył podejść do drzwi, cofnął się momentalnie w cień, gdy kroki zaczęły zbliżać się do drzwi. Drzwi się otworzyły, a Bettie zamknął je za sobą. Twarz chłopaka była... pozbawiona uśmiechu, a sam był w trakcie zakładania swojej koszuli. Jack się poruszył, deska pod nim zaskrzypiała, Bettie spojrzał w bok i tak złapali kontakt wzrokowy. Zaskoczenie na twarzy rudzielca było kilkusekundowe, prędko jednak zastąpił je uśmiechem.

━ Jack, nie śpisz... ━ ręce Bettiego znieruchomiały, w połowie wiązania koszuli pod szyją. Był zestresowany i owy stan rudowłosego, wyprowadził aż Jacka z równowagi. Pierwszy raz widział Bettiego takiego.

━ Bettie, co ty... ━

━ Lepiej się kładź, jak będziesz przysypiał rano, to dadzą cię do najgorszej roboty ━ przerwał mu rudzielec, wymijając Jacka, kierując się prosto na schody wchodzące na pokład. Nie zmierzał do swojego hamaka... Jack aż zacisnął szczękę. 

O czymś mu nie mówiono, a taki stan rzeczy go zwyczajnie drażnił. Od sekretów, był tutaj on. Cała reszta musiała zostać ujawniona, a on czuł wewnętrzną potrzebę, by być tym, który pozna wszystko, co każdy z członków załogi ukrywa przed resztą. Wtedy będzie miał na każdego haki, a taki obrót spraw byłby czymś blondynowi na rękę.

Jack patrzył na plecy starszego chłopaka, pierwszy raz czuł, że ten sam z siebie trzyma dystans, a nie ze względu na niego. Kolejna rzecz, która wytrąciła Jacka z równowagi. Jak ma rozgryźć człowieka, skoro za każdym razem jest zmuszony zaczynać ową operację od nowa.

Wcisnął ręce do kieszeni, szukając w głowie jakichkolwiek słów, które mógłby teraz użyć. Pytanie o pogodę, pierwsze cisnęło mu się na język... ugryzł się więc w niego. Już lepiej było milczeć. Jednak rudowłosy oddalał się coraz bardziej. Głowa blondyna świeciła pustkami, a jego noga podrygiwała niespokojnie. Jego ciało nie chciało pozwolić na to, by rudowłosy już odszedł. Jedynie myśli wciąż walczyły, powodując u Jacka tylko bóle głowy. Bettie zaczął wchodzić po schodach, drugi stopień zaskrzypiał. Było to dla blondyna jak uszczypnięcie i wybudzenie się ze snu.

━ Ładna... ładna pogoda jest ━ Jack zacisnął usta w wąską linię, żałosne, Bettie się zatrzymał ━ widać gwiazdy i... w ogóle ━ Bettie milczał. Jack nie mógł tego znieść, zacisnął aż dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę własnych rąk. 

Z ich dwójki to on był tym, który milczy. Bettie zalewa go lawiną słów, wcale nie wymagając od Jacka odpowiedzi. Nie potrafił więc zaakceptować tego, że w tym momencie miało być na odwrót. Spojrzał więc na drzwi od kuchni. 

Może... może zobaczy co tam jest? Wtedy wszystkie karty zostaną odkryte, a on nie będzie się musiał mierzyć z nieprzyjemną zamianą ról. Która... nie była obowiązkowa, ale podświadomość zmuszała Jacka, by nie pozwolił Bettiemu OD TAK teraz odejść... Jeszcze nie. Przesunął nogę ku drzwiom kuchni.

━ Jack... ━ blondyn zatrzymał się, spojrzał na Bettiego. Udało się? ━ ...uważaj na siebie, dobra? ━ na ledwie chwile piwne oczy Bettiego zerknęły na drzwi kuchni, a nim Jack zdążył cokolwiek powiedzieć, ten już wszedł na pokład... Nie zatrzymał go.
━ Dobra... ━ odpowiedział pod nosem. Nie do końca będąc nawet świadomym własnych słów. Blondyn odwrócił się do drewnianych drzwi, wbijając w nie spojrzenie. Zacisnął szczękę, a zaraz potem pięści. Poczuł... poczuł się dziwnie, poczuł niechęć do kucharza, której pojawienie się, nie potrafił uzasadnić. Chciał uderzyć kucharza. Pięścią prosto w kwadratową szczękę, ulżyć sobie. 

Był jednak Jackiem, dlatego w kolejnej już chwili, wrócił do swojego hamaka - nie zasnął. Nie potrafił.

Zanim cię znienawidziłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz