Rozdział 11 [JACK]

19 3 0
                                    

━ Jack ━ głos kapitan był mocny. Nie ma co się jednak dziwić, musiała zapanować nad bandą piratów. Blondyn odwrócił się do kobiety ━ straciłam kluczowych ludzi, nie zrób nic, co sprawi, że stracę człowieka, który zna się na mapach ━ głos kobiety był surowy, a spojrzenie, które mu posłała, sprawiło, iż w odruchu skinął głową. Dłonie trzymał skryte w kieszeniach płaszcza, a tam zaciskał je do tego stopnia, że paznokcie boleśnie już wbijały się w skórę jego dłoni. 

Spojrzał na drzwi prowadzące do kącika medyka. Fiore zdawał sobie sprawę, kto poległ feralnego dnia, w którym oboje z Bettiem wylądowali na dywaniku u wąsacza. Zginął sternik, Chuck - ten który dnia pierwszego wytargał go zza beczek - no i kucharz. Z nieskrywaną satysfakcją przyjął fakt o śmierci kucharza, która... w pewnym stopniu przyniosła ulgę Fiore'owi. 

Poza Chuckiem nikt nie znał się na mapach tak wybitnie, jak i nikt nie potrafił odczytywać z gwiazd kierunków... nikt poza Bettiem. Nie miał więc co się dziwić, że kapitan zależało na rudowłosym piracie i na tym, by na dniach był w stanie wrócić do roboty na pokładzie. Potrzebowała nowych ludzi, a żeby ich zdobyć, musiała zadbać o swoich aktualnych. 

Fiore zacisnął szczękę, pchnął drzwi od lecznicy i wszedł do środka. Dereka nie było w pomieszczeniu, z tego co wyłapał, właśnie miał przerwę na kolację. 

Fiore czuł narastający, wewnętrzny stres, który w żadnym stopniu go nie radował, a wręcz przeciwnie. Irytowała go jego obecność, doprowadzała do złości i aż nakazywała mu, by wbił sobie sztylet w udo i skupił się na czymś innym. 

Spiął się cały, gdy jego oczy padły na przykrytą postać starszego chłopaka. Bettie miał głowę owiniętą bandażem, kilka dredów wychodziło spod opatrunku i opadało na poduszkę, pod głową pirata. Fiore zacisnął swoją szczękę, wbijając ręce bardziej w kieszenie płaszcza. 

Nie potrafił już określić, a tym bardziej nazwać, co przyszło mu czuć. To nie było nic podobnego do uczucia ulgi, miało w sobie coś ze złości, jak nic gotów był wyrzucić rzeczy, za które nienawidzi rudowłosego. Podkreślając rzecz jasna w każdym zdaniu, jak to jest na niego zły i jak to ma się do niego już nigdy nie odzywać... A potem uspokoić się, gdy ten tylko się do niego uśmiechnie. Będzie dobrze, jestem tu...

━ Bettie ━ odezwał się, lekko zachrypniętym głosem, szturchając chłopaka w ramię. Ten mruknął coś, marszcząc nos. Irytacja w Fiorze wzrosła. Ponownie szturchnął Bettiego, tym razem mocniej. Zacisnął szczękę, aż coś mu w niej strzeliło. Odwrócił się, był gotów w tym momencie wyjść, dlatego też po - kilkusekundowym - zawahaniu, ruszył do drzwi.

━ O... Blondi ━ usłyszał za plecami. Spiął się cały, coś drgnęło na jego twarzy. Sztylet miał za płaszczem i teraz był już gotów złapać za niego i wbić w gardło Bettiego. Równo między jego dwie blizny na szyi. Wypuścił wstrzymywane powietrze, wyprostował się. Słyszał za sobą, że rudowłosy, poprawia się na łóżku. 

━ Jak się czujesz ━ jego pytanie zabrzmiało czysto jak zdanie oznajmujące. Na dodatek, ton głosu sprawił, iż każdy odebrać to mógł jako słowny atak. Usłyszał za sobą ciche prychnięcie śmiechem. Uniósł aż głowę. 

━ No chyba git ━ przed oczami Fiore'a stanął obraz uśmiechniętego Bettiego. Jak nic rudzielec się właśnie teraz dokładnie tak uśmiecha. Ale on się nie da, nie uwierzy w to nieme zapewnienie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. 

Coś się stało, skoro kapitan zabroniła robić mu "rzeczy", które sprawią, iż Bettie nie nada się do żadnej roboty. Blondyn zacisnął szczękę, odwrócił się w końcu przodem do chłopaka. Ten trwał z lekkim uśmiechem, problem był jednak inny... Fiore nie czuł niemego zapewnienia, iż nic już mu nie grozi... To pewnie wina bólów głowy.

Zanim cię znienawidziłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz