━ Chodź, pokażę ci coś ━ Bettie machnął ręką, nie spuszczając z twarzy uśmiechu. Jack zacisnął usta w wąską linię, oglądając się za siebie, a dokładniej na sternika. Był to starszy mężczyzna z siwiejącą już, długą brodą. Miał na nich wywalone, zajęty był trzymaniem kierunku i nie przysypianiem.
Blondyn westchnął, odwracając się ponownie do starszego chłopaka, który chwilę potem zniknął za beczkami. Jack ruszył za nim, trzymając dłonie zaciśnięte w pięści.
Każdy z załogi miał przy sobie jakąś broń. Miecz, sztylet, czy coś, czego Jack nie był w stanie odpowiednio nazwać. On był bezbronny. Pozbawiony jakiejkolwiek broni na statku pełnym uzbrojonych piratów. A na domiar wszystkiego, właśnie z jednym szedł w odosobnione miejsce. Nie wiedział gdzie, nie wiedział po co, jego instynkt natomiast podpowiadał, iż źle to wszystko się skończy. Ciarki go nie opuszczały, a wzrok podświadomie wypatrywał drogi ucieczki.
Bettie może i był tylko kilka lat starszy, był jednak piratem, a ci są nieprzewidywalni, niebezpieczni i jak nic szaleni. Jack złapał jakiegoś zakrzywionego gwoździa, który leżał na skrzyni. Niewielka to rzecz, acz zawsze lepsze było to, niż puste ręce, a to wszystko w obliczu nieprzewidywalnego przeciwnika, którego uśmiech jak nic, nie może być szczery i kryje się za tym jakiś egoistyczny cel rudowłosego.
━ Masz! ━ Bettie zatrzymał się gwałtownie, odwracając do Jacka, wyciągnął ku niemu dłoń. Blondyn spiął się cały, momentalnie unosząc dłoń, w której zaciskał zakrzywiony gwóźdź. Zacisnął powiekę, a jego ręka dygotała. Starszy chłopak w pierwszym odruchu cofnął głowę w tył, teraz wbił spojrzenie piwnych oczu w gwoździa, nic nie mówił.
Jack czekał na jakiś cios, na kolejną dawkę kopniaków i ból, który rozchodziłby się w każdym fragmencie jego ciała... nic takiego się nie stało. Uchylił powiekę, spoglądając na rudowłosego. Bettie w dalszym ciągu stał przed nim, nie uśmiechał się. Spojrzenie przeniósł teraz na Jacka, a jego wzrok wydawał się być zmęczony. Blondyn wypuścił wstrzymywane powietrze, zerknął na rzecz, którą Bettie trzymał w dłoni.
━ Opaska na oko, bandaże wyglądają strasznie lamersko ━ obrócił w palcach czarną opaskę. Gwóźdź w dłoni Jacka zaczął mu ciążyć ━ ...musiałem przyszyć pasek, ale powinna pasować ━ teraz go już niemal palił. Było mu wstyd, a jednocześnie był z siebie dumny, za pomysł z gwoździem. Bettie to pirat, nie może go lekceważyć, tym bardziej, że człowiek sam z siebie nie może być dobry. Wszystko co rudy pirat robi, ma swoje drugie dno i jak nic jest czysto egoistyczne i ani trochę dobre.
Dłoń Jaka się rozluźniła, wypuścił swoją broń, która z łoskotem spadła na pokład i potoczyła się kawałek dalej. Niemal od razu skarcił się w myślach, jednocześnie niedowierzając, iż stało się to całkowicie wbrew jego woli. Obetnie sobie tę rękę, za to, iż śmiała wypuścić gwoździa.
Zacisnął szczękę, Bettie w dalszym ciągu stał przed nim... uśmiechnął się. Jack poczuł nienawiść do tego uśmiechu, a dokładniej do tego, co wywoływało to w nim. Najgorszym uczuciem było, iż zaczynał mieć chęci odpowiedzenia swoim własnym uśmiechem. Doprowadzało to go do szału.
Wziął do ręki opaskę od chłopaka. Bettie poszerzył uśmiech, odwracając się plecami do blondyna, przodem do dziobu statku, patrzył na morze przed nimi. Jack w tym czasie obejrzał opaskę w dłoniach... aż podniósł spojrzenie na chłopaka przed sobą. Odwrócony tyłem, tylko głupiec tak postępuje, tym bardziej, iż gwóźdź nie poleciał aż tak daleko, by nie był w stanie za niego złapać i wbić chłopakowi w gardło.
Jack patrzył na plecy chłopaka, na jego ramiona, kark, głowę... na tę charakterystyczną fryzurę. Zamrugał parokrotnie, gdy zorientował się, że przez cały ten czas jego dłoń zaciskała się coraz bardziej na opasce. Ręka aż mu się trzęsła. Ludzie nie są dobrzy.
━ Dzięki ━ odpowiedział nagle, ponownie nieruchomiejąc. Co to miało znaczyć i z jakiej racji to powiedział?! Miał przed sobą pirata, kogoś kto w tym momencie powinien ryknąć śmiechem i nazwać go słabym dzieciakiem. On wtedy by się wkurzył i rzucił z pięściami na Bettiego. Bettie jedynie coś mruknął, jak nic się uśmiechnął.
Irytowało go to, że Bettie zachowywał się nie tak, jak powinien. Powinien być naburmuszonym bucem, jak reszta załogi. Powinien go nazywać gówniarzem, darmozjadem i wpychać mu najbrudniejszą robotę. To jest najnormalniejsze zachowanie człowieka, szydzenie ze słabszych, podkreślanie faktu, iż jest się lepszym.
Doszukiwał więc się drugiego dna w całym zachowaniu rudego pirata, każdy jego ruch i gest wiązał z ukrytym, mrocznym celem. Bo przecież nikt nie może być TAKI sam z siebie. Nikt. To jest bardziej niż nie możliwe.
Jack odwinął bandaż ze swojej głowy, na jego miejsce założył czarną opaskę, zakrył lewe oko. Bettie przez ten czas się odwrócił i z przechyloną głową patrzył na blondyna.
━ Teraz to wyglądasz na pirata, bardziej niż ja ━ rudowłosy klasnął, nie szczędząc sobie śmiechu. Jack kolejny raz się spiął, nie potrafiąc odpowiednio zareagować na sytuację, która miała miejsce. Uśmiech wciąż pozostał na twarzy Bettiego, patrzył na Jacka. Chyba zaczął w końcu mu ciążyć dystans, który blondyn uparcie trzymał. Może... może w końcu da sobie spokój i odkryje prawdziwą, mroczną twarz?
━ Jack... ━ czy to teraz? Czy zaraz blondyn w końcu usłyszy słynne "darmozjadzie", albo zostanie zadźgany na miejscu? Wziął głęboki oddech... Jest gotowy.
Podniósł spojrzenie z podkładu na Bettiego, który... Nie było go przed nim. Rudowłosy stał przy dziobie statku.
━ JESTEM KRÓLEM ŚWIATA! ━ na krzyk Bettiego, Jack aż podskoczył. Odruchowo spojrzał za siebie, zupełnie jakby miał zaraz ktoś nadejść i ukarać chłopców za hałasowanie. Nikt nie przyszedł. Ponownie spojrzał na Bettiego, chłopak trwał z wypiętą piersią, z rękami rozstawionymi na boki i odchyloną głową w tył. Jak nic uśmiechał się teraz tak szeroko, jak Jack nigdy nie potrafił.
━ Bądźmy ciszej... ━
━ Woda nas zagłusza Jack, chodź tu! ━ Bettie przerwał blondynowi, który wstrzymał tylko powietrze. Nie ruszył się na krok. Rudzielec w pewnym momencie krzyknął, o tak, bez konkretnego powodu. Jack wstrzymał powietrze, unosząc ramiona, gdy po ciele kolejny raz poczuł nieprzyjemne ciarki.
Podszedł do Bettiego, pocierał ręce, aż nie stanął obok starszego chłopaka, kładąc dłonie na barierce, spojrzał na fale.
Patrzył na Bettiego, nie potrafiąc stwierdzić, w którym dokładnie momencie z jego twarzy zniknął cały wstręt, a na jego miejsce pojawiła cię czysta ciekawość, podobnie nie potrafił powiedzieć, kiedy zdecydował się krzyknąć.
Finalnie oboje stali na dziobie statku, z rozłożonymi rękami i obu ich ochlapywała słona woda. Jack tego nie rozumiał, nie rozumiał zachowania Bettiego, nie rozumiał po co właściwie to robił, po co ON się dołączył. Próbował dopatrzeć w tym jakiś konkretny powód, w końcu, zawsze jakiś jest. Chociażby szorowanie pokładu - szoruje się, by słona woda nie wyżerała drewna, a... a to? Nie wiedział, a jednak w tym uczestniczył. Jednak ta dziwna sytuacja sprawiła, iż poczuł się tak dziwnie... dobrze? Całe napięcie z niego spłynęło, pozwalając na odłożenie całej masy zmartwień na bok. Nie powinien w tym uczestniczyć, nie powinien się wychylać, a siedzieć w kącie i liczyć, że nikt się do niego nie przyczepi... Powinien tamten gwóźdź wbić sobie samemu w gardło. Złamał własne słowo... I nie potrafił przestać kontynuować.
Kto to widział, by takie chore i durne zachowanie, okazało się być tak trudne do przerwania?
![](https://img.wattpad.com/cover/285997836-288-k321896.jpg)
CZYTASZ
Zanim cię znienawidziłem
ContoNa pokładzie Zjawy zostaje znaleziony pasażer na gapę. Chłopiec dołącza do załogi i zostaje wplątany w niebezpieczną, piracką przygodę. Na domiar wszystkiego, nawiązuje specyficzną relacje z jednym z piratów. Historia opowiada o tytułowej nienawiśc...