Rozdział 9 [UFAM CI...]

21 4 0
                                    

━ Apaszka... zeskoczyłeś po cholerną apaszkę ━  Jack uderzył ręką o ścianę pomieszczenia. Bettie na niego nie patrzył, patrzył na kamyczek w swojej ręce. Siedział, podpierając przeciwległą ścianę, prawą nogę trzymał wyprostowaną, nawet nią nie poruszał.

━  Musiałem ━  odpowiedział po chwili ciszy, Jack prychnął, wywracając okiem.

━  Po cholerę ty... ━

━   KAŻDY ma coś o czym chce pamiętać ━ Bettie przerwał Jackowi. Blondyn się wyprostował, wbijając spojrzenie w starszego pirata. Owym spojrzeniem żądał rozwinięcia myśli ━ ...a ja mam tę głupią apaszkę ━ poklepał kieszeń, w której ową apaszkę zdążył schować. Jack zapragnął by mu tę apaszkę zabrać, zniszczyć, spalić... COKOLWIEK. 

Nie rozumiał jak można darzyć sentymentem cokolwiek i kogokolwiek. Było to zwyczajnie nie potrzebne i nie potrafił przyjąć faktu, iż Bettie i pod tym względem się od niego różni. 

Blondyn odwrócił głowę, patrząc na ciężkie drzwi. Przez szparę pod nimi przenikało do pomieszczenia lekkie światło i chyba tylko dzięki niemu, dał radę widzieć tutaj cokolwiek. Bettie rzucił kamykiem. Jack się spiął.

━ Może chociaż reszcie się udało ━  odezwał się ponownie rudowłosy. Jack nie mógł uwierzyć. W takim momencie, w momencie gdy siedzi w jakiejś celi, nie wiadomo co go czeka... on potrafi myśleć o innych i jeszcze żywiąc nadzieję, iż tym lepiej się powiodło. Nie tak zachowuje się pirat, bardzo nie tak. 

━  Nam się nie udało, to powinno cię obchodzić ━

━  Obchodzi. Ale co mi po rozmyślaniu "a co by było gdyby" ━  wzruszył ramionami, przechylając głowę na bok i wbijając spojrzenie w Jacka. Blondyn wytrzymał kontakt wzrokowy, nie odwrócił spojrzenia, choć było ciężko.

━ Zginiemy? ━  Jack zabrzmiał beznamiętnie, odpowiedział mu bardzo podobny wyraz twarzy, niewzruszony. Zupełnie jakby Bettiego nie dotykało mówienie o własnej śmierci... 

Jack spróbował dojrzeć w ciemności blizny na szyi rudowłosego, nie widział ich... ale miał świadomość, iż tam są, że w dalszym ciągu nie poznał historii skąd się wzięły. Ugryzł się w język.

Sam ma rzeczy, o których nie mówi. Bettie też ma prawo takie mieć... Jack aż zmarszczył brwi, na swoje własne myśli. Nie tak być powinno. To on tutaj jest od gromadzenia informacji na temat każdego, nie ma czegoś takiego jak "uszanowanie czyiś sekretów."  A mimo to, POZWOLIŁ Bettiemu takowe mieć. Jack wciąż nie rozumiał i nie potrafił określić czemu tak się dzieje... czemu nie potrafił zostawić Bettiego i uciec samemu.

━ A gdzie tam. Wyjdziemy z tego cało, Jack ━ Bettie się uśmiechnął. Nawet w tym półmroku Jack wiedział, iż rudowłosy się uśmiechnął. Owy uśmiech widział już tak często, że potrafił go dostrzec nawet w takich warunkach... Nieświadom - odetchnął z ulgą. Zacisnął dłonie w pięści. Był gotów:

━ Fiore ━

━ Co? ━

━ Moje prawdziwe imię, Fiore ━ blondyn patrzył na reakcję Bettiego. Szczerze powiedziawszy, spodziewał się niemal wszystkiego. Nawet tego, iż kamyk w ręce chłopaka zostanie rzucony prosto w niego. Był gotów i na wybuch śmiechem, a nawet na...

━ Fiore, Fiore, Fiore, Fiore... ━ Bettie zaczął powtarzać, kiwając się na boki. Tego już nie przewidział, więc nie był w stanie ukryć swego zaskoczenia, które wpłynęło na brudną twarz ━ trochę minie nim odzwyczaję się od Jacka ━ Bettie prychnął śmiechem, odchylając głowę w tył i opierając ją o kamienną ścianę za sobą ━ Zebrało ci się na takie wyznania, bo czujesz naszą nadchodzącą śmierć.... Fio? ━

Zanim cię znienawidziłemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz