ROZDZIAŁ 2

32 2 5
                                    

„I know that we're not the same
But I'm so damn glad that we made it
To this time, this time, now..."

Nie widziałam się z Konradem już prawie tydzień. To było okropnie trudne do zniesienia. Niestety oboje nie mogliśmy znaleźć po naszym ostatnim spotkaniu czasu, bo on miał akurat na głowie wiele pilnych rzeczy i siedział w pracy niemal do wieczora, ja natomiast też miałam do późna wykłady. Na domiar złego dzisiaj napisał mi, że w następnym tygodniu leci znowu na delegację, tym razem do Niemiec, i nie będzie go przez 3 dni. Ale na to akurat nie miał wpływu. Zresztą od początku liczyłam się z tym, że nie będzie mógł mi poświęcać zbyt wiele czasu właśnie przez pracę i chociaż trudno było mi to czasami zaakceptować, rozumiałam, że po prostu nie da rady inaczej.
Jednak kolejnego dnia byłam w sporym szoku, bo gdy jak zwykle wysiadłam z autobusu o nieludzko wczesnej porze i już miałam się kierować w stronę innego przystanku, żeby kolejnym dojechać na uczelnię, niespodziewanie ujrzałam w tłumie ludzi Konrada. Rozglądał się dookoła; od razu domyśliłam się, że mnie szukał. Po chwili ujrzał mnie i niemal podbiegł, tak, że dosłownie w ułamku sekundy do mnie doskoczył. Dał mi buziaka na powitanie, a ja od razu zapytałam:
- Co ty tu robisz? Chyba dzisiaj nic już mnie nie zaskoczy - naprawdę byłam zszokowana jego widokiem.
- A co, nie cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał z odrobiną rozczarowania w głosie, jednak ja od razu wypaliłam:
- Jasne, że się cieszę, i to jak bardzo! Po prostu ogromnie mnie zaskoczyłeś swoją obecnością tutaj.
- Chciałem zrobić ci taką małą niespodziankę, a wiedziałem, że dzisiaj masz zajęcia najwcześniej w całym tygodniu. Mam jeszcze trochę czasu zanim pójdę do roboty, dlatego chociaż ten czas chcę ci poświęcić - popatrzył na mnie łagodnym wzrokiem.
- Jejku, jesteś taki kochany! - objęłam go za szyję - ale nie musiałeś naprawdę z mojego powodu tak wcześnie się tu pojawiać.
- Uwierz, że musiałem - uśmiechnął się szeroko - bo nie mogłem dłużej wytrzymać, nie widząc cię.
- Ja tak samo, dlatego wręcz nie mogę wyrazić mojej radości z powodu naszego spotkania - nie chciałam wypuścić go z objęć - już myślałam, że długo się nie zobaczymy.
- A jednak jestem tutaj przy tobie i jak widzisz dla zakochanych nie ma rzeczy niemożliwych.
- To prawda, a ta niespodzianka oznacza tylko jedno: że mam najlepszego chłopaka na świecie.
On jak zwykle bezgłośnie zakwestionował moje tego typu słowa, kręcąc przecząco głową, ale zaraz pogładził mnie po głowie i spojrzał mi głęboko w oczy i trwało to kilka sekund, dopóki nie rzucił czegoś w rodzaju propozycji:
- Chodźmy już może, żebyś zdążyła na zajęcia - i nie czekając na jakąkolwiek moją reakcję chwycił moją dłoń i za chwilę szliśmy dosyć szybkim krokiem przez prawie pół miasta. Podczas tego wczesnoporannego „spaceru" mój humor stał się wręcz wyśmienity, tym bardziej, że mój ukochany postanowił mnie odprowadzić aż pod same drzwi budynku uczelni. Czasem, gdy już naprawdę nie miałam motywacji, żeby iść na jakiś wykład, ostatnią deską ratunku było przypominanie sobie, że on też studiował na tym wydziale. I od razu było mi jakoś łatwiej przesiedzieć te półtorej godziny z ludźmi, za których większością po prostu nie przepadałam. No właśnie, co do ludzi... Gdy byliśmy już prawie pod budynkiem, już z daleka zauważyłam stojące przed wejściem dwie dziewczyny z mojego kierunku. Cholerne „przyjaciółki", wredne, sukowate i obgadujące każdego przy każdej możliwej sposobności. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że chociaż na studiach uda mi się uwolnić od takich toksycznych ludzi, ale niestety mocno się pomyliłam. Zauważyły nas i automatycznie tematem ich rozmowy stałam się ja, a może bardziej jednak on, gdyż doskonale widziałam, jak się na niego gapiły. Ale stwierdziłam, że mam je gdzieś, bo właśnie jedynym, co mogły robić, było idiotyczne patrzenie się na Konrada, myśląc, że ani on, ani ja tego nie zauważymy. Kiedy podeszłam już na całkiem bliską odległość, posłałam im spojrzenie dosadnie wyrażające to, żeby się odpieprzyły, ale one jak na złość obie miały wzrok wlepiony w mojego chłopaka. Co, zazdrosne? Nawet mi was nie żal.

Do następnego lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz