ROZDZIAŁ 5

50 1 0
                                    

„Take a look around
It's so magnificent this love we found
It's one in a million so close your eyes again
And hope the fireworks never end..."

- Hej, wstawaj już! - nie wiedziałam, czy ten głos pochodzi z mojego snu, czy ktoś rzeczywiście każe mi się obudzić. Ale gdy usłyszałam to po raz kolejny, powoli zaczęła mi wracać świadomość i ogarnęłam, kto właśnie przerywa mój błogi sen. Konrad. W ułamku sekundy otworzyłam oczy i pierwszym, co ujrzałam, była jego twarz pochylona nade mną.
- Żyjesz? - zapytał żartobliwie - Widzę, że tak, a więc po prostu masz tak głęboki sen, że nie sposób cię dobudzić.
- Co się dzieje? Czemu tak wcześnie mnie budzisz? - wymamrotałam pod nosem jeszcze na wpół przytomna.
- Hmm, jakby ci to powiedzieć... Jest już prawie południe.
- Cholera jasna, no nie! - w momencie poderwałam się i zeskoczyłam z łóżka - nie ma opcji, że prześpię tutaj pół dnia. Wybacz - i spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem.
- W porządku, mam nadzieję, że chociaż się wyspałaś.
- A ty od kiedy jesteś na nogach? - rzuciłam szybkie pytanie, które w tym momencie nasunęło mi się na myśl.
- Powiedzmy, że od jakichś 3 godzin.
- Jeny, ale mi głupio. Śniadania pewnie już teraz też nie dostanę, prawda?
- No niestety, coś za coś - patrzył się na mnie z politowaniem - ale to nie problem, zaraz skoczymy do jakiejś knajpy tutaj niedaleko.
- Ale nie ma mowy, nawet nie jestem głodna. Zresztą, nie ma na to czasu. Niedługo musisz być na spotkaniu - myślałam, że o tym to mu chyba nie muszę przypominać, ale on jak zwykle miał mnóstwo czasu.
- Nie przyjmuję odmowy. Masz 10 minut na ogarnięcie się. Będę czekał na zewnątrz - i uśmiechając się, jak gdyby nigdy nic ulotnił się z pokoju. No dobra, skoro tak, to nie było sensu protestować. Jak najszybciej zebrałam się i na dole byłam nawet szybciej, niż Konrad się spodziewał.
Jakkolwiek nie byłam przekonana do specjałów greckiej kuchni, tak to późne śniadanie smakowało wyśmienicie. Nawet oliwki, od których zawsze zbierało mi się na wymioty, tutaj miały całkiem inny smak. I musiałam przyznać, że były nawet do zniesienia. Starałam się jeść jak najszybciej, żeby faktycznie nie tracić czasu, który został Konradowi do konferencji. On jednak naprawdę sobie nic z tego nie robił i w końcu doszło do tego, że dotarł na miejsce chyba minutę po czasie, co było serio do niego niepodobne. Czułam wyrzuty sumienia z tego powodu, że właściwie to przeze mnie ostatnio zaczyna, że tak powiem, trochę olewać rzeczy dotyczące pracy. Wcale nie cieszyło mnie to, że z mojego powodu zaniedbuje inne obowiązki, chociaż z drugiej strony ja też niezbyt przywiązywałam wagę do studiów, czego przejawem było właśnie między innymi to, że zamiast siedzieć teraz na jednym z wykładów, siedziałam sobie jak gdyby nigdy nic na wakacjach w innym kraju. Ale czy żałowałam? Skądże! Czułam się chyba najlepiej w całym moim dotychczasowym życiu.

Kolejny dzień upłynął dosyć podobnie jak poprzednie, z tą różnicą, że na szczęście tym razem nie udało mi się zaspać. Śniadanie, spacer po mieście, konferencja i po południu wylot współpracowników Konrada do Polski. Wspólnie z moim ukochanym postanowiliśmy, że pojedziemy razem z Natalią i Adamem na lotnisko, żeby ich pożegnać. Uznałam, że zwłaszcza Natalia doceni tak miły gest, a poza tym naprawdę było mi trochę smutno, że już musimy się pożegnać. Na tym wyjeździe poznałam ją trochę z innej strony, dużo rozmawiałyśmy praktycznie na wszystkie tematy i śmiało mogłam stwierdzić, że jest super osobą. Jednak gdy rozmowa czasem zahaczała o temat mojego związku, czułam, że chciała jak najszybciej przejść na jakiś inny. Co prawda wiele razy gratulowała mi i mówiła, że cieszy się naszym szczęściem, ale miałam wrażenie, że do końca nie jest to szczere. Jakkolwiek zawsze wydawało mi się, że potrafię „odczytywać" ludzi, w tym przypadku na bank wiedziałam, że jest ona po prostu zazdrosna o Konrada. I chociaż wiadomo, że nigdy nie powiedziałaby mi tego wprost, ja to po prostu czułam. Nie bez powodu przecież moi bliscy zawsze doradzali mi, żebym poszła studiować psychologię. W każdym razie teraz już wiedziałam - moje rozważania na początku pracy w firmie okazały się trafne - koleżanki z biura (a przynajmniej jedna na sto procent) potajemnie podkochiwały się w Konradzie. Nie żebym ja sama nie zaczynała od tego etapu, ale uświadamiając to sobie, poczułam się trochę przygnębiona. Przecież na dobrą sprawę one wszystkie, włącznie z Natalią, spędzały w ciągu tygodnia więcej czasu w jego towarzystwie, niż ja. Ale przecież nie mogłam być o niego chorobliwie zazdrosna, nawet jeśli tak okropnie nie chciałam go stracić. Wiedziałam, że nie mam powodów do obaw.
Teraz mogłam tylko czuć jeszcze większe podekscytowanie, bo tak oto zostałam tutaj tylko ja i on. I żadnych ludzi z roboty, konferencji i firmowych obowiązków.

Do następnego lataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz