Rozdział 1

139 12 3
                                    

*Lucyfer*

Po tym jak Kate, Ben i Bożydar trafili do nieba, a ja znów zasiadłem na piekielnym tronie, nic nie było już jednak takie samo. Demony i mieszkańcy piekieł mieli mnie za nic. Za zdrajcę, który przy pierwszej okazji uciekł porzucając przy tym żonę i dziecko. Czułem się tutaj strasznie samotny. Nawet Lilith nie odzywała się do mnie ani jednym słowem. Asmodeusz bardzo przeżywał, że już nie zobaczy mojego syna i miał do mnie ogromny żal, że wróciłem, a Ares wpadł w tak mroczny nastrój, że już czterokrotnie zgłaszano mi, iż zaczyna wariować na ziemi.

Wiedziałem o tym z jednego względu, byłem na ziemi razem z nim. Choć ściślej rzecz biorąc to przez niego i przez dług, który musiałem spłacać. Oczywiście jak na życzenie z pośród cienia i czerni wyłoniła się ona. Piękna, odziana w długi płaszcz Kali. Za każdym razem wspomnienia przy niej ożywały. Wieki wojen i ostrego seksu z samą śmiercią. Z perspektywy lat nie mogłem uwierzyć jak bardzo zły byłem kiedyś. Rzuciła mi płaszcz. Dzięki niemu szliśmy przez pole trupów widziani tylko przez tych którzy za moment mieli umrzeć. Chwyciłem z barku butelkę whyski i wypiłem jej zawartość na raz. Nie umiałem sobie już radzić bez alkoholu. Dodawał mi nieco odwagi. Spojrzałem na seksowne ciało tej potwornej kobiety i narzuciłem na barki płaszcz.

–Miejmy to już z głowy –odparłem zrezygnowany i wraz z nią wkroczyłem w czarną dziurę.

***Kate***

Jeśli sądziłam, że w niebie od tak zaznam spokoju to grubo się myliłam. Przez mój związek z Lucyferem, piekłem i całym tym rządzeniem nikt nie chciał nawet na mnie patrzeć jak na anielicę. Nikt mi nie ufał. Gabriel jako jedyny starał się traktować mnie z lekką sympatią. Pomagałam mu z prowadzeniem księgowości. Segregowałam ważne zbiory. Jednak tak naprawdę miałam po prostu siedzieć tam, gdzie nazbyt nie rzucam się w oczy.

Na szczęście mój brat świetnie się tu odnalazł. Abbadon wybrał go na swojego następcę i przekazywał mu swoją wielowiekową wiedzę. Nikt nie wiedział dokładnie, kiedy zechce odejść na tak zwaną emeryturę, ale gdyby miał na to ochotę miał już kogoś na swoje miejsce. Ben i tak uchodził za niebezpieczną istotę. Jego moce nie zniknęły po powrocie do nieba. Wszystko co zdołał osiągnąć jako zagubiona dusza w niebie jeszcze się wzmożyło. Z początku sam Michał przyjął go do swojego orszaku, lecz kiedy Ben po prostu przenosił się z miejsca w miejsce za pomocą jakichś tajemniczych mocy Abbadon przybył do archanioła i oznajmił, iż Ben został mu wybranym przez Boga, którego tak na marginesie ani tu widać ani słychać.

Mimo, że nie miałam już kontaktu z piekłem, a zejście tam było mi kategorycznie zakazane, nie wiedziałam co u Lilith i Asmodeusza, ale wieści o tym, że Ares wszczął wielką wojnę na ziemi i prowadzi ludzi na pewną śmierć karmiąc się ich gniewem była dla mnie jak sztylet wbity w serce.

To właśnie dlatego nocą, kiedy wszelkie anioły już spały wzbiłam się w powietrze i udałam na ziemię, aby samodzielnie się przekonać czy to prawda. Kiedy zobaczyłam zniszczone miasta usiane trupami i w samym środku tego chaosu Aresa z uśmiechem na ustach zamarłam. Zleciałam na ziemię w chwili, gdy stał nad dwoma żołnierzami którzy walcząc ze sobą próbowali się nawzajem pozabijać. Nie dostrzegł mnie jeszcze. Przyglądałam się temu co zrobi. Machnął dłonią, a wtedy jeden z ludzi potknął się, co wykorzystał natychmiast drugi wbijając mu nóż w szyję.

–Ares...–wyszeptałam zasłaniając usta dłonią. Odwrócił się do mnie. Jego demoniczne oczy wwiercały się we mnie niczym ostrza. Dopiero po chwili mnie rozpoznał i cofnął się jakby nagle opuściły go siły. Jego oczy znów przybrały tą znajomą barwę pochmurnego nieba, a ja niepewnie zrobiłam krok w jego stronę.

–Kate –wyszeptał, a potem rzucił się na mnie przyciskając zapalczywie usta do moich ust. Tak bardzo za nim tęskniłam. Oplotłam dłońmi jego szyję i poddałam się temu pocałunkowi. Nic nie miało dla mnie znaczenia, gdy mogłam choć przez chwilę być przy nim.

Między niebem, a piekłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz