8. Nieodpowiedni Czas.

764 100 31
                                    

Time Skip - Dwa i pół roku później


Kiedy dowiedział się prawdy, Lan Zhan wkrótce ponownie zamknął się ponownie w odosobnieniu, lecz tym razem już nie wyszedł przez ponad dwa lata.

Strach...

Strach przed stawieniem mu czoła go niszczył. Musiał się ukryć. Lecz teraz... musiał wrócić do swojej sekty. Musiał w końcu pogodzić się z rzeczywistością. Rzeczywistościa, w której zostawił go samego. Jedyne co mógł teraz zrobić to zmienić siebie i swoje postępowanie.

-------------------------------------

Pewnie się zastanawiacie co u naszego marnotrawnego brata z Yunmeng? Jiang Cheng z oporem zgodził się nie szukać swojego brata. Starał się też powstrzymać Jin Linga, lecz bezskutecznie. Już dawno wszystkie te groźby przestały na niego działać. Mógł jedynie wyczekiwać jego powrotu.

-------------------------------------

A co w tym czasie robił nasz samotnik? Otóż dla niego te dwa i pół roku po wyrzuceniu z Zacisza Obłoków minęły strasznie wolno.

Codziennie kaszlał krwią, nie mając czasu na odpoczynek, zmuszał swoje wyniszczone ciało do ruchu.

Świat wokół niego wyglądał, jakby czas w jakiś sposób zwolnił. Wszystkie dźwięki, zwierząt, liści, czy nawet wiatru były dla niego za głośne.

Dni mijały, a on szedł dalej przed siebie i nie śnił o odwróceniu się.

Przez ostatni rok prawie nigdy nie widział człowieka... Kiedy uświadamiał sobie, że ktoś się do niego zbliża, uciekał tak daleko jak tylko jego ciało mu na to pozwało.

[ Być może to Jin Ling z wróżką. Nie wiem. Kto z własnej woli chciałby po takim zadupiu wędrować ?]

Jednak ostatniej nocy walczył z jedenastoma Zaciekłymi Trupami i rozdarł sobie zewnętrzną szatę. Dziura była duża i długa. Od prawego obojczyka, po prawie sam nadgarstek na tej samej dłoni. Musiał iść do miasteczka. Musiał to zszyć. Musiał to naprawić.

Ze wszystkich przedmiotów nie posiadał akurat tego. Igły i nitki.

Przeszedł ten kawał drogi do najbliższego miasteczka.

Po obu stronach drogi prowadzącej do miasta stały liczne stragany.

Ludzie rozmawiali zbyt głośno.

Ludzie się śmieją.

Ludzie....

Ludzie..

Ludzie!

Wei Ying wziął głęboki wdech i wydech, poprawił maskę, a następnie na szybko sprawdził czy ma odliczone pieniądze.

Gdy tylko przekroczył próg. Dziesiątki mężczyzn oferowało mu różne produkty i ulotki. Drwił pod maską. Złapał za miecz, by utrzymać ich na dystans. Wszyscy od razu zrozumieli i pośpiesznie odeszli.

Trudno było iść w głąb przez ten hałas i paskudny zapach. Smród miast atakował jego wyczulony zmysł.

Nie był to tylko zapach jedzenia i alkoholu, ale też niewiarygodny smród, który wytwarzali ludzie, oraz ich odpady.

Miał odruch wymiotny.

Dzieciaki krzyczały i biegały dookoła, sprawiając, że Wei Ying chciał na nie krzyczeć.

Kiedy szedł ulicą, musiał przejść prawie połowę drogi, zanim znalazł to, czego szukał. Położył resztkę srebra na stole, podniósł igłę i czarną nic, pozwalając sprzedawczyni ujrzeć co bierze. Szybkim krokiem zaczął poruszać się drogą powrotną, skąd przyszedł.

Złamane serce Wei Yinga | Mo Dao Zu Shi | Tł. RinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz