Rozdział 1 "Przeczuwam, że to nie wróży nic dobrego"

180 13 5
                                    

Teraźniejszość, Seattle

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Teraźniejszość, Seattle

Wiedziałam, że samotne wychowanie dziecka nie będzie łatwe, o czym dosadnie przekonywałam się każdego kolejnego dnia spędzonego u boku Claire. Tak jak zwyczajnego dnia to wszystko wydawało się prostsze, to podczas nieplanowanej przeprowadzki takie nie było. Żeby przewieźć wszystkie nasze rzeczy z mieszkania na przedmieściach do tego znajdującego się bliżej centrum, musiałam obrócić kilkanaście razy. Nikt nie miał czasu mi z tym pomóc, więc wszystko musiałam robić na własną rękę.

Nigdy wcześniej nie marzyłam o miejscu, które mogłabym nazywać domem, bo najzwyczajniej w świecie, nie musiałam się tym martwić. Teraz jednak gdy codziennie moje życie się chwiało, chciałam odnaleźć w tym całym chaosie jakąś stałą, która trzymałaby mnie na powierzchni. Nigdy też nie myślałam o tym, że to miejsce będzie potrzebne komuś więcej niż mnie. To mieszkanie miało być dla mnie i Claire domem. Miejscem, w którym będziemy razem dzielić nie zawsze łatwą codzienność, gdzie osiedlimy się na dłużej i w końcu będę mogła odetchnąć, nie martwiąc się tym co będzie jutro, za tydzień czy miesiąc. Liczyłam na to, że w końcu będę wolna.

Większość mebli było już na miejscu, przez co chociaż tym nie musiałam się zajmować. Poza tym pogoda nie dopisywała, z nieba nieustannie sączył się siarczysty deszcz. Ulice i chodniki pokryły kałuże, w które mała miała nieustającą potrzebę wskakiwać. Kilkakrotnie nie udało mi się jej zatrzymać na czas, przez co jasne legginsy, które jej założyłam były całe mokre i brudne, co ewidentnie jej się podobało.

A mi niekoniecznie.

Po szybach spływały krople deszczu i wydawały z siebie ciche dźwięki podczas uderzeń o parapety. Chociaż pogoda mi przeszkadzała, to te niesforne krople opadające na moje ciało były dziwnie kojące.

- Claire - wołam za trzylatką, gdy ta tym razem próbuje usiąść w jednej z powstałych na chodniku kałuż. - Chodź do domu, schowamy się przed tym deszczem. - Nawet na mnie nie patrzy, ale brak reakcji z jej strony nie robi na mnie zbyt wielkiego wrażenia, jak to ona, jeśli nie ma w tym co mówię nic zabawnego nie jest tym zbytnio zainteresowana. Chociaż zwykle jest dosyć grzecznym dzieckiem i nie sprawia zbyt wiele kłopotów, to są momenty, w których mimo że ją kocham chętnie zamieniłabym ją na na przykład kota czy coś.

Wyjęłam z bagażnika ostatnie dwie torby, zawiesiłam je sobie na ramieniu i po zamknięciu samochodu schyliłam się po dziewczynkę. Wystawiła swoje drobne rączki w moją stronę. Podnoszę ją i sadzam sobie na biodrze, podtrzymując ją jedną ręką. Ruszam w stronę otwartych drzwi prowadzących na klatkę schodową czteropiętrowego budynku z czerwonej cegły, a następnie przemierzam cztery piętra, aby w końcu dotrzeć do drzwi z ciemnego drewna. I chociaż z pozoru ta droga nie jest długą do przejścia, to z dodatkowym ciężarem w postaci dziecka i toreb jest dosyć uciążliwa. Klatka schodowa jest w dosyć dobrym stanie, co prawda gdzieniegdzie ze ścian odpryskuje farba, a w powietrzu unosi się zapach taniego płynu do podłóg, ale nie jest zaraz tak źle. Podłogę i schody pokrywają szare, matowe kafle, a ściany pomalowane są jasną farbą w jakimś bliżej nieokreślonym odcieniu beżu, co tworzy względnie przyjemne dla oka połączenie.

Szkarłat pocałunkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz