Kochani moi dawno mnie tu nie było, za co od razu was przepraszam.
Dlatego też ten rozdział dedykuję tym, którzy jeszcze tu ze mną są i czekali na nowy rozdział przygód naszej zagubionej San i niezdecydowanego Wesley'a. Miłej lektury <3
Kocham,
Wasza M.Obudziłam się późno, może i zbyt późno. Po tym jak się przebudziłam w środku nocy nie mogłam zasnąć przez kilka następnych godzin. Zawsze tak było, koszmary wyrywały mnie ze snu i wyprowadzały z równowagi na cały kolejny dzień. Przyzwyczaiłam się do tego, jednocześnie zdając sobie sprawę, że tak być nie powinno. Nie mogłam wiecznie być rozchwiana zarówno fizycznie jak i psychicznie. Chociażby ze względu na Claire, ona była zbyt mała i krucha, nie mogłam zostawić jej samej gubiąc się we własnej świadomości, a właśnie to bym robiła. Dlatego zachowując się nadwyraz nieodpowiedzialnie zrzucałam własne samopoczucie na dalszy plan. Nie szukałam pomocy, bo tak naprawdę nie wierzyłam w to, że ktoś byłby w stanie mi jej udzielić.
I o ironio właśnie to co uważałam za tak błahe, codziennie mnie zabijało, dusiło od środka nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Jak cichy zabójca, który zamaskowany atakuje w ciemnej uliczce i odbiera ci ostatni oddech jednym strzałem. Nie pozostawia śladów, nie ma świadków, więc czy tak naprawdę mógł istnieć? Czy rzeczywiście mógł zabić skoro nikt nie jest w stanie przypisać do niego tej zbrodni?
Powoli wstałam z łóżka, odwijając się z ciepłej kołdry, którą byłam okryta. Ku własnemu zdziwieniu, kompletnie wbrew sobie się wyspałam. Może miało na to wpływ to, że Wesley po naszej nocnej rozmowie przez długi czas siedział przy moim boku i łagodnie gładził mnie po ramieniu aż zasnęłam. Choćbym chciała zaprzeczyć temu, że to uczucie było przyjemne to nie mogłam. Czułam się nad wyraz bezpiecznie i spokojnie w jego ramionach. Czy byłam naiwna tak szybko się do niego przywiązując? Zapewne tak.
Ale mimo tego nie potrafiłam tak po prostu się od niego odwrócić. Ciągle zadawałam sobie jednak pytanie co takiego ten facet w sobie miał. Dlaczego pozwoliłam mu tak bardzo wejść w swoje życie choć przez te poprzednie lata kategorycznie unikałam wszelkich tego typu relacji.
W końcu otrząsnęłam się ze swoich myśli i rozglądając się w każdą stronę ruszyłam ku wyjściu z sypialni.
- Wiesz maluchu, jesteś całkiem w porządku - zwrócił się do dziewczynki, która siedziała na jego kolanach i przyglądała mu się uważnie. Stałam w progu nic nie mówiąc, ten widok był rozczulający. Wesley nieco niezręcznie starał się podtrzymać trzylatkę. - Mówią, że z dziećmi można rozmawiać o wszystkim i nigdy nie oceniają, co Claire myślisz, że mają rację? - Mała wesoło machnęła swoją małą rączką i niemal wykrzyknęła krótkie tak. - Skoro tak - zaśmiał się i przyłożył swoje czoło do jej. Nagle jakby posmutniał czego kompletnie nie rozumiałam, ale wydawał się czymś przybity. Śmiech tak szybko jak zagościł na jego ustach tak też znikł. - Pewnie nie zrozumiesz połowy z tego co do ciebie powiem, ale może to i lepiej. - Westchnął, nieco desperacko pochylił głowę i po wzięciu głębokiego oddech wrócił do mówienia. - Lubię twoją mamę, skrzacie. Ale wiem, że nie będzie ze mną szczęśliwa. Może przez chwilę, ale twój wujek mówił mi, że chciałaby mieć kiedyś jeszcze jedno dziecko, a ode mnie tego nie dostanie. Czuję się jakbym chociażby z nią rozmawiając odbierał jej coś ważnego, a to nie tak powinno być. Może to głupie, bo nawet nie wiem czy kiedyś będziemy razem. Od tego zaczęły się moje problemy z ciocią Alice, skrzacie. Z twoją mamą pewnie będzie tak samo, bo po co komu ktoś taki jak ja, kto nawet nie jest w stanie przedłużyć rodowodu.
CZYTASZ
Szkarłat pocałunku
ChickLitJEDEN POCAŁUNEK MÓGŁ BYĆ NASZYM POCZĄTKIEM ALBO SWOISTĄ ZGUBĄ, PO KTÓREJ POZOSTANĄ JEDYNIE ZGLISZCZA TEGO KIM BYLIŚMY. I TO MY DECYDUJEMY, KTÓRĄ DROGĄ PODĄŻAĆ. Santana po burzliwym rozstaniu stara się na nowo ułożyć swoje życie w innym stanie. Jej p...