Rozdział 10 "Czy pan właśnie zaprasza mnie na randkę?"

99 6 3
                                    

Gdy Wesley zaprosił mnie na randkę nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy Wesley zaprosił mnie na randkę nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. W tamtym momencie uwierzyłabym we wszystko ale nie to. Stałam roztrzęsiona wbijając wzrok w słowa na kawałku papieru, czy powinnam aż tak się tym przejąć? Pewnie nie, ale i tak to zrobiłam. Nie panikowałam, a raczej poczułam dziwny dreszcz niepokoju, czułam się jakby ktoś zaciekle mnie obserwował. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie wskazywało na to żeby coś miało nam zagrażać.
- Już dobrze się czujesz? - Głos bruneta sprawił, że oderwałam się od kartki, którą następnie zwinęłam w kulkę i zacisnęłam w pięści.
- Tak, dziękuję, że za mną wyszedłeś. To wiele dla mnie znaczy - rzuciłam zgodnie z prawdą, dyskretnie wycierając spoconą dłoń o materiał sukienki.

- Widziałem przez okno jak wychodzisz do ogrodu, ostatnio źle się to skończyło. Wolałem dmuchać na zimne. - Uśmiechnął się do mnie, a ja dalej nie mogłam się przyzwyczaić do tego gestu w jego wykonaniu. - Dlaczego mała tak gwałtownie na mnie zareagowała, przecież nie chciałem nic jej zrobić? - Zapytał i wyglądał na nieco zmieszanego tą sytuacją.

- Ja to wiem, ty to wiesz. Claire jest jeszcze mała i nie ufa prawie nikomu, to był cud, że w ogóle dała się wziąć na ręce twojemu bratu świeżo po naszym przyjeździe - odpowiedziałam i spojrzałam na córkę, która cały czas bawiła się z psem, który ku mojemu zachowywał się potulnie jak baranek. - Nie umiem tego do końca wytłumaczyć Wes, nie wiem co siedzi w tej małej głowie, ale śmiem sądzić, że sporo w tym winy Aidena i jego nieobecności, która chociaż wyszła nam na dobre na pewno jakoś na nią wpływa. Nie jestem w stanie zapełnić jej wszystkich wzorców i bronić przed całym światem. Williama polubiła, więc z tobą pewnie też tak będzie, ale oboje potrzebujecie czasu na przystosowanie się. Wszyscy go potrzebujemy.

- Mam nadzieję, że masz rację. Co prawda nigdy nie planowałem zakładać rodziny, ale w irracjonalny sposób mi na tobie zależy, więc muszę pogodzić się też z myślą o Claire - ostatnią część zdania niemal wyszeptał, z dziwną nostalgią, ale postanowiłam o nic nie pytać. - Chciałbym cię gdzieś zabrać - oznajmił na co niemal wbiło mnie w ziemię.

- Czy pan właśnie zaprasza mnie na randkę, panie Dawson? - Zapytałam, starając się powstrzymać cisnący się na moje usta uśmiech.

- Jeśli tylko chce pani, żeby to była randka, pani Sherwood.
- Jest pan niezwykle wyrozumiały i owszem chciałabym żeby nasze wyjście było randką. Może pan temu zaradzić? - Już się nie powstrzymywałam i na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Paradoksalnie uwielbiałam to jak w rozmowach przechodziliśmy z tonu nieoficjalnego do formalnego. To dodawało wszystkiemu czegoś intrygujące, w co chciałam brnąć dalej mimo strachu.

- Znam łatwy sposób na rozwiązanie tego kłopotu, przyjadę po panią jutro o drugiej, czy taka pora pani odpowiada? - Podszedł kilka kroków bliżej i złapał za moją dłoń.

- Jak najbardziej - odpowiedziałam i wspięłam się na palce, bo bez szpilek byłam jeszcze niższa od niego.

- Oczywiście jeśli nie miałaby pani z kim zostawić córki, jej skromne towarzystwo ani trochę by mi nie przeszkadzało - stwierdził co ogromnie ułatwiło moją sytuację. - A teraz panią pocałuję.

Szkarłat pocałunkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz