Zapach ciast i herbaty rozchodził się po bardzo dobrze znanej mu kawiarence nieopodal portu Yokohamy. Zapach ten był wręcz nostalgiczny. Zupełnie niepasujący do słowa „kawiarnia", jakie zapamiętał z kolejnej delegacji do Europy, tam lokal kawiarniany faktycznie pachniał kawą. Ale tu, w Japonii, kawa była mało spotykanym zwyczajem i również mało kto potrafił ją dobrze przygotować, przynajmniej w mniemaniu Sakaguchiego. Niemniej ta tutaj była całkiem akceptowalna.
Mężczyzna przed nim w spokoju czytał przemycony cichaczem dokument z departamentu do spraw osób obdarzonych, poświadczający, że jego „firma" przechodzi w nieco inne stadium, potrzebne tak naprawdę już do działań stojących na granicy legalności. Jedno z typowych zezwoleń, jakie dostawał, tylko po to, aby śmiać się ordynacji prawnej prosto w twarz i móc robić, co mu się żywnie podoba poprzez nieidealnie załatane przepisy.
Mori uśmiechnął się ostatecznie. Dokument znalazł się nieopodal jego filiżanki, a mężczyzna eleganckim ruchem złożył wyćwiczony przez lata, zwracający na siebie uwagę podpis. Ango odetchnął cicho, następne przejął od niego dokument i włożył sobie do teczki, zrywając póki co kontakt wzrokowy.
- Twoja pomoc jest jak zawsze na najwyższym poziomie, Sakaguchi - rzucił lider mafii, unosząc ponownie filiżankę do ust.
Okularnik nie miał sił na podobną ekspresję, ale spojrzał na niego pogodniej. Mimo, że mężczyzna napawał go niepokojem, miał dość dużą pewność, że go nie zabije. W końcu to on zamiatał występki mafijne pod dywan i pomagał działalność nielegalną przekształcić na legalną.
- Proszę pamiętać, że nie mam pełnej władzy. Robię, co jest w moich kompetencjach.
Mori spojrzał na niego ciepło, trochę jak do przyjaciela, którym Ango nawet nie śmiałby się określić. Niemniej jego uśmiech był najwyższą formą zapłaty, całkowicie inną od gotówki i immunitetu od zamachów mafijnych.
- Twoje kompetencje są bardzo użyteczne. Poza tym... daj się choć raz pochwalić i uśmiechnij się do mnie! - jak prosił, tak sam też uśmiechał się do okularnika.
Sakaguchi jednakże cicho westchnął i pokręcił głową na te dziecięce zagrywki. Uwielbiał widzieć radość tego mężczyzny, lecz jemu samemu już nie było po drodze z taką radością. Już dawno nie.
- Panie Mori... wróciłem późno w nocy z Londynu. Od ósmej rano organizowałem wszystkie dokumenty dla pana, jest godzina dwudziesta... litości.
Zasłonił się zmęczeniem, bo też istotnie był zmęczony. Faktycznie wrócił do Japonii o czwartej rano, prawie że zarwał nockę specjalnie dla niego, specjalnie by szkarłatnooki zdążył przed terminami wyznaczonymi ustawowo. Urzędnik oparł tylko głowę o kant ściany, patrząc wyczekująco na swojego rozmówcę. Czy mafioso czegoś jeszcze potrzebował? Chyba nie, skoro z lekkim rozbawieniem dopił herbatę i wstał.
- Wypocznij, zasłużyłeś. Do zobaczenia.
Długi, robiący wrażenie na większości obserwatorów płaszcz zafalował, kiedy mężczyzna odwrócił się i opuścił kawiarnię, pozostawiając przed okularnikiem puste miejsce. Ludzie wokół nie zwracali już na niego uwagi. On też nie zwracał na nich uwagi, pogrążony we własnych rozterkach.
Zwykle Mori, kiedy się tutaj potajemnie spotykali, siedział w dość podobnej pozycji, wolną rękę trzymając w mniej-więcej jednym miejscu na stoliku. Dziś było tak samo. Ango ostrożnie wyciągnął dłoń i położył na tym właśnie fragmencie, przymknął oczy, chcąc poczuć choć odrobinę jego ciepła. Już po chwili poczuł, jakby jego dłoń dotknęła jakaś inna. Nikogo przed nim nie było, a jednak był ktoś. Widział, że jeśli teraz otworzy prawdziwe oczy, przed nim będzie tylko puste miejsce i pusta filiżanka. Dlatego nie otwierał oczu prawdziwych, a z trudem odwołał się do tych odpowiadających za wyobraźnię. Widział tę samą kawiarnię, tych samych ludzi wokół. Ale przed nim wciąż siedział mężczyzna. Trzymał go za dłoń, patrząc mu w oczy z delikatnym uśmiechem.
- Zaśniesz tutaj, jeśli zostaniesz... - mruknął do niego, choć tak naprawdę żadne słowo nie padło. Ango uśmiechnął się mimowolnie.
- Nie zasnę - odpowiedział, choć bez słyszalnych słów - Przecież wiesz, nie zasypiam tak łatwo.
Ougai pokręcił głową z pobłażaniem i skupił się na delikatnym gładzeniu jego dłoni kciukiem. Był czuły... delikatny. Emanował wsparciem i spokojem. Ango relaksował się przy jego obecności, obserwując tę dojrzałą, a jednak wciąż przystojną twarzyczkę okalaną luźno spływającymi kosmykami.
- Pochwaliłeś mnie. To było miłe, dziękuję - przekazał mu cicho.
Ougai uśmiechnął się szerzej. Wyciągnął się nad stolikiem, położył mu dłoń na głowie i zmierzwił mu fryzurę w ramach odpowiedzi, lecz zanim Ango zdążył zareagować, usiadł z powrotem naprzeciw. Okularnik lekko uniósł drugą dłoń i przeczesał swoje włosy, chociaż były idealnie ułożone.
- Mówiłem ci. Twoja pomoc jest na najwyższym poziomie, a ja jestem ci wdzięczny.
Ango odetchnął cicho. Słuchając tego po raz drugi delikatnie czuł się lepiej, podbudowany, jakiś taki lżejszy. A jednocześnie ciążyła mu myśl, że przecież kończył karierę urzędniczą. Jego wypowiedzenie było faktem i wejdzie w moc za pewien czas. Spojrzał znowu na partnera, racząc się jego ciekawością.
- Wiem... ale moją uwagę zwracało twoje spojrzenie. Zmieniło się.
Szkarłatnooki przełożył dłoń tak, by pogładzić wierzch dłoni Ango. Zahaczył opuszkiem palca o sygnet. Jego nie było naprawdę, ale obaj wiedzieli, że on tam jest, na prawej dłoni urzędnika na palcu serdecznym.
- Dziwisz się? - zapytał cicho - Ten dzień nadchodzi. Nie mogę się doczekać, a im jest bliżej, tym bardziej się niecierpliwię.
Ango uśmiechnął się szeroko. Zabrał dłoń z tego miejsca. Przed nim nikogo nie było, ale Ougai chwilowo przystanął za nim, by nie zawadzić mu w przejściu. Zielonooki pozbierał teczki, narzucił na siebie marynarkę i poszedł zapłacić za ich trunki.
- Ja też. Został miesiąc, muszę uregulować wszystkie sprawy w Yokohamie i dokończyć przygotowania. Dobrze pamiętam, że prosiłeś o tureckie czarne róże?
Ougai kiwnął głową w niemej odpowiedzi, choć temat kwiatów zawsze lekko go kłopotał. Po całej jego aparycji widać było delikatne skrępowanie, ale poza tym chyba był szczęśliwy i odliczał już do tego jednego dnia. Ango również nie mógł się doczekać. Szykowali się na niego od ponad dwóch lat, ugadując wieczorami wszystko i planując każdy proces przed wyznaczoną datą. Dobór miejsca był bardzo czasochłonny. Pamiętał każdy szczegół tych rozmów.
Pozostało tylko wrócić do domu. Musiał odpocząć.
CZYTASZ
[BSD] Czarny ślub na deskach teatru
FanfictieJak głęboko trzeba wierzyć w wyobraźnię, by stała się ona jawą? Kolejne opowiadanie z nieistniejącym shipem, kolejny angst, pierwszy raz zostawiam dwa zakończenia. Polecam czytać w domu~ Beta-Read: Szczot_Fraser, D.G. Okładka od smol.tish