[Minęła godzina]

42 3 0
                                    

Zrobiło się zupełnie ciemno, kiedy wracali do Yokohamy. Te same lasy, które miały być jego ostatnim pożegnaniem ze światem i które dawały mu poczucie, że nie zostało mu już nic, teraz mijały na nowo za oknami, ale skryte w ciemności. Uczucie niepowodzenia znów gdzieś się w nim zalęgło, trochę jakby uciekł z miejsca zagrożenia, nie osiągnąwszy celu. Bardzo dziwne, niezbyt przyjemne uczucie. Gorzki posmak niespełnienia, który pewnie będzie jeszcze się go trzymał przez kilka dni, nim w pełni zrozumie, że naprawdę był mężem najwspanialszego mężczyzny na świecie.

Ougai siedział obok i obejmował go, ostrożnie gładząc po nagiej skórze. Ango został bez marynarki, jak i koszuli, jedynie jego ramię było obandażowane. Szkarłatnooki chyba założył, że będzie musiał mu wyciągać kulę, skoro zabrał w swojej torbie lekarskiej wszystkie niezbędne ku temu przybory. Urzędnikowi było troszkę zimno, ale nie chciał narzekać. Wytrzyma, gorsze warunki wytrzymywał. Teraz przynajmniej miał się do kogo przytulać.

- Zgaduję, że masz do mnie mnóstwo pytań? - mruknął cicho czterdziestolatek, leniwie śledząc drogę przed nimi. W lusterku odbijało się auto zielonookiego, prowadzone obecnie przez innego z podwładnych mężczyzny. Ango wziął głębszy wdech i powoli wypuścił powietrze.

- Tak, ale... - mruknął tylko, sugestywnie zwracając wzrok na kierowcę przed nimi. Ougai spojrzał na partnera, to w kierunku jego wzroku, po czym pogodnie pokręcił głową.

- To zaufana osoba. Możesz pytać.

Dwudziestoośmioletni mężczyzna przymknął oczy, próbując jakkolwiek zebrać myśli, chociaż nie było to proste. Miał więcej pytań, niż pozwalała jego koncentracja, by je wszystkie wyłapać. Dużo kwestii, które chciałby poruszyć, mniejszych i większych. Zacząć? Od czego? Z której strony?

- ... dlaczego? - wykrztusił w końcu i przytulił odruchowo twarz do jego ramienia - Nawet jeśli o wszystkim wiedziałeś... nie tylko to przerwałeś, ale i postanowiłeś przyjąć obrączkę. Dlaczego, Ougai?

Ciche westchnienie w połączeniu z lekkim uśmiechem u mężczyzny sugerowało, że ze wszystkich pytań, które Ango mógł zadać, to chyba było najtrudniejsze. Niemniej motywacja szkarłatnookiego była dla byłego urzędnika wciąż skończenie niezrozumiała. On był przecież zazwyczaj tu, w świecie realnym niezbyt czuły, wręcz można pokusić się o przypuszczenie, że miewał zapędy psychopatyczne. Okazując uczucie komukolwiek łamał takie wrażenie.

- Wierzysz w przeznaczenie? - zapytał nagle mężczyzna. Ango zamrugał, zdziwiony odbiciem tematu na jakby inną płaszczyznę.

- Nie... niespecjalnie.

Medyk skinął głową i wrócił do gładzenia go po boku.

- Ja również. Niemniej... - urwał na chwilę, dobierając słowa - odczuwałem... przekonanie, którego nie mogłem się pozbyć, że jeśli pozwolę ci odejść, stracę coś piekielnie ważnego. A jeśli wyciągnąłbym cię stamtąd i kazał żyć dalej tak po prostu, wątpiłem, że dałbyś radę.

Ougai przełożył rękę i podsunął ją pod brodę małżonka, po czym delikatnie uniósł jego twarz ku sobie. Zielone oczy wyrażały zdziwienie tym gestem, mężczyzna nie przejął się jednak i złożył na jego wargach krótki, a zarazem przyjemnie delikatny pocałunek.

- Poza tym to, w jaki sposób pisałeś, przyznaję, robiło na mnie wrażenie. Dziękuję. Za twoim wpływem obudziłeś coś we mnie, co wydawało mi się, że nigdy nie wróci.

Chłód i ból w ramieniu powoli zniknęły, Ango spoglądał w oczy partnera, nie mogąc nadziwić się jego słowom. Zawsze jego listy wydawały mu się płaskie, niewystarczające. Nie umiał w pełni słowami wyrazić tego, co działo się w jego sercu. Wiele razy w nich się skarżył na to, że ludzkie języki nie są w stanie opisać emocji tak wielkich, jak jego miłość i tęsknota. A teraz ten mężczyzna mówił mu, że jego listy potrafiły rozmrozić serce osoby, która kierowała się wyłącznie własnymi pobudkami. To było aż niedorzeczne, choć jednocześnie szczęście, jakie pojawiło się w sercu młodego dyplomaty, niosło go ku górze niczym stado ptaków.

[BSD] Czarny ślub na deskach teatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz