"Faktycznie z ciebie Sukinelf"|44

315 16 18
                                    

Nikt mnie specjalnie nie pilnował, więc nawet nie miałam nawet do kogo mordy otworzyć. Oczywiście przeszukali mnie i zabrali wszystkie skradzione rzeczy, oprócz tego kamienia co miałam w staniku i swoim zimnym chłodem dawał o sobie znać.
Kiedy zaszło słońce, zaczęłam się dobijać do krat.
- Da ktoś cokolwiek do picia? Może być woda, no chyba że parzycie harbatę. Czy ktoś mnie słyszy?! Jak coś jedna płaska cukru!
- A miałem wrażenia, że gustujesz w czymś mocniejszym.
Z cienia wyłonił się właściciel głosu. Wysoki, przystojny mężczyzna.
- Wiedziałem, że ci się nie uda. - powiedział.
- Crevan, mordo nawet nie wiesz jak się cieszę, że to Ty a nie kto inny!
- Jak, na przykład kto? - zapytał kolejny głos.
- O kurwa. - szepnęłam.
Elf nie był sam, no jasne że nie był. Musiał wziąć kompana!
- Od kiedy wy dwaj się znacie? - zapytałam ich.
- Twój narzeczony jak po sznurku przyszedł do mnie, szukaj informacji gdzie jesteś. Twoja dyskrecja nawala, kobieto.
- Lepiej się odpierdol od mojej dyskrecji, przez ciebie i tak mam teraz przesrane. Nie mogłeś przyjść sam?
- A ty nie mogłabyś się pakować w kłopoty i za kraty przez jeden dzień? Tylko jeden? - podniósł na mnie swój zmęczony głos Loki.
- Wczoraj nikt mnie nigdzie nie zamknął...
- Mam to zapisać w historii Asgardu? Nie odpowiadaj. Później mi wytłumaczysz skąd znasz tego elfa, na razie zabieram cię stąd.
- Nie miłego masz tego narzeczonego. - dodał Crevan - "Tego elfa"? Co za dyskryminacja.
- Ja mam tak na codzień. - szepnęłam.
- Widzę, że wasza dwójka bardzo dobrze się dogaduje... - ochrzanił nas Loki, który podszedł do krat i jednym ruchem, bez dotykania ich wyrwał je ze ściany z hukiem. I to było w chuj seksi.
- Nie bluźnij bożku.
- My się na pewno nie dogadujemy. - dodałam swoje 4 gorsze do tekstu Crevana.

Na spokojnie wyszliśmy z jaskini, dopiero dorwali nas, gdy wyszliśmy na powierzchnie.
- Złodziej zostaje z nami. - krzyknął jeden z mężczyzn.
- Dobra koniec tej zabawy.
W dłoniach Lokiego pojawiły się dwa sztylety, Crevan wyciągnął za pasa małą siekierkę, a ja dobyłam swojego miecza, który udało się mi zwinąć po drodze.
- Ja pierdole kurwa mać, zaraz ci rozwalę twarz! - dodałam swój krzyk bojowy.
- Marny z Ciebie poeta.
- Przynajmniej jasne i zrozumiałe to było oraz wiesz dobrze też, że jak będzie mi dane pisać do ciebie wiersz, to będzie on z neta.
- Wiedz, że go nie przeczytam.
- Wiedz że go nie napiszę. - odpowiedziałam Lokiemu.
- Naprawdę zostanawia mnie fakt czy między wami to miłość czy nienawiść. - Crevan patrzył na nas jak na dzieci, kłócące się w przedszkolu.
- A co za różnica tu i tu idą ze sobą do łóżka.
Mój bóg tylko pokręcił głową z niedowierzenia, po czym odparł atak jednego ze strażników jaskini. Crevan też się dołączył do zabawy. Chciałam iść za nim, ale Loki spojrzał na mnie tak, że musiałam się zatrzymać.
- Nawet się nie rusz z miejsca. Krawawisz.
- No i? - zapytałam.
- Posłuchaj mnie choć raz, człowieku.
- Lub dołącz i daj się zabić, kobieto. Mnie tam cię nie szkoda.
- Faktycznie z ciebie sukinelf...
Zanim zdążyłam, mimo sprzeciwu, się dołączyć Ci dwaj wszystkich położyli na ziemię.
- Wielbłady stoją kawałek dalej.
Loki nawet na mnie nie spojrzał, tylko otrzepał się z piasku, odgarnął włosy i poszedł przed siebie. Razem z Crevanem podreptałam za nim. W sensie tylko ja dreptałam, elf szedł jak taran.
Piętnaście minut później jechałam na wielbłądzie. Na równi ze mną jechał Crevan, a Lokiego wyrwało do przodu.
- W ogóle masz, to co chciałaś? Bez tego twój prezencik nie zadziała.
- Mam, czekaj.
Sięgnęłam pod bluzkę i do stanika, gdzie ocieplał się o moje cycki malutki kamyczek.
- Coś udało mi się przemycić. - pochwaliłam się i podałam kamień elfowi, który wziął go ode mnie z obrzydzeniem.
- Na dole też coś chowasz? - zapytał.
- Na pewno coś cenniejszego niż twój dół.
- Ty się moim dołem nie interesuj kobieto.
- To się nie interesuj moją cipą i tego co w niej jest.
- Wiem, co zazwyczaj w niej jest. - zaśmiał się elf, parszac na boga przed nami. Chcąc nie chcąc spłonęłam rumieńcem.
- Co do niego... Jak myślisz, bardzo jest na mnie zły?
- Wparował do mojej kuźni gdzieś w południe i zagroził mi śmiercią, tak z 8 razy, za to że wchodzę z tobą w intersy.
- Ale nie powiedziałeś mu co to za interes?
- Klient nasz Pan. Nawet ty... - tu obrzucił mnie spojrzeniem pełnym obelg - Ale póki mi płacisz, nic mu nie zdradzę. Skłamałem, że chciałaś obrożne dla swojego tygrysa.
- Skąd wiesz, że mam tygrysa?
- Każdy już o tym wie.

Gdy zbliżaliśmy się do miasta, Crevan podał imię posłańca, któremu mam dać resztę pieniędzy, i który przekażę mi gotowy już pierścionek. Dodał przy tym iż modli się o nie ponowne spotkanie.
- Złyś na mnie wciąż? - zapytałam.
- Tak?
- Jak bardzo?
- Tak, że pakujemy się i wracamy do Asgardu.
- Aham. Czyli koniec wycieczki.

Wstąpiliśmy tylko do hotelu po resztę rzeczy i przed samym budynkiem za pomocą Bifrostu zgarnięto nas do Asgardu. Zostały po nas tylko szlaczki na ubitej ziemii.
W Asgardzie czekały na nas już konie w tym Sema, aby zawieść nas do pałacu.
- Jak tam Heimdall?
- Powinnaś o czymś wiedzieć.
Zatrzymałam się czekając na złą wiadomość. No na pewno dobra nie była, słysząc po głosie rycerza, nawet jeśli mówi jak lektor. Nawet Loki się zatrzymał marszczący brwi.
- Twój tygrys Liv został poważnie ranny na treningu, zajął się nim pałacowy lekarz i stan jej się polepszył.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, tylko wskoczyłam w siadło Semy i ruszyłyśmy w stronę pałacu, ile sił w klaczy. Nie obejrzałam się co na to książę, ani czy czegoś nie zapomniałam.
Przed samym palcem zeskoczyłam z klaczy, którą zaraz zajął się koniuszy i pobiegłam. Musiałam przebiec przez sale tronową, gdzie Odyn miał jakieś ważne spotkanie.
- Może się przywitasz Wiktorio?-zapytał choć bardziej zakazał.
- Później lub nigdy.
Tygrysica leżała w lecznicy. Wokół brzucha owinęta była bandażem, na którym widniał ślad krwii. Moja Liv spała, lecz obudziłam ją swoim wtargnięciem. Chciała wstać do mnie.
- Nie wstawaj skarbie, leż. Pewnie cię boli. - płakałam nad nią, głaszcząc za uchem.
- Na szczęście rana ładnie się goi.
W rogu lecznicy stał weterynarz, z którym już miałam kiedyś przyjemność.
- Można ją przenieść?
- Jej stan na to pozwala.
- Przygotować w mojej komnacie leżankę i ostrożnie ją tam przenieść. Chcę mieć ją blisko, a ty zawsze masz być w pogotowiu.
- Tak jest. - ukłonił się.
- Jak to się stało?
Milczenie.
- Odpowiadaj.
- Ten człowiek - powiedział z obrzydzeniem, widocznie Dawida nikt tu nie lubi - uznał, że się zajmie tygrysem i chciał nauczyć ją walki przeciwko człowiekowi.
- Sam z nią walczył?
- Tak.
- Przygotuj trumnę, będzie potrzebna.
Minute później na pełnej piździe wbiłam do komnaty Dawida, któremu chyba przeszkodziłam w czymś ważnym. A dokładnie w ruchaniu Sif. Ta dwójka właśnie zabawiła się, kiedy mój tygrys leżał ranny w lecznicy.
- O Wiki. Już jesteś.
Mężczyzna zrzucił z siebie Sif i wstał z łoża, zasłaniając małego poduszką.
- Nie wzięłam ze sobą okularów, więc nie masz co chować jest za mały bym go zobaczyła. Powiedz mi jak to się stało, że Liv jest ranna!? - wydarłam się.
- No jest tygrysem na szkoleniu, powinna wiedzieć jak atakować człowieka kiedy ten ma broń. - odpowiedział.
- To czemu kurna to ty nie jesteś zraniony, tylko ona psia krew?!
Sif zarzuciła coś na siebie i podeszła do nas.
- Zaatakowała go, ale dzięki mnie ten człowiek żyje. Musiałam go ratować.
- Chcesz powiedziesz szmato, że ratowałaś tego dupa kosztem życia mojej Liv? - powiedziałam powoli, a ona potaknęła.
Zebrała się we mnie dziwna siła i zanim ktoś zaaragował, popnęłam dziewczynę na ścianę, przyszpilając ją za gardło. Tak, chciałam już zabić, widziałam jak brakuje jej oddechu i sinieje, a w jej oczach szok zamienia się w strach.
- Wiki! Twoje oczy! - krzyknął Dawid.
- WIKTORIA! - ryknął Loki, który właśnie się pojawił i za pomocą mocy odsunął mnie od dziewczyny.

Daughter of MidgardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz