"Czy to jest malinka, cholero?" |15

472 24 2
                                    

Wiecie jak okropny jest kac? Ból w tył głowy, jak by co najmniej ktoś Ci przyłożył. Zawroty głowy i suchy posmak w ustach. Po asgardzkiej wódce jest priliant razy gorzej.
- Cholera jasna... - mruknęłam pod nosem.
Powoli otworzyłam oczy i się podniosłam, rozglądając się po komnacie nie mojej lecz Lokiego.
W fotelu naprzeciw łóżka siedział czarnowłosy bóg, patrząc się na mnie przykrwionymi oczami.
- A tobie co?
- Nie spałem przez ciebie całą noc?
- A co ty myślałeś o mnie?
- A żebyś wiedziała. Ile pamiętasz?
Powoli się zastanowiłam. Weit, była impreza, Loki był zły, gadałam z Jane, tańczyłam i piłam i wyciągnęli nową flaszkę.
- Od pierwszego kieliszka waszej wódki film mi się urywa.
Loki zerwał się z krzesła, a mi mignęło coś na jego szyji. Zerwałam się, na tyle ile mogłam, z łóżka, podeszłam do niego i bez słowa odgarnęłam mu koszulę, przyglądając się jego szyji.
- Nie dotykaj mnie. - wyrwał się.
- Czy to jest malinka, cholero?
-...
- Ja się upijam, a ty się pieprzysz z tą nabuzowaną Sif?!- oskarżyłam go.
Zmarszczył brwii i mruknął parę razy, po czym zapytał.
- Ty tak serio? Ty mi to zrobiłaś Wiki.
- Oj jeszcze czego?! Ja takich rzeczy nie robię.
Bóg uniósł jedna brew.
- A kto się wczoraj na mnie rzucił, siłą zaciągnął mnie na łóżko i całował gdzie popadnie?
Jeszcze raz przeleciałam (choć w tej sytuacji to złe słowo) po wspomnieniach i niektóre fragmenty zaczęły do mnie docierać.
- Ty mówisz prawdę...
Prychnął tylko i usiadł do biurka, a ja zaczęłam się zastanawiać.
- Skoro to ja rzuciłam się na ciebie i zrobiłam ci aż malinkę, to znaczy że ty mi na to pozwoliłeś?
Mężczyzna cały zesztywniał i mocniej ścisnął książkę w dłoni.
- Wracaj do swojej komnaty, niech Ci coś dadzą na kaca...
I ruchem palca otworzył mi drzwi, za którymi stała już Lilith. Zdezorientowana wyszłam. Idąc do siebie spotkałam Sif.
- Dziecko nie umiesz pić. - powiedziała.
- Ech, droga Sif. Jest mała rzeczy, o której zapomniałaś. Jestem narzeczoną Lokiego, drugiego w kolejce do tronu, jestem wyżej od ciebie, więc nie zwracaj się do mnie takim tonem, a następnym razem się ukłon.
I odeszłam, ale bad bitch ze mnie. Skacowana bad bitch...
Wróciwszy do komnaty, poszłam spać.

- Pani... - dobiegł mnie damski głos.
- Jeśli Loki chce mnie gdzieś zabrać niech spierdziela. - mruknęłam pod nosem.
- Król się chce z Panią zobaczyć zaraz po zmroku.
- Do zmroku jeszcze daleko...
- Za godzinę będzie już ciemno.
Gwałtownie otworzyłam oczy, jak uczeń który ogarnął że przespał dwie pierwsze lekcje.
- Mam też dla Pani zupę na kaca.
- Uwielbiam cię Lilth.
Zjadłam słodko - kwaśne danie i dziewczyna przygotowała dla mnie czerwoną suknie i ozdobę na czoło. Umalowałam się i spojrzałam w lustro.
- Ech to wciąż nie mój styl.
Pod drzwiami komnaty czekały na mnie dziewczyny, które teraz mają chodzić za mną krok w krok.
- Jak wam dzień mija?
Nie odpowiedziały.
- Odzywać się do mnie wam nie wolno, czy jak.

W sali tronowej na swoim pozłacanym krześle siedział Odyn, a po jego prawej stronie satłp 6 starszych mężczyzn. Już się z nimi spotkałam kiedy goniłam za tą owcą. Nie było żadnego z synów Odyna.
- Wiktorio.
- Wszechojcze... Czy już mogę mówić teściu? - mruknęłam do niego.
Króla zamurowało.
- Masz władcyokazywać szacunek. - nakazał mi jeden z mężczyzn.
- A kto powiedział, że ja go nie szanuję.
- Jej postawa jest niestosowna. - rzekł kolejny.
- Od mojej postawy to....
- WIKTORIA! - Odyn zerwał się z tronu, przerywając mi. - Wezwałem cię tu przed moim doradcami, aby zdecydowali czy małżeństwo mojego syna z człowiekiem takim jak ty jest możliwe.
- Przepraszam bardzo, ale czy to nie zależy od osób, które mają brać ślub.
- Milcz!
Odyn spojrzał na mnie tak karcąco, że odruchowo spuściłam głowę, aby nie patrzeć mu w oczy. A on mówił dalej :
- W tym świecie to ja decyduje o wybrankach moich synów, w tym świecie jesteś nic nie ważna. Ten świat nie jest dla ciebie.
W mojej głowie zapaliła się lampka. Już wiedziałam, co robić aby plan Lokiego się spełnił.
- Ten świat nie jest dla mnie czy dla ludzi? - zapytałam.
- Tym światem nigdy nie będzie rządził człowiek! - Odyn uderzył berłem po posackę.
- A co jeśli królową i tak zostanie ludzka kobieta? Ja lub Jane? Co na to władca?
Nastąpiła chwilą ciszy. Bardzo długa cisza. Jeden z doradców krzyknął:
- To kompletny brak szacunku! Straże zabrać ją do lochu!
- Przecież to narzeczona księcia. - szepnął drugi.
Wszyscy spojrzeli na Odyna.
- Zrywam zaręczyny twoje i mojego syna. W ciągu kilku dni masz zniknąć z Asgardu. - już otwieram usta aby zaprotestować - A teraz wracaj do komnaty.
Bez ukłonu odeszłam, klnąc pod nosem.
- Znalazł się dziad jeden, jeszcze będzie mi rozkazywał, ani on Duda, ani Elżbieta II.
Szybkim krokiem szłam do komnaty, a moje służące musiały za mną biec. Wpadłam do komnaty, a tam co widzę? Całe pomieszczenie było zawalone różnymi kwiatami i to różne, i jakieś ruchome badyle i co tam Bóg wie.
- Was ist das?
- Też się pytam…
Przy moim stole, czytając moje notatki do artykułu siedział czarnowłosy bóg.
- Przychodzę do ciebie i co słyszę, że jesteś u mojego ojca. Mówiłem ci każde spotkanie z nim uzgadniasz ze mną.
- Nie było na to czasu.
Podeszłam do najbliższego bukietu, były to kwiaty polne. Była karteczka.
- Dla najpiękniejszej. - przeczytałam.
- To chyba nie dla ciebie. - szepnął Loki.
- Jak by kiedyś Laufeyson Ci się znudził, to ja chętnie się tobą zajmę. Pan R. - przeczytałam.
Spojrzałam na Lokiego, on oparł się na krześle, odgarnął włosy z czoła i westchnął.
- Ja wiedziałem, że ten Rudy krasnal mnie nie lubi, ale za takie coś może stracić głowę.
- Za podrywanie mnie?
- Nie, za mówienie do mnie po nazwisku.
Loki gwałtownie wstał i podchodził do każdego bukietu, czytał karteczkę i co raz bardziej zirytowany wsdychał.
- Głupcy myślą, że ja się nie dowiem… - szeptał do siebie.
Spodobał mi się wybitnie jeden bukiet czerwonych róż, ale kiedy chciałam się dowiedzieć od kogo to, nagle bukiet zniknął w zielonym błysku.
- Ej….
- Nie będą ci potrzebne. - powiedział mój bóg, a następnie wszystkie bukiety zaczęły znikać.
- Ale one są moje.
- Tak, ale ty za to jesteś moją.
Po plecach przeszły mnie ciarki, ja wiem jemu chodziło o nasz plan, ale nie zmienia to faktu że jednak jest mężczyzną, a ja kobietą i takie teksty na mnie będą działać.
- Lokiś nie bądź zazdrosny.
- Zazdrość jest cechą dla ludzi, my bogowie nie bywamy zazdrośni.
- Ani nie jesteście egoistami zadufanymi w sobie. - prychnęłam.
- Zaczynasz rozumieć.
Spojrzałam na niego spod łba, a on tylko się uśmiechnął z wyższością.
- A właśnie…. - usiadłam po turecku na łóżku i zaczęłam się bawić skrawkiem sukni. - Wkurzyłam Odyna.
- On się wkurza, nawet jeśli zupa jest za słona. Czym?
- W sumie to nie wiem. Zaprosił mnie na spotkanie z doradcami. Powiedział, że zachowuje się niestosownie. Zaczęłam mu pyskować. I wtedy- zaczęłam udawać głos Odyna - "ten świat nigdy nie będzie twoim światem", a ja "Czy chodzi o mnie czy o w ludzi".
Loki zaczął się szczerze śmiać i bić brawo.
- Wiedziałem, że się spełnisz w swojej roli. Co było dalej?
- Wkurwił się i… - chwila ciszy - zerwał nasze zaręczyny i kazał mi się wynosić…
Czekałam na reakcje boga, ale on się nie przejął.
- Bardzo dobrze zrobiłaś.
- Odyn zerwał nasze zaręczyny i cały plan w pizdu.
- A co smutno ci, że ślubu nie będzie. - Loki oparł się o kolumnę łóżka.
- Tak, bo ja się nim tak jarałam jak czarownice w Salem… Nie patrz tak na mnie, wiem że i tak nie zrozumiałeś. Ale do rzeczy, co teraz ze mną? Mam wracać na ziemię?
- Nie, ty tu zostajesz, a ja sobie pogada z doradcami. - Loki skierował się w stronę drzwi.
- Tylko nie zabijaj ich….

***
- Wasza wysokość. - usłyszał głos za plecami.
Bóg klamst odwrócił się do pierwszego doradcy.
- Ayas ile ty już służysz mojemu ojcu?
- Ponad 2000 lat.
- A nie chcesz może iść na wcześniejszą emeryturę?
Ayas, mężczyzna z siwą brodą i łysiną cały zesztywniał. Ten doradca był prawą ręką Odyna i zawsze stał murem za Thorem, lecz o dziwo był staroświecki i przeciwy ludziom. Dlatego od lat chce się pozbyć Jane.
- Słyszałem, że to Ty chciałeś wrzucić Wiktorię do lochu?
- Za zniewagę dla władcy i jej zachowanie, powinna teraz się tam zajmować. - orzekł Ayas prostując się i patrząc Lokiemu w oczy.
Nie przeczę - pomyślał Loki.
- Jesteś przeciwny mojemu związkowi z nią? - w dłoni Lokiego pojawił się jego niezawodny sztylet, a Loki zaczął się nim bawić. Ayas również nie odrywał od niego wzroku.
- O ile zabawkę Thora da się znieść, to ta twoja Polka na za dużo sobie pozwala. Twoja szyja książę… Co To ma być?- mężczyzna wskazał brodą na znak na szyji boga, zwany przez Wikę malinką.
- Jesteś za stary i tak byś nie zrozumiał.
- Nie godne jest aby książę następca tronu był tak oznaczony przez człowieka.
- Och proszę cię, nie chcesz mnie na tronie.
Loki przyłożył sztylet do gardła doradcy.
- Ale będę nim, a ty będziesz musiał przede mną klękać. - syczał bóg, po czym zmusił mężczyznę do klęknięcia. - -Jeśli chcesz zostać przy stanowisku, już nie mówię o życiu, to zmień strony i dopilnuj aby Wiktoria została w pałacu.
- Ale ona nie może… Król… - po szyji Ayasa spłynęła kropla krwii.
- Nie obchodzi mnie zdanie Odyna, ona zostaje tu.
Po minucie doradca się zgodził i dopiero wtedy Loki zabrał sztylet z jego gardła i bez słowa odszedł. Było już późno w nocy, więc skierował się do swojej komnaty. Spojrzał na łóżko i wspomnienia z poprzedniego wieczora wróciły.
- Powinna się bardziej pilnować… - stwierdził i wrócił do książki, nie myśląc więcej o dziewczynie.

Daughter of MidgardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz