9. - love?

112 11 8
                                    

⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄
lovely art
°︶︶︶︶︶︶︶ ‧
⇣≡ is it really love? ⨟
⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄



Dwa tygodnie później, od poniedziałku do środy zasypiałem o wiele później niż zwykle, co spowodowało moje spóźnienia właśnie w środek tygodnia. Nie przyszedłem na trzy pierwsze lekcje. Nie wiedziałem, czy być zadowolony, czy bardziej zdenerwowany z tego powodu - w nocy, tuż przed zaśnięciem, udało mi się wymyślić pierwszy malunek, który mógłby wylądować w naszej magicznej kawiarni. Nie jest to jakiś ambitny pomysł, ale przy wejściu, albo na drzwiach frontowych, moglibyśmy zrobić wejście do lasu, drzewa, bo to właśnie tam zaczęły się nasze pierwsze spotkania.

Całe wejście byłoby takie mroczne i tajemnicze, a środek cukierkowy, jak z bajki Jaś i Małgosia. Nie mogłem się doczekać, żeby powiedzieć o tym Jamesowi. Miałem tylko nadzieję, że mimo moich kwitnących wobec niego uczuć, nie będzie między nami niezręcznie, i że będę w stanie spojrzeć mu w oczy.

Co do uczuć, zdążyłem się do nich przyznać przed lustrem. Zajęło mi to dość długo, bo aż dwa niecałe dwa tygodnie, ale bazując na nielicznych przeczytanych przeze mnie opowieściach o miłości, czasem trwa to miesiącami, więc ja sam nie wypadłem tak źle. Nie zamierzałem nic z nimi zrobić, chciałem tylko, żeby same z czasem osłabły i dały mi spokój. Nie byłem pewny skuteczności tej techniki, ale wydawało mi się, że nie miałem innego wyjścia.

Swoje spóźnienie wytłumaczyłem niezorganizowaniem ojca - nie uwierzono mi, ale zawsze zwalam na dorosłych. Usiadłem w ławce na końcu i zająłem się projektowaniem drzew, zamiast nadrabianiem tego, co się dotychczas działo.


Na przerwie szukałem Pottera. Znalazłem go na dworze. Mimo deszczowej pogody, stał tam bez parasolki ani kurtki.

— A ty co, zgłupiałeś, panie Potter? — zapytałem, a ten aż podskoczył z zaskoczenia.

— Szukałem cię wcześniej, mistrzu, ale nie było cię w szkole. Coś się stało?

Zamilknąłem na chwilę. Teraz obydwoje staliśmy jak idioci na deszczu. Po chwili namysłu stwierdziłem, że nie przeszkadza mi to.

— Do późnej nocy myślałem nad tym, co moglibyśmy namalować w kawiarni.

— Coś wymyśliłeś, czy dalej nic z twoich pomysłów ci się nie podoba?

— Na drzwiach powinniśmy namalować wejście do tajemniczego lasu.

— Będzie się trzymać z wewnętrznym wystrojem? — zwątpił nieco Potter.

— Znasz bajkę, baśń o Jasiu i Małgosi? — Spojrzałem mu w oczy, a on niemal od razu zaskoczył, o co mi chodziło. Nie musiał już nic mówić, po prostu się pochwalająco, dumnie uśmiechnął.

Dopiero wtedy zauważyłem, jak blisko siebie stoimy, przemoczeni do ostatniej suchej nitki. Mogłem mu się przyjrzeć. Jego loki skleiły się ze sobą, a okulary były prawie całe zakropione łzami chmur - nie wiem, jakim cudem on cokolwiek widział. Uśmiechał się cały czas, jego uśmiech był szczery wydawał się być nie niezniszczony fałszywymi opiniami otoczenia. "Jakim cudem można mieć tak piękny uśmiech?" pytałem siebie samego, starając się nie wymówić tego na głos.

James wydawał się być idealny, lepszy we wszystkim, co robię. Jednak nie przeszkadzało mi to ani trochę, co było sprzeczne z moją osobowością - zawsze ktoś, kto był ode mnie lepszy, nie dawał mi spokoju. Z nim było inaczej, w mojej głowie rysowałem go jako nieskazitelny jeleń, król lasu, prawdziwy i lojalny wobec swoich poddanych przywódca, który nigdy niczym się nie wywyższał, nie przechwalał.

Z rozmarzenia wyciągnął mnie właśnie James. Pytał, czy wszystko w porządku, czy dobrze się czuję, ale do mnie nic nie dochodziło. Uśmiechałem się do niego jak ostatni debil i czułem, jak mdleję i tracę poczucie równowagi. Potem już było już tylko jasno.


Obudziłem się w pokoju pielęgniarki, w którym siedział Potter z przyjaciółmi i mój ojciec, który najwyraźniej zwolnił się z pracy, kiedy dostał wiadomość od szkoły, że coś się ze mną dzieje. Rozumiem, że nie chce mnie stracić za wszelką cenę, ale rodzice są często przewrażliwieni.

— Chyba się obudził, proszę pani. — Usłyszałem głos Petera. Dlaczego ten palant Potter wziął ze sobą swoich znajomych? Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak się na niego z tego powodu wkurzyłem. Chciałem wykonać jakiś ruch, ale nagle zakręciło mi się w głowie.

— Nie ruszaj się tak gwałtownie, chłopczyku. Wstań powoli, bo jeszcze raz zemdlejesz — westchnęła na powitanie pielęgniarka. Miłe z jej strony. — Zanim zadasz jakiekolwiek pytania, zemdlałeś z niewyspania. — Oświeciła mnie.

— Trochę się przeraziłem, ale zdążyłem cię złapać. — Nagle w gardle zatrzymała mi się potężna gula, przez którą nie mogłem zdobyć się nawet na podziękowanie. Kiwnąłem głową w odpowiedzi, nie spoglądając na siedzących odwiedzających.


Okazało się, że mam niedobór snu i że tata zabiera mnie do domu. Poszczęściło mi się, bo do końca dnia był moim sługą i mogłem poprosić go o wszystko, o co bym chciał - od jedzenia, do podania moich plastycznych przyborów z biurka albo jakiejś książki.


Tego wieczoru położyłem się spać wcześniej, aby nazajutrz móc omówić wszystkie kawiarenkowe sprawy z Jamesem do końca.

◜lovely art◞  snamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz