10. - confusing things.

103 8 11
                                    


⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄lovely art ✿°︶︶︶︶︶︶︶ ‧⇣≡ confusing things ⨟⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄
lovely art
°︶︶︶︶︶︶︶ ‧
⇣≡ confusing things ⨟
⠄⠂⠁⠂⠄⠄⠂⠁⠁⠂⠄

Zdążyliśmy wszystko ustalić z Jamesem. Zaplanowaliśmy, że drzwi do kawiarni pomalujemy tak, aby wyglądało jak wejście do lasu, a jej wnętrze udekorujemy jasnymi, podchodzącymi pod pastel, kolorami. Wystrój ogólnie cukierkowy, zupełnie jak w Jasiu i Małgosi.

Była sobota, dzień wolny. Już o dziesiątej rano czekał na mnie pod domem, z pędzlami malarskimi i litrowym wiadrem zielonej farby. Ja wziąłem wałki do malowania i poszliśmy w nasze miejsce. Dzisiaj mieliśmy zrobić tylko bazę, po której w następnych dniach naszej pracy pomalujemy drzewa, ścieżkę i inne detale. 

— James. Tak właściwie poza tymi korepetycjami z malowania na drugim roku, czemu dalej się ze mną zadajesz? — zadałem dość wątpliwe i skomplikowane pytanie. Bałem się, że nie odpowie, ale cofnąć czasu nie mogłem.

— Wiesz co? Spodobałeś mi się... to znaczy nie, nie w tym sensie. Pod względem osobowości i w ogóle... rozumiesz o co mi chodzi? — zawstydził się tak bardzo, że zaprzestał swojej pracy, zakrywając twarz dłońmi. Nie zauważył, głupi, że wałek z farbą, który miał w ręce, pokrył mu włosy zielonym kolorem. 

— Idioto, masz teraz zielone włosy — prychnąłem, przy okazji zmieniając temat. Był niezręczny i naprawdę chciałem cofnąć czas.

— Serio? — Zerwał się nagle. Wziął kilka mokrych strąków swoich włosów i przeklął. — Chyba sobie ze mnie żartujesz. — Udał załamanego, po czym szczerze się zaśmiał. Ja się tylko uśmiechnąłem. Spojrzał na mnie wymownie i musiał zauważyć, że jestem nie w sosie, bo objął mnie ramieniem. — Spoko, to nie tak, że cię nie lubię, Snivellusie. 

— Wiem o co ci chodzi, James! Nie rób z tego jeszcze bardziej niezręcznej sytuacji. — Zdjąłem jego ramię i zauważyłem, że tym razem to mnie ubrudził. Mój rękaw był teraz cały zielony. — No nie, zrobiłeś to specjalnie, zasrańcu mały! — Zacząłem się śmiać.

— Właśnie takie zachowanie chciałbym u ciebie widzieć. Masz być szczęśliwy, jasne? Nie ma innej opcji. — Brzmiał poważnie, odpowiedziałem szybkim kiwnięciem głowy, a on pokazał mi swój śliczny uśmiech, w który mógłbym się wpatrywać jak w obrazy w muzeum. 

On wrócił do pracy, a ja wziąłem nieco farby na pędzel i ochlapałem jego plecy. Był w szoku.

— Nie zrobiłeś tego. 

— Zrobiłem. — Dostałem wałkiem po torsie. W nagrodę pomalowałem mu twarz.

Zaczęła się wojna, którą skończyliśmy sklejeni do siebie klatkami piersiowymi, pokryci od stóp do głów zieloną farbą. Tylko ja zauważyłem, jak blisko siebie jesteśmy. Nie przeszkadzało mi to, ale bałem się, że jemu może. Musiałem zrobić jakąś poważną minę, bo dziwnie zareagował.

— Co? Czemu już nie walczysz?

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Przeszkadzały mi jego detale. Jego uroda, nasza bliskość. Najgorsze były usta. Same prosiły się o pocałunek, co sprawiało, że nie potrafiłem od nich oderwać wzroku. Mimowolnie zbliżyłem się nieco. Nagle, jego usta zwinęły się w wąską linię, a on sam głośno wypuścił oddech z płuc. Spojrzałem mu w oczy. Wyglądał, jakby ze sobą walczył.

— Jezu, przepraszam. Nie... nie powinienem. — Odsunąłem się gwałtownie.

— To nie o to chodzi. Jedna część mnie chce, a druga część mnie przypomina o opinii ludzi, jaką byśmy dostali, nie zrozum mnie źle proszę, błagam. 

— Jeśli przeszkadza ci to, nie musimy tego robić — westchnąłem i skierowałem wzrok w dół. Nie potrafiłem mu spojrzeć w oczy.

— Severusie, zrozum proszę. 

— Nie wiem, co mam tutaj rozumieć. Sam dowiedziałem się o sobie jakiś czas temu, dla mnie to też jest trudne i jak nie rozumiem sam siebie, to jak mam zrozumieć ciebie? — Przerwałem mu, a jego zatkało.

— Też nie wiem, udajmy po prostu, że ta sytuacja nie miała miejsca, dobra?

Nie chciało mi się odpowiadać. Wrzuciłem pędzel do kubła, a ten cały zatopił się w farbie, zupełnie jak moja odwaga i niska samoocena w tym momencie. 

Poszedłem do domu się umyć. James nie próbował za mną iść, pewnie wiedział, że chciałbym być sam. Wróciłem, przywitałem się niechętnie z ojcem i nie próbując tłumaczyć mu mojego wyglądu, wszedłem do łazienki i wziąłem gorący prysznic. Mimowolnie poleciało mi kilka łez, nie rozumiałem czemu. Mógłbym to przewidzieć.

Wieczorem zastanawiałem się, czy James na pewno dobrze zrozumiał całe znaczenie tej sytuacji. Byłem ciekaw, czy domyślił się co do moich uczuć, czy tylko dowiedział się, że pod wpływem sytuacji i skołowanych emocji chciałem go pocałować. Moja pozytywna strona przegrywała z pesymistyczną, pierwszą myślą.

Bez jedzenia ani obiadu, ani kolacji, zasnąłem pełen zmartwień.  Chciałem się do kogoś przytulić, ale mój jedyny przyjaciel był akurat w tym momencie niedostępny. Obawiałem się, że ta niedostępność może stać się wieczna. Ta myśl nie pozwoliła mi wypocząć.

Nazajutrz wstałem idealnie w porę obiadową. Tata usiadł obok mnie na kanapie i uśmiechał się do mnie pocieszająco.

— Potrzebujesz rozmowy? — odezwał się, budząc mnie z zamyślenia. 

— Na razie nie, muszę sam się pozbierać.

— Rozumiem. Wiedz, że jeśli będziesz chciał pogadać, to zawsze jestem. — Pomasował mnie po ramieniu i znów się uśmiechnął.

Ludzie bez przerwy wysyłają mi dwuznaczne, zbijające z tropu sygnały.


◜lovely art◞  snamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz