5 marca 1902 roku. Cztery lata później.Anne czekała na pociąg do Charlottetown. Dziś były jej osiemnaste urodziny, które musiała spędzić sama. Mateusz i Maryla zmarli kilka miesięcy temu, a ponieważ, nie miała pracy, musiała się wyprowadzić.
Wybierała się na studia. Jak sama mówiła, zostanie nauczycielką, ale jej marzenie o pisaniu nigdy się nie skończy.
Otarła ręką łzę, myśląc o tym, że już nigdy może nie zobaczyć Diany, Ruby ani nikogo z jej przyjaciół.
I że już nigdy nie zobaczy Gilberta.
Nie, żeby widziała go dłużej po tym niezapomnianym uścisku.
Bash zachorował i przenieśli się do jakiegoś innego miasta.
I każdego dnia żałowała tego, że nie chciała zostać jego dziewczyną.
Minęły cztery lata. Przez te lata, zrozumiała co tak naprawdę do niego czuła.
Szkoda tylko, że uświadomiłam sobie to tak późno... – pomyślała.
Ale teraz jest już za późno. Już nigdy nie znajdzie miłości.
Postanowiła, że chce zostać nauczycielką w Nowym Yorku, ale najpierw musi zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić bilet na pociąg.
– Pociąg do Charlottetown? – Ania wstała i podeszła do pociągu. Dziewczyna była niesamowicie znudzona. Przypomniała sobie ostatni raz, kiedy jechała pociągiem z Gilbertem.
– Gotowa Aniu? – zapytał rudowłosą.
– Gotowa na co? – zapytała, podczas gdy Gilbert śmiał się z jej zaskoczonej miny.
– Jedziemy do Charlottetwon! – powiedział, ciągnąc za sobą rudowłosą.
– Ale Mateusz i Maryla... – zaczęła Ania, ale Gilbert jej przerwał.
– Już im wszystko powiedziałem. Nic Ci nie będzie – uśmiechnął się do niej i złapał ją za rękę.
Szli kilka minut, a potem razem, wsiedli do pociągu.
– Dlaczego jedziemy do Charlottetown? – Anka uniosła brew na wyższego od niej chłopaka.
– Wyjaśnię później – powiedział i wzruszył ramionami sprawiając, że Ania przewróciła oczami.
Normalnie, gdyby jechała na niespodziewane wakacje, cieszyłaby się do tego stopnia – że nie mogłaby przestać mówić.
Ale to nie jest zwykła, przypadkowa podróż. Mowa o wycieczce z Gilbertem Blythe.
Rozmawiali, a Gilbert wciąż nie chciał jej powiedzieć, dlaczego jadą do Charlottetown.
Wysiedli z pociągu i godzinę później. Gilbert znów zaczął ciągnąć ją za ramię,
– Gilbert, daj spokój! Dokąd jedziemy? – zapytała zniecierpliwiona rudowłosa.
– Już prawie jesteśmy na miejscu – wyjaśnił, zauważając, że rudowłosa podnosi brwi z zaskoczenia.
Szli aż do bardzo długiej ulicy. Gilbert puścił jej rękę.
– Zamknij oczy – nakazał.
– Gilbert, nie – powiedziała rudowłosa z poważną miną.
– No dalej! – błagał ją, aż dziewczyna w końcu zdecydowała się zamknąć swoje oczy.
– Gotowa? – powiedział, wręczając jej malutkie pudełeczko.
– Na co? – zapytała Ania, dość zdezorientowana.
– Otwórz oczy – poprosił Gilbert z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna otworzyła swoje oczy, a następnie pudełko, które trzymała w dłoniach. Zobaczyła piękny naszyjnik, na którym widniało jej imię.
– Gilbert! Czy ty za to zapłaciłeś? – zapytała Ania.
Kiwnął głową, a ona natychmiast go przytuliła.
– Dlaczego? – zapytała.
Ania nigdy nie lubiła, gdy ludzie kupowali jej drogie rzeczy.
– Wszystkiego najlepszego, marchewko! – wykrzyknął i uśmiechnął się brunet.
Po policzku rudowłosej zleciała łza, która przypomniała jej, że dziś są jej urodziny.
Rudowłosa otarła łzę z twarzy, przypominając sobie, że dokładnie cztery lata temu Gilbert dał jej ten naszyjnik.
Nigdy nie chciał jej powiedzieć, jak bardzo był drogi, ale ona założyła, że był o wiele droższy niż wszystkie inne jej rzeczy.
Wciąż go nosiła.
Godzinę później dotarła wreszcie do Charlottetown. Gdy szła, zobaczyła sklep Jenny, co sprawiło, że zakręciła się jej łza w oku.
Jenny zmarła dwa lata temu. Teraz sklep, w którym kobieta pracowała, nosił nazwę "Sklep Emmy". Ania rozmawiała wcześniej z Jenny. Emma była dziewczynką, którą znalazła kiedyś na ulicy.
Czuła się źle, więc nauczyła ją gotować i szyć sukienki. Ania nigdy nie rozmawiała z Emmą, ale zakładała, że jest przemiłą osobą.
I wtedy zobaczyła to. Miejsce, w którym Gilbert podarował jej naszyjnik. Znowu musiała otrzeć łzy z twarzy, które zleciały po jej policzku, w związku z przypomnieniem sobie o tym chłopaku.
Przeszła jeszcze kilka kroków i w końcu dotarła do swojej uczelni. Weszła do środka i zameldowała się.
Dostała klucze do sypialni, a po chwili weszła do środka. Nie miała jeszcze współlokatora, więc po prostu położyła swoje rzeczy i wyszła.
Ponieważ teraz wolno jej chodzić samej, zamknęła drzwi od swojego pokoju i poszła na spacer.
– No witaj – usłyszała za sobą jakiś głos. Ania odwróciła się, by zobaczyć mężczyznę. Był on prawdopodobnie w wieku około 30 lat.
Mężczyzna zaczął się do niej zbliżać. Ania zaczęła iść szybciej, ale on podbiegł do niej i chwycił ją w pasie.
– Zostaw mnie! – krzyknęła rudowłosa.
– Uspokój się, kochanie – powiedział mężczyzna, ale Ania uderzyła go w brzuch.
– Puść ją – dziewczyna usłyszała za sobą znajomy głos. Mężczyzna jednak jej nie puścił. Nie mogła zobaczyć twarzy, ani głosu swojego wybawcy, ale brzmiał on dosyć znajomo.
Usłyszała uderzenie i mężczyzna puścił rudowłosą i uciekł.
Ania odwróciła się w jego stronę.
Czy to jest to? To nie może być prawda... – pomyślała Anne.
– Gilbert? – zapytała, a jej twarz była pełna łez.
– Potrzebujesz ubić jeszcze jakiegoś smoka?*
🥕
kocham ten cytat, to jest coś pięknego,
i w ogóle kocham gilberta!k bye
CZYTASZ
𝐋𝐎𝐒𝐓 | 𝐒𝐇𝐈𝐑𝐁𝐄𝐑𝐓
Fanfiction• opowiadanie, w którym dusze są tak daleko od siebie. czują się tak, jakby przeznaczenie szło naprzeciw im samym" [SHIRBERT, ANNE WITH AN E]