7. "Jak śmiesz?!"

3 0 0
                                    


Jak bardzo bym się nie starał, nie potrafiłem zmienić ojca. Uzależnienie zepsuło go do szpiku kości, nieodwracalnie. Czasem miałem wrażenie że cały czas żyje w smutku i ciemności własnych nawyków, a ranienie mamy daje mu satysfakcję. Nie wiem czy chciał na niej odreagować, czy ale to było nie do zniesienia.

Tym razem, się nie oszczędzał. Kiedy tylko usłyszałem krzyki z salonu, zbiegłem pędem po schodach. Ojciec stał nad skuloną w kącie mamą, z pięścią uniesioną nad jej głową.

- Jak śmiesz?! Jak, kurwa, śmiesz tak mówić?! - wrzeszczał do niej.

- Tato, przestań! - krzyknąłem, narażając się równocześnie na jego gniew.- To twoja żona!

- Ty... ty trzymasz jej stronę.- powiedział złowieszczym szeptem. - Wiedziałem... Jesteś tak samo zepsuty i bezużyteczny jak ona! - Zrobił parę kroków w moją stronę, uderzając mnie w twarz. Gwałtownie się odwrócił, i spoliczkował mamę, która zdążyła już wstać. Tego było za wiele . Wywlokłem ojca na dwór przez taras, a ten zaczął wymierzać mi ciosy.

Deszcz padał z nieba, jakby płakał patrząc na nasz dom. Poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Zacząłem się bronić, przez co otrzymałem jeszcze więcej uderzeń. Ojciec był silny i o wiele cięższy ode mnie. Za czasów swojej młodości dużo trenował i ćwiczył na siłowni, co nie równało się z moim starym workiem treningowym, zawieszony w piwnicy. Było oczywiste, ze jeśli zaraz czegoś nie wymyślę, zostanę pokonany.

Wtedy z domu wybiegła mama i przywaliła tacie patelnią, niczym roszpunka. Ten padł na trawę nieprzytomny.

- Przepraszam... - moja rodzicielka padła na kolana obok ojca, przytuliła mnie i zaczęła płakać. Wtuliłem głowę w jej ramię, miejsce w którym zawsze czułem się bezpieczny.- Przepraszam, ze nie mogę zapewnić ci bezpieczeństwa, ze musisz to przeżywać. Przepraszam, ze nie żyjemy w normalnej rodzinie. Nie zasługujesz na takie życie.

- Mamo, przestań. Uratowałaś mnie, bez ciebie już dawno byłbym nieprzytomny. Codziennie dziękuje losowi za to, ze cię mam. Wiesz... każdy człowiek ma jakąś rolę, a ja urodziłem się po to, by cię bronić. Nigdy cię z nim nie zostawię, obiecuję.

Trwaliśmy tak jeszcze chwilę przytuleni do siebie, a deszcz dalej padał spływając po mojej przemokniętej już koszulce.

- Wejdźmy do środka, przeziębisz się.- moja mama odsunęła mnie od siebie i spojrzała mi z troską w oczy.

- Muszę się przejść i poukładać wszystko w głowie. - powiedziałem, a ona tylko pokiwała głową. Spojrzeliśmy na mojego ojca dalej leżącego na trawie. Przez chwilę chciałem go tam zostawić i modlić się by już się nie obudził. Mama jednak miała za dobre serce na coś takiego i spojrzała na mnie błagalnie. W końcu wspólnymi siłami zaciągnęliśmy go do salonu.

Zarzuciłem na siebie bluzę, chwyciłem słuchawki z blatu w kuchni i otworzyłem drzwi.

- Tylko wróć niedługo.

- Dobrze.

Wyszedłem przez zardzewiałą bramę i ruszyłem przed siebie. Deszcz spływał mi strugami po twarzy, zmywając krew cieknącą z czoła. Zacząłem zastanawiać się czy to się kiedyś skończy. Miałem ogromną nadzieje ze któregoś dnia obudzę się z tego koszmaru, okaże się że to tylko sen i będę w stanie zapewnić mamie normalne życie. Bez ciągłego stresu i strachu o własne bezpieczeństwo.

Na razie jednak pozostało mi tylko bronić mnie i mojej rodzicielki przed tym tyranem czekającym w domu. 

Biała DaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz