Thirty-four

336 30 2
                                    

— Czyli jednak wezmą ślub — wymamrotał niezadowolony Yeonjun opadając na wezgłowie kanapy, natomiast ja spojrzałem na niego rozbawiony — łudziłem się, że odpuszczą.

— Po tylu latach to jednak niemożliwe. Teraz jeszcze będą mieli dziecko — zaśmiałem się przyglądając się zmieniającemu się wyrazowi twarzy chłopaka.

— Czasami zapominam, że ma już prawie trzydzieści lat — parsknął, na co ja w odpowiedzi uniosłem brew i przeniosłem na niego swoje spojrzenie — no dobra, dwadzieścia siedem — poprawił się — ale to i tak bliżej trzydziestni niż dalej.

— Masz rację, byliśmy dziećmi jak zaczęli się spotykać... nie lubiłeś mnie — zauważyłem przypominając sobie tamte lata.

— Bo zabierałeś mi brata, kiedy go potrzebowałem — odpowiedział i wtedy poczułem się głupio.

Nie myślałem nigdy w ten sposob. Bylem zapatrzony w Dongila, ponieważ zawsze chciałem mieć takiego brata jakiego posiadał Yeonjun. Donggu był moim wzorem do naśladowania, a przy okazji pokazywał mojej siostrze, że zależało mu także na całej naszej rodzinie. Nigdy nie spodziewałem się usłyszeć o tym, że Yeonjun mógł mieć jakiekolwiek problemy.

Dongil zawsze go chwalił i mówił, że siedzący obok mnie brunet jest idealny, lubiany i taki ambitny. Zazdrosciłem mu, bo sam nigdy nie miałem większych pasji, ani ambicji. W pewnym sensie właśnie dlatego nie potrafiłem patrzeć na Yeonjuna, kiedy byłem nastolatkiem. Nie mogłem znieść faktu, że byłem gorszy.

Okazuje się jednak, że było inaczej. Możliwe, że Dongil nie wiedział o problemach swojego młodszego brata. Zrobiło mi się głupio, ale nie zamierzałem się poddać.

Spojrzałem na Yeonjuna z wyraźną troską, po czym poprawiłem koc spoczywający na jego nogach. Milczał, a mnie to nie przeszkadzało. Sam nie wiedziałem, co powinienem mówić, dlatego siedziałem cicho wykonując te małe gesty. Miałem nadzieję, że chociaż trochę poprawię mu nimi humor.

Ogólnie rzecz biorąc, wychodziło na to, że Jun tak bardzo mnie nie lubił, albo po prostu wmawiał to sobie przez tyle lat, bo najzwyczajniej w świecie był zazdrosny i cierpiał przez złośliwości rówieśników, którzy nie rozumieli jego indywidualności. To przez nich miał problemy z emocjami, wina musiała leżeć w tym, co miało miejsca gdy byliśmy jeszcze w liceum. Przynajmniej tak sobie tłumaczyłem.

Nie raz widziałem w jego oczach złość, gdy Donggu pojawiał się na umówionych z nim spotkaniach wraz ze mną. Dostrzegałem to jak wywracał oczami, słyszałem jak powarkiwał pod nosem oraz czułem ten nieprzyjemny chłód, gdy już musiał ze mną gadać. Byłem wtedy przeszkodą, czego nie byłem w staniesz zobaczyć ani sobie uświadomić. Raniłem go, choć było to całkowicie nieświadome.

Yeonjun jednak krzywdził mnie świadomie. Dogryzał mi, obrażał, ignorował, obgadywał i prosto w twarz ciskał mi wyrzutami.

A ja tylko probowałem być kimś więcej niż tylko Soobinem, bratem pijawki, małpy i mendy.

Nienawidził nas, bo zabraliśmy mu jedyną osobę, do której mógł iść się wygadać.

— Przepraszam — wymamrotałem uświadamiając sobie, że już dawno powinienem był to powiedzieć i zakopać ten bezsensowny topór wojenny — Przepraszam za to, że stanąłem między tobą a Dongilem.

— Było minęło — parsknął kładąc się i układając głowę na moim udzie. Automatycznie naciągnąłem koc na jego ramię, po czym zacisnąłem palce na materiale.

— Ślub za kilka tygodni, nie chcę się wtedy kłócić, Yeonjun — wypowiedziałem cicho, w odpowiedział słysząc parsknięcie.

— Przestaliśmy to robić jakiś czas temu — zauważył, co potwierdziłem pomrukiem — naprawdę chciałeś mnie wtedy pocałować? —  zmienił temat sprawiając, że poczułem się jakbym znowu balansował na krawędzi.

Pure elements | yeonbin [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz