Ten

362 30 7
                                    

Siedzenie przy jednym stole z rodziną narzeczonej mojego brata to najgorsza kara jaką mogłem dostać. Nie dość, że od samego rana psuła mi humor komentowaniem mojego wyglądu, zachowania albo znajomych, to teraz jej brat dokładał do pieca chwaląc się swoimi osiągnięciami i planami na przyszłość przed każdym z obecnych. Wszyscy słuchali uważnie, wydając z siebie pełne podziwu odgłosy, a ja wywracałem oczami, grzebałem w jedzeniu i parskałem śmiechem wpuszczając informacje jednym uchem i wypuszczając drugim. 

Co mnie obchodziło to, że chciał studiować historię sztuki na najlepszej uczelni w kraju? No właśnie. Nic, a nic, dlatego puściłem tę informację w eter. Naprawdę nie potrafiłem słuchać jego zarozumiałego tonu głosu. Przyprawiał mnie o odruch wymiotny. 

Właśnie dlatego wyłączyłem się w połowie konwersacji.  Oparłem się wygodnie, wyjmując z kieszeni spodni telefon. Powiadomienie o dodanym przez Ryujin zdjęciu sprawiło, że na mimowolnie uniosłem kąciki ust. Dziewczyna udostępniła moje zdjęcie z naszego wczorajszego rendez-vous. Faktycznie zagrałem jej na gitarze to, co sobie zażyczyła po tym, jak zafarbowała moje włosy. Wypłowiały kolor przestał mi się podobać, a przesuszone i łamiące się kosmyki potrzebowały odżywienia, w związku z czym oddałem się w jej ręce.

Sekcja komentarzy podbudowała moją samoocenę i dodała mi pewności siebie. Sam nie skomentowałem zdjęcia nie mając na to szczerze mówiąc czasu. Zanim zabrałem się do pomyślenia nad treścią zdjęcie skomentował mój brat, a także reszta znajomych. Soobin także zdecydował się zostawić po sobie ślad, co jedynie dolało oliwy do ognia. 

Co z tego, że siedzieliśmy przy tym samym stole i śmiało mogliśmy powiedzieć sobie w twarz to, co o sobie myśleliśmy? Najważniejszym w tym momencie było zachowanie pozorów oraz próba niezniszczenia spotkania. Dogryzaliśmy więc sobie w sieci, czego Dongil nie omieszkał zignorować; musiał dodać swoje trzy grosze wywołując tym jeszcze większą wojnę. Tym razem zaczęliśmy we trójkę kopać się pod stołem niczym małe dzieci. 

Zdarzyło się któremuś z nas sapnąć, parsknąć albo jęknąć i podskoczyć, co zwróciło uwagę starszyzny, gromiącej nas spojrzeniami. Nie zaprowadziło to jednak spokoju, więc w nasze przepychanki włączył się nasz ojciec. Uderzył pięścią w stół, wbijając w nas srogi wzrok. 

— W tej chwili odejdziecie od stołu i wyjdziecie na zewnątrz — powiedział wyraźnie zdenerwowany, na co zarówno ja, jak i mój starszy brat podnieśliśmy się z krzeseł. Przeprosiliśmy wszystkich, po czym zrobiliśmy to, co kazał - ruszyliśmy do wyjścia z restauracji. 

— Ty również, Soobin — usłyszałem z oddali głos matki szatyna. 

Uśmiechnąłem się triumfalnie czując, że ich idealny chłopczyk przestał być na moment w centrum zainteresowania poprzez ukazanie rogów. 

— Zadowolony? — prychnął i mijając mnie, obił o siebie nasze ramiona.

— Nawet nie wiesz jak bardzo, Binnie — posłałem mi sarkastyczny uśmieszek, a następnie ruszyłem w kierunku pobliskiej ławki. 

— Zachowujecie się jak dzieci, które udają, że się nie lubią — Dongil zajął miejsce w środku, czyli miedzy mną, a Soobinem, który również usiadł na tej samej ławce. Zapewne domyślił się, że mało brakowało, a byśmy się pozabijali.

— Właściwie — zacząłem — nie chciałem tu przychodzić — wyznałem lustrując zaskoczoną minę brata. — Nie zrozum mnie źle, Donggu, ale nie uważam, że jestem tu potrzebny. 

— Wreszcie gada z sensem — mruknął Choi, a wtedy podniosłem się gwałtownie na równe nogi, robiąc krok ku niemu. Gdyby nie Dongil, prawdopodobnie Soo byłby już po spotkaniu pierwszego stopnia z moją pięścią. 

— Do auta — zarządził najstarszy z nas, stojąc między nami z rozłożonymi rękoma — jeden i drugi, w tej chwili! — podniósł głos, a kiedy tak się działo to lepiej, by nikt nie próbował z nim dyskutować. 

Odpuściłem i posłusznie wsiadłem do jego auta. Trzasnąłem drzwiami tak mocno, jak tylko potrafiłem, lecz wydawało mi się, jakbym opadł z sił i nie dał rady zrobić tego tak, jakbym chciał. Wyszedłem z wprawy, co postanowiłem z czasem nadrobić. 

Oparłem głowę na zagłówku obserwując sytuację mającą miejsce przed restauracją. Poirytowany wyraz twarzy Donggu nie zwiastował niczego dobrego, więc dotarło do mnie, że Soobin musiał się odezwać i rozzłościć swojego przyszłego szwagra. Z jednej strony byłem usatysfakcjonowany takim obrotem spraw, lecz gdzieś w środku poczułem nieprzyjemny ucisk. Możliwe, że trochę współczułem młodszemu aż takiej konfrontacji z rozgniewanym Ilem, ale stwierdziłem, że chłopak był sam sobie winien. Mógł poddać się tak, jak ja zrobiłem to chwilę wcześniej, ale najwyraźniej duma i honor nie pozwalały mu tego zrobić. 

Z czasem Soobin wrócił do restauracji, a ja z szokiem wymalowanym na twarzy wysiadłem z wozu. Z wyrzutem lustrowałem osobę Dongila, który podszedł do mnie powolnym krokiem. 

— Obiecaj, że nie zrobisz mi po złości i nie pokłócisz się z nim przy stole — poprosił, na co skinąłem nieznacznie. 

Mimo wszystko uważałem, że było to niesprawiedliwe. Odniosłem też wrażenie, jakby Donggu faworyzował młodszego brata swojej narzeczonej. Nie podobało mi się to, że przyjmował stronę wroga zamiast być neutralną postacią w tej grze. Wróciliśmy do budynku, zasiadając na nowo przy stoliku. 

Do końca spotkania zarówno ja, jak i Soobin nie odezwaliśmy się do siebie ani do nikogo innego.

Jak on mnie wnerwia.


_______
miało nie być maratonu, ale nie mogłam się powstrzymać...

Pure elements | yeonbin [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz