III.6.

638 85 12
                                    

22. Odkrycia.

Oczy Zosi rozszerzyły się w zdumieniu. Nathan pomyślał, że nigdy nie widział tak ładnych szaroniebieskich tęczówek, które zmieniały się w zależności od oświetlenia. – I te usta, ładnie wykrojone w kształt jabłuszka, kiedy trzyma wargi złączone i zmieniające się w serce, kiedy je rozchyla. – Mężczyzna sam był zdziwiony, że zwracał uwagę na takie szczegóły. – I jeszcze zmieniła fryzurę – stwierdził, zaskoczony własnym odkryciem.

– Teraz już wiesz – westchnął i uśmiechnął się, próbując ukryć zakłopotanie. – Po prostu chciałem cię zobaczyć, wypić razem herbatę i porozmawiać. A skoro byłaś chora, uznałem, że przywiozę herbatę i sernik do ciebie.

– Ale chciałbyś, żebym wróciła do pracy wcześniej? – spytała sceptycznie.

– Nigdy w życiu nie przerwałbym ci wypoczynku, wiedząc, że tak go potrzebujesz. Ale mam propozycję.

– Tak? Coś takiego... – Zosia powoli wychodziła ze zdziwienia i zaczynała odzyskiwać rezon.

– Kto to widział, żeby spędzać urlop w domu?

– Byłam we Wrocławiu – odpowiedziała od razu.

– A więc wolisz spędzać ferie w mieście? – zainteresował się.

– Niekoniecznie w mieście. Po prostu wolę zwiedzanie niż kontakt z naturą, którego tutaj mam aż nadto.

– A co byś powiedziała, żeby wybrać się na kilka dni do Warszawy? Pewnie dawno nie byłaś w stolicy?

– Ale moja przyjaciółka jest teraz we Wrocławiu – zaprotestowała Zosia.

– Ale w niedzielę w Teatrze Narodowym grają „Straszny Dwór". Przydałoby nam się trochę wiedzy, zanim ruszymy pałac w Szczekocinach – zażartował sobie.

Zosia parsknęła śmiechem. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się, żeby ktoś porównał zabytkowy, choć zrujnowany pałac, do tytułowego strasznego dworu z opery Moniuszki. A poza tym całe wieki nie była na operze. Ale był jeszcze jeden problem. Nie miała nawet w czym tam iść. Sukienki, które kupiła we Wrocławiu, nie nadawały się do opery, ale pozbawiły ją całej kasy.

– Jest jeden problem – odparła po chwili, zażenowana. – We Wrocławiu pozbyłam się całej kasy, a do wypłaty jeszcze daleko. Nie stać mnie ani na nową sukienkę, ani na bilet. Może innym razem?

– A może jednak zechciałabyś być moim gościem? Zapraszam cię do mojego hotelu, a bilety już kupiłem.

– To propozycja łapówki? – spytała podejrzliwie. – Wiesz, ja jestem funkcjonariuszem publicznym, a ty biznesmenem. Nikt nie powinien nas widzieć razem, jeśli chcesz wziąć udział w tym przetargu. Poza tym, jak to, już kupiłeś? Skąd wiedziałeś czy się zgodzę?

– Zosiu – Nathan wydawał się już rozbawiony – jak sama wspomniałaś, przetarg będzie za pół roku, a ja bardzo chcę iść z tobą na tę operę. Nie wiedziałem, czy ze mną pójdziesz, ale proszę – spojrzał na nią błagalnie – zgódź się.

Zosia zastanawiała się przez chwilę. Nie miała kasy, to fakt, ale właśnie dlatego nie miała innej alternatywy na spędzenie urlopu poza domem. Do Wrocławia wrócić nie mogła i nie chciała.

– Daj mi się zastanowić. Odpowiem ci jutro.

– Ale...

– To moje ostatnie słowo, Natanie. Jutro dam ci znać czy przyjadę w niedzielę.

– Wysłałbym po ciebie kierowcę.

– Bez przesady. Przyjadę pociągiem.

– Jesteś twardą negocjatorką. Nadawałabyś się do biznesu – zauważył.

NARZECZONY Z MIASTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz