14. Styczniowe mrozy.
Nathan Piasecki przesiedział z Zosią w muzeum aż do szesnastej. Rozmawiali o historii pałacu, rodziny Dembińskich i regionu. Kiedy ona chciała już wracać do domu, zaoferował się, że ją odwiezie.
– Niestety, muszę odmówić, Natanie. Mam tu samochód i nie miałabym jak w poniedziałek dojechać do pracy. Dziękuję ci jednak za tę miłą propozycję.
– Masz tak daleko do pracy?
– Około dwunastu kilometrów. Mieszkam na wsi.
– Podasz mi adres?
– Żartujesz? Nie.
– Rozumiem, że jeszcze nie zasługuję na twoje zaufanie, ale chciałbym móc cię kiedyś odwiedzić.
– Kiedyś to bardzo pojemny termin.
– Daj mi chociaż swoją wizytówkę.
Zosia wyjęła z biurka kartonik, jeden z wielu świeżo wydrukowanych, z nowym stanowiskiem kierownika muzeum, i podała go swojemu rozmówcy. Nathan obrócił go i poprosił:
– A na odwrocie napisz mi, proszę, swój prywatny numer. – A, co mi zależy? – zastanowiła się Zosia. – Zawsze mogę nie odbierać albo go zablokować. – I napisała na odwrocie wizytówki numer swojej komórki.
– Dziękuję. W takim razie, żegnam się z szanowną panią. – Nathan znowu pocałował dłoń Zosi, tym razem patrząc jej przy tym w oczy. – Do usłyszenia i do zobaczenia wkrótce.
– Do widzenia – odpowiedziała Zosia.
Kiedy Piasecki wyszedł z muzeum, zamknęła biuro, budynek, zostawiła klucze u portiera i wyszła, żeby wrócić do domu. Przed budynkiem nie było już limuzyny. Uznała więc, że jej gość wrócił do swojego drogiego hotelu, a stamtąd do Warszawy, i że nieprędko się znowu zobaczą.
Zosia wsiadła do swojego autka i pojechała do Biedronki, żeby zrobić małe zakupy przed weekendem, a stamtąd prosto do domu. – Piątek – pomyślała z ulgą. – A potem dwa tygodnie urlopu.
Kiedy wieczorem kładła się spać, starała się nie myśleć o tym dziwnym krótkim tygodniu, ale wspomnienia uderzały w nią same. Wiedziała, że nie było co dzwonić do Wiolety, która spędzała piątkowe wieczory tylko na jeden z możliwych sposobów. A potem pomyślała sobie, że bardzo się od siebie oddaliły z przyjaciółką, od kiedy Zosia wyprowadziła się z Warszawy. Tak naprawdę, nie wiedziała nawet, co słychać u Wioli, bo nie rozmawiała z nią od pamiętnej historii z Normanem Piaseckim. – Dwa miesiące! – Jeszcze nigdy nie zdarzyło się Zosi, żeby tak długo nie gadała z Wioletą. A z kim za to rozmawiała regularnie? Z Adrianną, która była teraz jej sąsiadką i planowała bajkowy ślub oraz długie i szczęśliwe życie z Radkiem.
– Jutro z nią pogadam – stwierdziła, próbując zasnąć.
W sobotę rano obudziła się wyspana, ale kiedy odsłoniła rolety, ze zdumieniem odkryła, że świat za oknem zrobił się zupełnie biały. – Zima przyszła – pomyślała i poczuła radość z prostego faktu, że wszystko wokół zrobiło się piękne.
Po śniadaniu zadzwoniła do Adrianny, która też z radością powitała śnieg.
– Masz ochotę na spacer? – spytała Zosia.
– Miałabym, ale mam o wiele lepszy pomysł – zachichotała Adrianna.
– Jaki?
– Namówiłam Radzia na kulig. Dołączysz się? – Co??? Radek dał się namówić na kulig? Czy ta kobieta jest jakąś czarownicą? – zastanowiła się Zosia, do której po prostu nie docierało, że jej były facet stał się takim pantoflarzem przy Adriannie.
CZYTASZ
NARZECZONY Z MIASTA
Romance[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Dylogia #2. Komedia romantyczno-erotyczna. Kontynuacja historii z "Narzeczonej dla rolnika". Zofia Małkowska ma 32 lata. Mieszka na wsi i pracuje w urzędzie gminy i muzeum w pobliskim miasteczku. Do niedawna popełniała błąd za...