Zaczęło się zaraz podczas wystąpienia Jayce. Poczułem coś ciepłego i odruchowo przetarłem nos. Na moich palcach była krew. O co tu chodzi? Sam byłem w szoku, przecież ja nigdy nie krwawiłem z nosa. Początkowo pocieszałem się myślą, że to zwykłe krwawienie z niedoboru witamin. Jednak kiedy wróciłem do domu i się nasiliło... Zdałem sobie sprawę, że to coś o wiele poważniejszego. Krew lała się ciurczkiem z nosa, nie mogłem jej zatamować. Do tego doszedł kaszel i duszności. Czym prędzej pobiegłem do łazienki, nie chciałem żeby Jayce to widział i się niepotrzebnie martwił. Spóźniłem się, on już tu był.
- Viktor? Co się dzieje? Dlaczego wszędzie jest krew?! - słyszałem jego przerażony głos w salonie. Ja tak naprawdę nie chciałem sprawiać nikomu problemów... Jayce wszedł do łazienki, szybko podbiegł do mnie i z zatroskaniem pomógł mi się ogarnąć. A potem mnie pocałował... włożył w to tyle uczuć... pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku.
Kiedy dowiedziałem się o wydarzeniach podczas Dnia Postępu, strasznie się zmartwiłem. Odczuwałem żal, że Jayce był tam sam beze mnie. Zapewniał mnie jednak, że nic mu się nie stało. Jeszcze bardziej zestresował mnie fakt, że Caitlyn była nieprzytomna.
- Co z nią?! Nic jej się nie stało? Przecież to Twoja przyjaciółka...Nigdy nie byłem zazdrosny o Caitlyn, tymbardziej że dziewczyna od zawsze wspierała Jayce, a on sam już na początku zapewnił mnie że łączy ich i zawsze będzie łączyć jedynie przyjaźń. Wspólnie postanowiliśmy odwiedzić ją następnego dnia. Wieczór spędziliśmy przy herbacie w salonie. Zasypywałem Jayce ogromem pytań dotyczących dzisiejszego dnia. Ostatecznie złapał mnie sen, jedyne co pamiętałem to dotyk Jayce i coś ciepłego na moich plecach.
◇
- Jayce, tylko nie mów że spędziłeś całą noc na sofie - zaśmiałem się, widząc ledwo żywego chłopaka który leżał obok mnie. Byłem w niego wtulony, widocznie w nocy z fotela przeniosłem się na sofę.
- A ty usnąłeś na fotelu, ale najwyraźniej coś Ci tam nie spasowało i postanowiłeś wepchać się na moją sofę! - odpowiedział mi żartobliwym tonem Jayce.
Nie dałem za wygraną i kontynuowałem naszą wymianę zdań.
- Kochany, przypominam że to moje mieszkanie więc i sofa jest moja! - rzekłem wesoło, odwracając się od niego. Jayce zamilkł na chwilę, aby znowu szepnąć coś do mojego ucha.- Chyba Ci to nie przeszkadza? - wzdrygnąłem się, szybko odwróciłem wzrok i zalałem czerwonym rumieńcem. Kiedy szeptał mi prosto do ucha, coś w środku zawsze sprawiało taką reakcję. Momentalnie się zawstydziłem i przestałem wykonywać niepotrzebne ruchy. Po chwili usłyszałem śmiech Jayce.
- Podoba Ci się, co? Czemu tak nagle zamilkłeś? Hm... - Jayce zaczął bawić się moimi włosami, a ja ukryłem twarz w dłoniach. O rany... znowu to samo.
Jayce w końcu postanowił przestać mi dokuczać i wstał. Zniknął gdzieś za kątem. Postanowiłem owinąć się w koc i poczekać na niego w kuchni. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dobrze. Oparłem dłonie o głowę i wpatrywałem się zagapiony w okno. Bezchmurne niebo nie wróżyło niczego złego. Z rozmyśleń o wszystkim i o niczym wyrwał mnie gwizd czajnika i ciepła herbata postawiona tuż przede mną. Zauważyłem zmartwioną minę Jayce, dzisiaj mieliśmy odwiedzić Caitlyn. Podziękowałem mu skinieniem głowy i zacząłem pić. Kątem oka ciągle go obserwowałem. Wnioskowałem, że stan zdrowia Caitlyn to nie jedyne jego zmartwienie. I znowu się zaczęło. Kilka kropel krwi ciekło mi z nosa. Zacząłem odruchowo wycierać nos, kilka z nich wpadło do herbaty. Odstawiłem ją na bok i złapałem ręką za nos. Jayce szybko podbiegł do mnie i podał mi chusteczki.
- Może dzisiaj zostaniesz w domu? - zapytał swoim troskliwym głosem. Spojrzałem na niego i kiwnąłem na zgodę. Nie lubiłem się mu sprzeciwiać. Sam nie byłem w najlepszym stanie. Bardzo bolała mnie głowa, nie chciałem jednak martwić Jayce.
- Pozdrów Caitlyn... - rzekłem ze zrezygnowaniem - Życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia. Pójdę się jeszcze zdrzemnąć...
◇
Okryłem Viktora kocem i zostawiłem mu kilka chusteczek, gdyby jego krwotok z nosa miał nawrócić. Przygotowałem mu również trochę kanapek na później. Pocałowałem go w czoło i wyszedłem na dwór. Od razu skierowałem się w stronę domu Caitlyn.
Zapukałem do drzwi jej domu, otworzyła jej matka - radna.- Czy zastałem Caitlyn? Chcę zobaczyć jak się ma - zacząłem. Jej matka patrzyła na mnie pogardliwym wzrokiem z wyższością, jednak po chwili ustąpiła i wskazała gestem dłoni, że zaprasza do środka - Dziękuję.
- Caitlyn jest w swoim pokoju na pierwszym piętrze, pierwsze drzwi na lewo - rzekła po chwili. Mieszkanie wyglądało na zamieszkane przez zamożną rodzinę, cóż w końcu matka Caitlyn należała do rady. Wszedłem po schodach i zapukałem do pierwszych drzwi na lewo. Od razu usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem drzwi, a to co ujrzałem - nie udawajmy zdziwiło mnie. Dziewczyna w skromnej koszulce nocnej, a przed nią rozłożona mapa. Caitlyn widocznie nad czymś się zastanawiała.
- Chyba wpadłam na trop. Możliwe, że ktoś z dołu kieruje tym wszystkim. Te Ogniki, ten napad... - mamrotała pod nosem. Zerknąłem na mapę. Wszędzie były zdjęcia połączone czerwonymi niciami. A w centrum, był napis Zaun.
- Caitlyn? Ty się oby na pewno dobrze czujesz? Wczoraj leżałaś nieprzytomna... a dzisiaj zachowujesz się, jakby nic się nie stało. Do tego prowadzisz swoje prywatne śledztwo! - ostatnie słowa niemalże wykrzyknąłem. Dziewczyna tylko machnęła ręką, żebym jej nie przeszkadzał - Okej, przyszedłem tylko sprawdzić jak się czujesz...
- Potem będę potrzebowała Twojej pomocy, a teraz daj mi w spokoju pracować. Muszę potwierdzić swoje domysły, a wtedy dowiemy się kto za tym wszystkim stoi... - mówiła Caitlyn. Postanowiłem jej już więcej nie przeszkadzać, cieszył mnie sam fakt że była cała i zdrowa. Pożegnałem się z dziewczyną i wyszedłem z pokoju. Zaczepiła mnie jej matka. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
- Staw się za godzinę przed radą. Mamy coś ważnego do omówienia. Mel pozdrawia - rzekła mi na pożegnanie. Zdziwiłem się, rada? Ja? O co mogło chodzić... Mniejsza, mój wolny czas postanowiłem poświęcić na pobyt u Viktora. Pora sprawdzić, jak się ma.
- Wróciłem! - krzyknąłem od razu jak wszedłem do domu Viktora, który od jakiegoś czasu był już naszym wspólnym lokum. Kierowałem się w stronę sypialni. Viktor spał sobie smacznie na łóżku, postanowiłem się na niego popatrzeć. Miał taką spokojną twarz... żadnych zmartwień. Tymczasem mi po głowie chodziła tylko jedna myśl - czego chcą ode mnie w radzie? Matka Caitlyn wyglądała dziwnie kiedy mi o tym mówiła, mógłbym nawet założyć że na ustach pojawił się jej złowieszczy uśmieszek. Może zdecydowali się mnie w końcu wyrzucić?
- O... wróciłeś - powiedział swoim zaspanym głosem Viktor - Co u Twojej przyjaciółki? Wszystko w porządku?
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zapomniałem przekazać pozdrowień od Viktora. Zrobiło mi się głupio, ale wolałem mu o tym nie wspominać. Złapałem go za dłoń, a drugą ręką zacząłem bawić się jego włosami. Nie wiem, od jakiegoś czasu nabrałem takiego głupiego nawyku. Viktor przeszywał mnie swoim wzrokiem na wylot. Wiedziałem czego chce. Po woli zbliżyłem się do niego i zacząłem całować. Doszło do tego, że jakimś cudem wylądowaliśmy razem pod jednym kocem. Czułem się bezpiecznie w jego ramionach.
- Muszę iść do rady... nie wiem o co im chodzi, ale wzywają mnie - szepnąłem. - Ale chcę żeby ta chwila trwała wiecznie, tak mi się nie chce...
Viktor zaśmiał się i mocniej wtulił się w moją pierś. Zamruczał coś pod nosem.
- Obowiązki...Tak, kochany... obowiązki.
Pomyślałem, a potem mimo jego sprzeciwów wyszedłem na zewnątrz. Pora zmierzyć się z prawdą.
CZYTASZ
League of Legends: Kryształ Rozpaczy [ZAKOŃCZONA] Jayce x Viktor
FanfictionWszedłem do zniszczonej pracowni i ujrzałem chłopaka stojącego nad przepaścią. Wybuch spowodował ogromną dziurę w ścianie. W sumie stracił wszystko, całe lata pracy. Rozumiałem go i to, że chciał popełnić samobójstwo. Mimo wszystko nie mogłem do teg...