10. Jesteś idealna, Valentino

642 27 8
                                    

Josh i Jas namówili mnie na czystą wódkę. Niby nie lubię tego smaku, ale w niektórych sytuacjach jest dużo lepszym wyjściem. Na przykład dziś, mój portfel wystarczająco ucierpiał, a kilka kieliszków wódki kosztuje tyle, co jeden drink, który do tej pory piłam, nie wiem jak to działa. Po trzech kieliszkach jestem jeszcze bardziej wstawiona, można powiedzieć już, że delikatnie się napierdoliłam. Z moimi przyjaciółmi siedzimy właśnie na klubowych kanapach. Od kilkunastu minut patrzy się na mnie jakaś laska i jest to niesamowicie irytujące. Przysięgam, że jak jeszcze raz zmierzy mnie wzrokiem to wyrwę jej te rude kudły i będzie je zbierać z podłogi.

-Na chuj się patrzysz?- Pytam w końcu rudowłosej. Dziewczyna wstaje ze swojego miejsca, a po chwili ja staję przed nią.

-Te buty były modne chyba z dwa lata temu, jak ty się w ogóle ubierasz?

-Prostytucja była modna w dwudziestym wieku, jaki ty masz w ogóle sposób na zarabianie?- Czuję jak dziewczyna wymierza mi cios w policzek, przez co moja twarz odchyla się w bok. Słyszę za sobą wiwaty i gwizdy osób, które razem z nami siedziały na kanapach.

Rosnąca we mnie złość przeradza się w agresję, przez co rzucam się z rękoma na dziewczynę. Szarpię ją za włosy i drapię ją paznokciami po twarzy i rękach. Ruda kopie mnie po nogach, ale nie zwracam na to większej uwagi, chociaż na udzie pewnie będę miała sporego siniaka. Czuję dłonie mojego przyjaciela na moich ramionach, stara się mnie odciągnąć od rudej, tak samo, jak Charles stara się odciągnąć rudą ode mnie.

-Charles zostaw tą sukę! Może jakieś choroby przenosić!- Krzyczę, a rudowłosa oburza się jeszcze bardziej.

Ruda wykonuje zamach prawą ręką, lecz nie udaje jej się mnie uderzyć, ponieważ pomiędzy nami staje barczysty ochroniarz. Wygląda na wkurzonego, w sumie pewnie jest wkurzony, nie dziwię mu się.

-Co tu się dzieje?!- Słyszę jego donośny głos, który odwraca moją uwagę od rudej.- Obie zabieracie swoje rzeczy i opuszczacie teren klubu. A widowni dziękuję, możecie iść robić co chcecie, byle grzecznie.

-Chodź Val.- Mówi do mnie Josh, lecz ja po prostu nie zwracając na nich uwagi zabieram swoją torebkę i idę przed siebie do wyjścia z klubu.

Gdy pchnę drzwi uderza we mnie zimne powietrze, które powoduje, że powoli emocje ze mnie schodzą. Rozglądam się na boki, wybierając między drogą do domu, a nieznaną mi drogą, ostatecznie wybieram drogę w lewo, tą która nie prowadzi do mojego domu. Wyjmuję z torebki telefon i sprawdzam, która jest godziny. Okazuje się, że jest druga dwadzieścia. Wyłączam iphone, by nie dostawać żadnych wiadomości i po prostu idę prosto. Nie wiem gdzie dojdę idąc w tę stronę. Wchodzę w ciemną uliczkę, muszę powiedzieć, że robi się dziwnie. Słyszę za sobą odgłos tłuczonego szkła, przez co gwałtownie się odwracam.

-Co taka piękna dziewczyna jak ty robi tu o tej porze?- Słyszę niski, ochrypły głos. Niski, grubszy mężczyzna stoi przede mną. Ma on około sześćdziesięciu lat.

-Ja...- Dukam. Po chwili czuję oddech mężczyzny przy mojej twarzy, jest blisko, za blisko. Śmierdzi od niego alkoholem.

-Nieważne, zabawimy się dobrze?- Pyta, a w moich oczach stają łzy.- Jak masz na imię?- Pyta a gdy nie odpowiadam mu uderza mnie w tył głowy.- Odpowiadaj!

-Valentina.- Po moich policzkach spływają pierwsze łzy.

-Dobrze, ile masz lat?

Dirty GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz