Jeden

134 7 0
                                    

Kylie

Może jednak umieram? Czuję się tak jakby serce miałoby za chwile wyskoczyć mi z piersi, dokładne mogę słyszeć jego odbicie o moje żebra. Pierwszy raz od wielu lat jednak bije szybko nie ze strachu, nie z przerażenia co za chwilę się stanie, jaki będzie kolejny koszmar w mojej idealnej bajce. Czy książę niczym w lśniącej zbroi doprowadzi mnie do skraju wytrzymałości. Minęło dokładnie dwa lata cztery dni trzydzieści sześć minut i trzy, cztery, pięć... sekundy, dzień zmieniający wszystko. Wchodząc do wielkiego, nowoczesnego budynku przywitał mnie starszy mężczyzna proponując pomoc z bagażem, który składał się z niewielkiej walizki. Odmówiłam kierując się do windy coraz bardziej czując kiełkujący ból w sercu. Czekając aż się otworzą wiedziałam, że teraz wszystko się zmieni. Gdy charakterystyczny dźwięk jaki wydaje winda, drzwi otwierają się, a ja zamiast wejść z impetem do środka, zostałam napadnięta przez osobę przede mną.

-Uważaj, jak chodzisz- chłopak przede mną nic nie robiąc zaczął się na mnie wydzierać- takie pokraki jak ty nie powinny chodzić po tym świecie.

-Pokraka?! Wypraszam sobie. To nie ja weszłam na drugą osobę i jeszcze wydzieram się na nią. Jak będziesz chciał na kogoś krzyczeć to znajdź sobie kogoś innego- ominęłam chłopaka wchodząc do windy. Gdy drzwi się zamykały nieznajomy odwrócił się w moja stronę. Jego oczy było coś w nich przerażającego niemal jakby skrywały mrok od dłuższego czasu, lecz zarazem były piękne i hipnotyzujące. Jakbym już wcześniej je widziała, ale za cholerę nie mogę przypomnieć sobie, gdzie.

Nie wiedziałam, że zgadzając się na propozycję zamieszkania z Lukiem będę miała takie ekstazy. Wciskając przycisk skazujące na dwudzieste piętro nie mogłam wyjść z podziwu ze tego przygłupa wywiało, od kiedy mieszka w tak luksusowym miejscu? Ostatnim razem mieszkał na kanapie u swojego kumpla ledwo kontaktuję z otaczającym go światem, no cóż teraz wszystko się zmieniło i ja będę zajmować jego kanapę. Niczym pasożyt żerujący na żywicielu.

Przeprowadzając się z Michigan nie miałam takich luksusów jak tu w Chicago. Michigan i jego piękne malownicze jeziora porzuciłam na rzecz nowego życia w wielkim mieście. Spoglądając w lustro, aż się wystraszyłam z tym wyglądem mogłabym straszyć w najgorszym horrorze. Zaczęłam choć trochę poprawiać swoje włosy w niedbałym koku. Tak to nic nie pomogło. Wychodząc na korytarz byłam pod wrażeniem były tylko jedna para drzwi z numerem 222.

Wszystko urządzone w kolorach bieli i czerni nie powiem robi wrażenie. Zadzwoniłam czekając aż drzwi się otworzą. Po paru minutach i mojego natarczywego naciskania dzwonka przede mną stanął chłopak w samych szarych dresach z rozczochraną fryzurą. Mogłabym rzecz, że nawet dość seksowny widok.

-Kto do cholery jasnej mnie budzi- zaspany przecierał ręką oczy.

-Oj wybacz następnym razem będę czekać pod drzwiami, aż wielmożny pan się wyśpi- przewróciłam oczami uśmiechając się lekko w stronę bruneta.

-Kylie! - otworzył szeroko oczy. Gdy dotarło kto stoi przed nim poderwał mnie z ziemi i szczelnie zamknął w uścisku. W tym momencie cały strach, ból czy wątpliwości ulotniły się w sekundę. Stawiając mnie na ziemię od razu wpuścił mnie do środka.

Wchodząc za nim w oczy rzucił mi się przestronne mieszkanie w kolorystyce czarnej i gdzieniegdzie bieli. Było urządzone w dość męski surowy sposób. Nie powiem zapomniałam, że Luke minimum śpi do godziny 12.

-Przepraszam, ale zapomniałem, że masz przyjechać. Tak to bym postarał się wstać o w miarę normalnie porze, ale za to zamówimy pizzę i oglądniemy razem serial. Co ty na to?

-No nie wiem-udałam nadąsaną- nie mogę przyjąć do siebie tego, że zapomniałeś, że dziś przyjeżdża twoja ukochana siostrzyczka- z wielką przesadą zaczęłam rozważać jego słowa- ten jedyny raz mogę się zgodzić na tą propozycje. Od samego rana miałam zły dzień, ale wszystko jeszcze bardziej zjebał ten gość przy windzie.

-Kto taki? - Luke na moje ostatnie słowa odwrócił się- po ostatnim mam nadzieje, że sobie odpuściłaś- mimo tylu lat dalej jest nadopiekuńczym braciszkiem troszczą czym się o własną siostrzyczkę. Mam wrażenie, że po ostatnich latach ma obowiązek jeszcze większą ochronę mnie. Nie powiem czasem jest to miłe, ale do cholery jasnej mam dwadzieścia lat i sama mogę zadbać o siebie.

-Nie, nie zapomniałam i nie musisz się martwić- podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku.

-Ja po prostu się martwię o ciebie, dlatego mogę być troszeczkę natarczywy- pocałował mnie w czubek głowy- dobra idę zamówić pizzę, a ty idź się rozpakuj. Tym korytarzem prosto jest twój pokój.

Cokolwiek by nie zrobił albo by się zachowywał muszę przyznać jedno.

Zawsze, ale to zawsze będzie mnie bronić, a mi się to podoba.

*

Nie dowierzam jak przez cały jeden rok wszystko się zmieniło jak on się zmienił. Wcześniej był inny, kochany, a teraz jakby zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Podczas snu czuje ciężar na całym swoim ciele. Ciepły oddech i lepkie wielkie ręce. Wiedziała jednak co się dzieje. Działo się to już tyle razy. Otworzyłam ociężałe oczy. Zaczynam się wierzgać usiłując uwolnić spod jego uścisku. Jednak to nie poskutkowało mocniej przycisnął swoje ręce do moich wgniatając je w materac.

-Prawie kończę, kochanie-wydyszał.

Nie czuje się dobrze. Chociaż on twierdzi, że nie powinnam stawiać oporu, skoro jestem jego. Jest to niby moje ciało, ale jednak czasami one należy do niego.

Staram się ze wszystkich sił myśleć o czym innym. Muszę się zmusić im więcej mojej inicjatywy tym szybciej skończy.

Oplatam go przyciągając go bliżej siebie. Zaczyna ssać moja prawą pierś na co udaje, że jest mi przyjemnie wydając z siebie jęk. W tym samym momencie zaczyna cały drżeć i szybciej oddychać.

-Ja pierdole- opada na mnie. Po kilku sekundach przekręca się na swoją połowę łóżka. Wstając łapie pierwsze lepsze bokserki i niedbale zakłada je na siebie. - jestem szczęściarzem, że tylko ja mogłem tego doświadczyć-podchodzi do mnie całując w usta. Łapie w dwa palce mój podbródek powodując, że spoglądam w jego ciemne tęczówki- i tylko ja będę mógł tego doświadczać nikt inny nie będzie cię miał rozumiesz?

-Rozumiem- po czym delikatnie i jak najbardziej czule go całuje. Chociaż wewnętrznie krzyczę zmuszam się, aby wszystko wyglądało normalnie.

-Dobranoc skarbie- po chwili zasypia na reszcie zostawiając mnie samą.

Ociężała i brzydząca się sama sobie wstaje, aby się trochę ogarnąć. Nie wiem, ile czasu dam radę jeszcze tak żyć. Co ja mówię ja nie dam rady tak dłużej.

Cameron jest całkiem innym człowiekiem niż kiedyś. Coraz ciężej jest mi się przyzwyczaić do tej rzeczywistości. Samo mieszkanie z nim jest wielkim wyzwaniem.

*

Niechciane wspomnienie uderzyło we mnie z podwójną siłą przypominając mi o najgorszym koszmarze mojego życia. Stałam na środku pokoju i wpatrywałam się w łóżko jak zahipnotyzowana. Moje ciało spięte i gotowe do obronny. Obrzydzenie i niechęć powróciło, a ja z powrotem wróciłam myślami do chłopaka, którego kiedyś kochałam ponad życie. Spowodował jednak, że koniec naszej historii nie był szczęśliwy, zniszczył mnie, siebie jak i wszystko co kochałam w życiu. Stał się niszczycielem nie mającym za grosz współczucia czy uczuć. 

NieDobraniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz