05.12

242 38 32
                                    

— Lorelei Izzie Tate! — słyszę donośny głos Reyes'a, przez co powstrzymuję się przed parsknięciem. — Otwórz te pieprzone drzwi, bo je wyważę. — Warczy, a ja wybucham śmiechem.

          Już po samym głosie słyszę, że jest bardzo zdenerwowany, co z jednej strony mnie satysfakcjonuje, a z drugiej odrobinę przeraża, bo dobrze wiem, że jest zdolny do wszystkiego. Chociaż, jakby nie patrzeć, to on zaczął wojnę, gdy zużył mój najdroższy krem. I fakt, może danie brązowej farby zamiast szamponu było nieco kretyńskim pomysłem, ale Reyes zawsze zastanawiał się, jak będzie wyglądać w ciemnych włosach.

          Ma okazję się przekonać.

— Lore, obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy — przekonuje. — Mam ochotę cię mocno przytulić i poczuć, jak łamie Ci żebra.

— Teraz to tym bardziej nie wyjdę — parskam, chwytając laptopa z szafki i rozpoczynam przeglądanie notatek.

         Dochodzi godzina dwudziesta, mamy sobotę, a ja jestem w dupie z materiałem. Sama nie wiem, czy płakać, czy raczej się śmiać. Wmawiam sobie, że jakoś to nadrobię, bo przez pracę i wszystkie zawirowania mam mało czasu, ale słabo mi to idzie. Ponadto, fajnie by było znaleźć jakieś praktyki w redakcji, aby zdobyć jakieś doświadczenie, ale póki co, nie nastawiam się na to. Wszystko w pobliżu jest oblężone przez młodych studentów, więc są dwie opcje: albo poszukam czegoś gdzieś dalej, albo nie będę mieć praktyk. Proste, niczym budowa cepa.

          Mija może dziesięć minut, zamek w drzwiach brzdęka, a drewniana płyta zostaje otwarta przez Reyes'a. Uważnie skanuje go wzrokiem i parskam, widząc brązowe włosy, które nieco mienią się na rudo. Muszę przyznać, że wygląda w nich równie dobrze, jak w blondzie. Zaczynam żałować, że to tylko szamponetka.

— Mówiłem, że jakoś się tu dostanę — mówi z cynicznym uśmiechem, a ja wywracam oczami. Czy on zawsze musi być taki pewny siebie?

— Mówiłeś, że wyważysz drzwi, ale jakoś tego nie zrobiłeś — parskam, patrząc w ekran laptopa. — Rzucasz słowa na wiatr, Reyes.

— Ja? W życiu — zaprzecza, podchodząc do mnie. — Teraz mówię, że idziemy na zakupy.

— Mam naukę.

— Ale mnie to nie interesuje. — Zaznacza twardo. — Chodź albo wezmę cię siłą.

— Jesteś nieznośny — mruczę pod nosem, ale odkładam laptopa i wstaję z wygodnego łóżka.

         Blondyn, a raczej już brunet, patrzy na mnie zwycięskim wzrokiem i podchodzi do szafy. Wyjmuje dwie bluzy, z czego jedną rzuca w moją stronę. Niezdarnie ją łapie i zakładam na siebie, po czym dostrzegam, że nie jest to moja odzież. Unoszę brew do góry i patrzę na chłopaka skoncentrowanym wzrokiem.

— Nie gap się tak — sarka. — Chyba nie będziesz marudzić, bo dałem ci swoją bluzę. Powinnaś się cieszyć, każda laska by tak zrobiła.

— Przymknij się i nie podnoś mi bardziej ciśnienia — wzdycham, wstając na proste nogi. Kilka kości, jak na zawołanie, strzela przez co wykrzywiam twarz w grymasie niekomfortowego uczucia.

— Zawsze narzekasz, że podnoszę ci ciśnienie, a ja nawet nie wiem, co robię nie tak... — mówi pod nosem. — Chwilami chciałbym cię poznać w innych okolicznościach, żebyśmy mieli normalne relacje.

         Nie odpowiadam. Zwyczajnie nie wiem, co mogłabym odpowiedzieć na to wyznanie, ale nie powiem, skłania mnie to do głębokich refleksji. Dobrze wiem, że ta myśl teraz nie da mi spokoju i będę nad tym myśleć, aż wymyślę coś sensownego. W środku jest mi nieco przykro, ale sama nie wiem, jaki jest tego powód.

LovelessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz