Ten dzień rozpoczął się inaczej, niż zwykle. Reyes był wyjątkowo cichy i spokojny. Rano mruknął tylko ciche cześć, wyprowadził psa na spacer i poszedł na zajęcia. Nie komentowałam jego zachowania, ale przyznam szczerze, że nie daje mi spokoju.
Dlatego też zdążyłam pomylić dwa zamówienia w pracy i jak szefowa mnie nie wyrzuci, to będę się cieszyć.
— Woah, Lorelei, co jest z tobą dzisiaj? — pyta przejęta Chloe, stając obok mnie i odpala papierosa. — Czyżby problemy z chłopakiem?
— Mówiłam ci, że to nie mój chłopak — burczę.
— Tak i wszystko co robi, robi bez powodu — parska brunetka, patrząc na mnie spod byka. — Gdyby zobaczyła tylko jak na ciebie patrzy, to może byś zmieniła zdanie.
— Niby jak patrzy? — prycham.
— Jakby miał przed sobą cały swój świat — wywraca oczami i chucha mi dymem w twarz. — Ale mów, co się dzieje.
— Teraz mnie wyśmiejesz — mówię pod nosem. — Ale był jakiś dziwny rano, nie odzywał się ani nic, a to do niego niepodobne.
— Wiedziałam! — Ożywia się, wymachując rękoma. — Zależy ci na nim.
— Zaraz zrobię ci krzywdę, przysięgam — warczę, co powoduje wybuch śmiechu dziewczyny.
— Może po prostu ma gorszy dzień, wyluzuj — macha dłonią. — Ty też nieraz chodzisz zła na cały świat bez powodu. — Wzrusza ramionami, a ja jej przytakuję. — A teraz wracamy do pracy i nie zepsuj niczego, bo naprawdę wylecisz.
Parskam śmiechem, a dziewczyna mi wtóruje. Może faktycznie ma rację i zwyczajnie wstał lewą nogą, dlatego się nie odzywał. Staram się odrzucić wszystkie złe myśli i skupić na tym, co mam robić, ale nie potrafię.
Ten chłopak za bardzo miesza mi w głowie.
*
Dochodzi godzina dziewiętnasta, gdy docieram do mieszkania. Wchodzę do przedpokoju i zauważam tam damskie buty, jednak nie są to moje buty. Marszczę brwi, ale powoli zdejmuję kurtkę oraz obuwie, odkładam torbę i wchodzę w głąb.
Staję w półkroku, widząc starszą kobietę, siedząca przy barku. Ma takie same włosy, jak Reyes, jednak gdzieniegdzie poprzeplatane są siwym kolorem i są spięte w niskiego koka. Ma na sobie czarną spódnicę i kremową koszulę, przez co wygląda, jakby była wyciągnięta z jakiejś korporacji. Śmieje się niczym anioł i ma bardzo ciepły ton głosu, aż chce się go słuchać. Po dłuższym namyśle, jestem prawie pewna, że to jego mama. Aż sama się dziwię, że w liceum jej nigdy nie poznałam.
— Dobry wieczór — witam się nieśmiało, podchodząc nieco bliżej.
Reyes staje się widocznie spięty, co mnie nieco dziwi. Kobieta uśmiecha się szeroko, co odwzajemniam i zsuwa się z krzesła, aby do mnie podejść.
— Dobry wieczór, perełko — mówi, a we mnie rozlewa się przyjemne ciepło. Jest taka kochana. — Mój syn się nie chwalił, że ma dziewczynę.
— Mamo, bo to nie...
— Ale miło cię poznać, cieszę się, że tego dożyłam — śmieje się melodyjnie, przerywając Reyes'owi wypowiedź. — Jak masz na imię?
— Lorelei, proszę Pani — odpowiadam z uśmiechem, zerkając ukradkiem na Reid'a, który jest załamany albo zły. Sama nie jestem w stanie określić.
— Mówi mi po prostu Sarah — uśmiecha się, puszczając moją dłoń. — Synu, musisz wziąć Lorelei do nas na święta. Deliah też się ucieszy, że kogoś znalazłeś.
CZYTASZ
Loveless
Teen FictionGdy Lorelei znajduje mieszkanie w idealnym miejscu, o niezbyt wysokim koszcie wynajmu, jest wniebowzięta. Myśli, że już nic jej bardziej nie zepsuje miesiąca, jakim jest grudzień, oprócz tych cholernych świąt, których tak bardzo nie lubi obchodzić...