Rozdział 8: Rosa

56 2 73
                                    

WESOŁYCH ŚWIĄT, KOCHANI!

Razem z panią Beal siedziałyśmy w kafeterii przy stoliku koło okna, czekając aż Cadogan przyniesie nam świeżą kawę. Stał w niedługiej kolejce i przykuwał spojrzenia chyba wszystkich kobiet obecnych na sali. Nawet tych starszych, które serwowały jedzenie za ladą i na codzień myślały raczej głównie o swoich wnukach. Wystarczyło dosłownie jedno spojrzenie na ich zarumienione twarze i roztrzęsione dłonie. Gołym okiem dało się zauważyć jak wytrącone z równowagi jego obecnością były.

W międzyczasie Katherine patrzyła na mnie podstępnie, szczerząc się tak szeroko, że od samego patrzenia rozbolały mnie policzki.

- Dobrze ci dzisiaj poszło. Byłam naprawdę pod ogromnym wrażeniem, że tak szybko się zaaklimatyzowałaś. – Zamilkła na chwilę i rozejrzała po sali bez jakiegoś konkretnego celu. Przez jej subtelne ruchy, linia jej szczęki zarysowała się jeszcze wyraźniej, a mi do głowy przyszła myśl, że naprawdę chciałabym wyglądać tak jak ona będąc te trzydzieści lat starsza. – Zresztą nie tylko ja.

Spodziewałam się, że prędzej czy później usłyszę od niej kilka słów na temat dzisiejszej niespodziewanej wizyty Nicholasa. Tak naprawdę sama byłam zaskoczona kiedy zobaczyłam go, gry opierał się o ścianę w ten swój chłopięcy sposób, z lekko rozczochranymi włosami i z tym szelmowskim błyskiem w oczach. Pewna część mnie nawet chciała zaufać słowom przełożonej. Chciała uwierzyć, że w oczach Cadogana byłam kimś więcej niż znajomą poznaną w windzie jakiegoś obskurnego hotelu na obrzeżach miasta. Wiedziałam, że to samolubne, bo wciąż kochałam Scotta. Jednak coraz częściej męczyła mnie myśl, że może gdybym pozwoliła sobie na chwilę o nim zapomnieć, to w końcu zaznałabym szczęścia. A jako kobiecie nietrudno było mi przyznać, że przy Nicholasie zapomnieć byłoby nieco łatwiej niż przy jakimkolwiek innym mężczyźnie. Cadogan miał klasę, wygląd i maniery, a co więcej było w nim coś, co działało jak zakazany owoc. Jeśli skosztowało się go chociaż raz, nie było już odwrotu. Uzależnienie zmuszało by sięgać po więcej.

- Mówiłam ci, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- A ja mówiłam ci już co myślę o tej waszej przyjaźni. Nawet ślepy by zauważył co jest między wami.

- Co jest między kim? – wybrzmiał męski głos, kiedy jego właściciel postawił przed nami trzy kubki z parującą kawą i zajął miejsce obok mnie. Obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji obetnę Katherine język.

- Nikim, rozmawiałyśmy o pracy – powiedziałam szybko pierwsze co przyszło mi na myśl i rzuciłam przełożonej niemą prośbę o pomoc.

- Opowiadałam właśnie Rosie o balu charytatywnym jaki organizujemy ze współpracą innych wydziałów – powiedziała, a chwilę później jej elegancka twarz rozjaśniła się w przypływie nowej myśli. – Francesco doczekał się swojej pierwszej oficjalnej wystawy, którą połączymy z balem i tak sobie myślałam, żeby wystąpił w towarzystwie swojej muzy. Co ty na to Rosie?

Cisza jaka nadeszła po zadanym przez nią pytaniu była ogłuszająca. Czułam wwiercane w siebie spojrzenia towarzyszącej mi dwójki, kiedy to ucieszona Katherine aż pękała z dumy. Zerknęłam na Nicholasa, aby upewnić się czy jej propozycja wywarła na nim jakiekolwiek wrażenie, jednak nie zaskoczył mnie widok jego kamiennej miny.

- W sumie dlaczego nie? I tak nie miałam innych planów na ten wieczór – w momencie gdy te słowa opuściły moje usta i jednocześnie przypieczętowałam swój los, zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiem kiedy ma odbyć się ów bal. - Byłabyś na tyle miła aby przypomnieć mi kiedy dokładnie to będzie?

Zwycięski uśmiech zawitał na jej wargach, a chwilę później wyciągnęła przed siebie dłoń i chwyciła mnie nią za rękę leżącą na stoliku pomiędzy nami.

Écorché: The Chosen OneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz