Nigdy tego nie robię, ale: fajnie by było jakby każdy co tu zajrzał zostawił coś po sobie. Nawet głupią kropkę w komentarzu albo świecącą gwiazdkę hehe. Żebym wiedziała, że warto jeszcze pisać.
~*~*~
Szum podmiejskiej kawiarni przyjemnie drażnił moje uszy, a spokojny wietrzyk rozwiewał pojedyncze pasemka, które wymknęły się z niewielkiego hiszpańskiego koczka. Siedziałam na tarasie z widokiem na miasto po stronie Kanady i cieszyłam się widokiem spacerujących rodzin i pędzących gdzieś rowerzystów. Taki był mój świat, moja rzeczywistość. Mijające mnie, nieznane twarze. Miasto, które żyje swoimi prawami. Detroit.
Chociaż czasami tęskno mi było za Jackson i rodzinnym domem, wiedziałam, że to tutaj było moje miejsce. Pamiętam dokładnie, że zaraz po przyjeździe wtopiłam się w miasto, stając się jego częścią. Od tamtego czasu byliśmy jednością.
Przystojny mężczyzna, w długim czarnym płaszczu i golfie w tym samym kolorze wyszedł z kawiarni i spokojnym krokiem ruszył w moim kierunku. Ostrożnie stąpał po chodniku, starając się nie rozlać ani kropelki niesionej przez siebie kawy. Wiatr rozwiewał również jego włosy, ale mężczyzna zdawał się być tym faktem niewzruszony. Patrząc na niego można by rzec, że pogoda wręcz działała na jego korzyść. Odsłonięte, niskie czoło uwydatniło tylko jego zarysowane kości policzkowe i kształtne różane usta. Kiedy przysiadł się do mnie mogłam przyjrzeć się z bliska jego długim, czarnym jak smoła rzęsom i gęstym, ciemnym brwiom.
Po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że nazywając go przystojnym popełniłam ogromny błąd. Cadogan nie był tylko przystojny, on był po prostu piękny. Patrząc na niego niknęłam w świecie fantazji, który przesiąknięty greckimi herosami wciągał mnie coraz głębiej i rozstawiał swe sidła, polując na moje wrażliwe serce. Oto jak zagubiona się przy nim czułam.
Niemniej jednak, kiedy tylko spojrzałam w jego oczy od razu odnajdywałam drogę na powierzchnię. Bo w jego oczach kryło się zarówno gwieździste niebo jak i niezmierzony ocean. Jego spojrzenie było moją bezpieczną latarnią morską, jasno świecącą gwiazdą polarną na północnym niebie. Był wszystkim i niczym. Był pytaniem i odpowiedzią. Był po prostu Nicholasem Cadoganem.
- Jak się czujesz? - zapytał jak gdyby nigdy nic, stawiając dwa kubki z parującą kawą na szklanym stoliczku. Zawahał się i po chwili namysłu, chwyciwszy za nóżkę od swojego krzesła, przyciągnął je bliżej i usiadł tuż obok mnie, dzięki czemu na ramieniu czułam szorstkość jego rękawa i ciepło buchające od ciała mężczyzny przez gruby materiał płaszcza.
- Tak jak wyglądam - zaśmiałam się ponuro i sięgnęłam po gorący napój.
- Wyglądasz absolutnie urzekająco - odparł i poszedł w moje ślady. Zarumieniłam się nieznacznie przez jego komentarz i spuściłam głowę zawstydzona. Chwilę później Nicholas nachylił się i odgarnął łaskoczący mnie w twarz kosmyk włosów. Poczułam też jak wsuwa dłoń za oparcie mojego krzesła i rozsiada się nonszalancko. Cadogan był świadomy swojej cielesności i doskonale to wykorzystywał. Zauważyłam to zarówno ja, jak i młodziutka, niezdarna kelnerka, która nie mogła odkleić od niego swojego spojrzenia od czasu jak tu przyszliśmy.
- Niezły z ciebie bajkopisarz.
- Naprawdę rozumiem i podziwiam twoją skromność, ale proszę nie wetuj moich słów - zaczął poważnym głosem, a ja poczułam się jakby ktoś dawał mi reprymendę. - Jeszcze nigdy cię nie okłamałem i wierz mi lub nie, ale nie mam tego w planach.
Westchnęłam cicho w bezsilności. Naprawdę chciałabym móc mu zaufać. Rozwijać tę znajomość w przekonaniu, że oparta ona jest na szczerości i autentyczności obydwu stron. Ale mając świadomość, że oszukała mnie własna rodzina i narzeczony, jak mogłam od tak zaufać obcemu mężczyźnie?

CZYTASZ
Écorché: The Chosen One
Mystery / ThrillerMieszkańcy Detroit zostali sparaliżowani atakami seryjnego mordercy, który od kilku miesięcy polował na młode kobiety. Policja nadal nie odnalazła żadnego konkretnego dowodu, który mógłby naprowadzić funkcjonariuszy na trop psychopaty. Mimo ciężkiej...