rozdział 24

358 13 1
                                    

Wakacje.
Zawsze kojarzyły mi się z wolnością.

Teraz, kojarzą się z więzieniem, dla uczuć i myśli.

Minął miesiąc.
Spędziłam go na wiecznym szlabanie. Nie żebym była tym faktem zdziwiona. Pamiętnego pierwszego dnia "wolności" po powrocie z komisariatu byłam wdzięczna mamie za jej troskę. Gdy dotarliśmy do domu, w ciszy zaprowadziła mnie do mojego pokoju, zrobiła mi kąpiel i dała rzeczy do przebrania.
Przesiedziałam wtedy w łazience dwie godziny. Myłam się trzy razy, bo ciągle wydawało mi się, że wszędzie mam krew, a później siedziałam w gorącej wodzie godzinie, bez ruchu wmawiając sobie, że wszystko co się wydarzyło to tylko zły sen, który zaraz się skończy.

Następnego dnia, rodzice nie byli już tacy mili. Wrzeszczeli na mnie dobre dwie i pół godziny, nie dając mi dojść do słowa. Ile razy usłyszałam, że psuje im reputację to, aż trudno zliczyć.
Nie chce nawet wiedzieć jak by się to skończyło, gdyby nie uwierzyli, że Nate to tylko znajomy, pod jego domem znalazłam się przypadkiem, gdy usłyszałam krzyk wracając ze szkoły, a w kostnicy i na komisariacie znalazłam się tylko dlatego, że byłam na miejscu wypadku.
W kazdym bądź razie dostałam szlaban, na miesiąc, na wychodzenie z domu. Większość miesiąca więc przeleżałam w łóżku, oglądając miliony seriali i filmów, starając się zapomnieć o rzeczywistości, co średnio mi wychodziło.
Niemal co 10 minut pisałam do Zacka, czy Nate się obudził, a co 5 do Hanny, że już nie mogę wytrzymać i się o niego boję. Naprzemiennie pisałam też do Josha, czy jest u Nata w szpitalu i czy napewno wszystko okej.
Oczywiście pisanie i tak mnie nie zaspokajało, więc kilka razy wymknęłam się z domu, żeby go odwiedzić.

Bałam się. Zwyczajnie się bałam.
Dawali mu małe szanse.

Coraz mniejsze.

Na dzisiejszy dzień czekałam bardzo długo.
Wybił właśnie miesiąc, co oznaczało koniec szlabanu, a dodatkowo wyjazd rodziców za granicę.

Ubierałam buty, gotowa aby nareszcie wyjść z domu i jechać do szpitala gdy mój telefon zawibrował.

Pogotowie ratunkowe:
Josh: OBUDZIŁ SIĘ!!!

Prawie zemdlałam z radości. W sekunde wybiegłam z domu. Wydawało mi się jakby cały świat uśmiechał się do mnie.

W przeciągu kilkunastu minut znalazłam się pod szpitalem, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony Zack.
Niemal wbiegliśmy do sali, w której leżał Nate.

Nasze szerokie uśmiechy, szybko spłynęły z naszych twarzy.

Staliśmy zmartwieni, próbując dowiedzieć się co się dzieje.

Josh stał koło łóżka przyjaciela z rękami założonymi na karku i przerażonym spojrzeniem.

Nate darł się na lekarza, który nieumiejętnie próbował uspokoić przerażonego, agresywnego pacjenta.

Wymieniliśmy spojrzenia z Zackiem, utwierdzając się nawzajem w przekonaniu, że z tych krzyków nic nie rozumiemy.

I wtedy, jedno zdanie ponownie złamało moje serce.

-Nie czuje nóg! - wrzasnął przerażony Nate- Kurwa, nie czuję nóg, o czym ty mówisz?!

-To może być chwilowe zaburzenie, musimy zrobić badania- starał się spokojnym głosem wytłumaczyć lekarz.

-Nie obchodzi mnie to! Nie czuje nóg! Nie czuje nóg!- wpadł w furię Nate, szarpiąc się za nogi, próbując coś poczuć- Nie czuję ich!- zaczął krzyczeć jeszcze głośniej, uderzając pięściami w nogi z taką siłą, że wyraźnie robił sobie krzywde.

-Uspokój się!- podniósł głos doktor- Siostro, pasy i Mizadolam- dodał szybko, widząc jak Nate wpada w coraz większą panikę.

Chwilę później Mill został przypięty pasami do łóżka oraz popadł w stan letargu, po podaniu mocnego zastrzyku z lekiem uspokajającym.

Próbowałam oszukiwać się, że wszystko będzie dobrze i wróci do normy. Jednak w rzeczywistości czułam jak żołądek ścisnął mi się ze strachu, a ilość żalu jaką czułam powoli wymyka się spod kontroli.
Świadomość, jak wszechświat niszczy Nata, fakt, że doświadcza tyle bólu, tyle zła, rozrywała mnie na kawałki. Ta bezsilność, że nic nie mogę zrobić, że ten biedny chłopak, jeszcze tak właściwie dziecko, jest tak zniszczony fizycznie i psychicznie, że przestaje normalnie funkcjonować i fakt, że jest tylko gorzej gorzej.
Patrzyłam na niego i wręcz czułam jak boli mnie serce, a łzy zbierają się w oczach.
Jego nadgarstki były przypięte do metalowych rurek przy łóżku, zwisały bezwładnie, a skóra na nich była cała w bliznach po wieloletnim samookaleczaniu. Gdy miesiąc temu doktor powiedział nam o samookaleczaniu Nata, dotknęło nas to, ale zostało stłumione gniewem do Sida i wszystkimi innymi urazami. Teraz jednak, gdy już się obudził, przeżył, moja perspektywa zmieniła się. Gdy patrzyłam na jego nadgarstki, na jego skórę, a raczej blizny na bliznach, serce bolało mnie coraz mocniej. Świadomość, że sam sobie to zrobił, że pomimo tego jak bardzo był katowany i wiecznie cierpiał fizycznie, to ból psychiczny i tak wygrywał i żeby coś więcej poczuć to ciął się wielokrotnie, niszcząc swoje idealne ciało.

Łzy spłynęły mi po policzkach.
Przyglądałam się dalej Natowi, raniąc siebie samą jeszcze bardziej.

Głowa chłopaka bezwładnie leżała na poduszce, przewiązana bandażem. Oczy miał zamknięte. Brwi, ciemnobrązowe, gęste, ale z wieloma bliznami i w opatrunkach po szyciu. Nos smukły, idealny, ale również, ze śladami po bójkach i lekko zniekształcony po wielokrotnych złamaniach. Pod nim wąsy z tlenem, ułatwiające wycienczonemu chłopakowi oddychanie. Usta spierzchnięte, po miesięcznym braku nawilżania. Broda, z małymi bliznami, pokryta lekkim zarostem.
Dalej szyja, nadal ze śladami siniaków po podduszaniu. Ręce, z masą wenflonów. Tors, tak poraniony, że poczułam kolejną falę bólu. Z masą blizn, wielkich blizn, nierówno zagojonych. Żebra, całe poranione, blizny po cięciach, na nich wielkie pooperacyjne. Wszędzie pełno siniaków, krwiaków. Brzuch, cały w bliznach, wielkich, jeszcze nie do końca zagojonych ranach po ataku Sida nożem. Uda, znowu ze śladami po szerokich cięciach żyletką.

Nie byłam nawet w stanie tego przetworzyć. Ból wręcz rozrywał moje ciało, niczym jakby ktoś wlał we mnie żrący kwas. Było mi słabo, ze zwyczajnego strachu, o jego życie, o to jak bardzo był zniszczony i rozwalony.

Poczułam czyjąś rękę na ramieniu, spojrzałam przekrwionymi oczami na Hanne, która posłała mi lekki uśmiech, próbując jakoś mnie uspokoić.

Myśli dręczyły mnie coraz bardziej. W niepamięć posłałam to jak wyglądał Nate, a zaczęłam przypominać sobie słowa Josha, które usłyszałam zaledwie 3 dni temu.
Okazało się bowiem, że Nate, tydzień przed pamiętnym pierwszym dniem wakacji, sporządził pewien dokument, w którym upoważnił Josha do znajomości o jego stanie zdrowia w razie wypadku.
Dzięki temu Lopez miał całodobowe informacje o Nacie gdy ten był w śpiączce.

Trzy dni temu, lekarz przekazał mu kluczowe informacje o stanie jego zdrowia.
Josh przekazał nam, co powiedział doktor.

Dowiedzieliśmy się, że Nate musi do końca życia przyjmować leki, z powodu usunięcia śledziony. Do tego, że po obudzeniu się, (o ile się obudzi, co lekarz dogłębnie zaznaczył, wyraźnie nie chcąc dawać nam nadzieji) może mieć znaczne problemy z oddychaniem, z powodu zniekształconych żeber i ponoć ciężkiego, nieleczonego zapalenia płuc. Mówił też, że czeka go długa rehabilitacja i, że potrzebuje terapii psychologicznej, do tego musi zeznawać na policji w sprawie Sida oraz, że muszą powiadomić opiekę społeczną, bo jego oboje rodzice nie żyją i prawdopodobnie zostanie wysłany do domu dziecka.

W głowie krążyły mi te słowa, w kółko i w kółko, a świadomość, że Nate o tym nie wie, że nawet nie wie o śmierci matki zabijała mnie.

Poprostu mnie zabijała.

.

MASKA // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz